Kiedy kolejne skupiska ocalałych zaczęły upadać, podejrzewano, że po zgliszczach dawnej cywilizacji grasuje mutant, który bez najmniejszych przeszkód pokonuje radioaktywne obszary i omija najniebezpieczniejsze zakątki zrujnowanej Polski. Chodziły też słuchy, że tajemniczy wirus zbiera swoje żniwo, podobnie jak „czarna śmierć" w latach, kiedy ludzie byli panami Ziemi. Bo w końcu który człowiek byłby w stanie przemierzyć setki kilometrów na powierzchni, gdzie radiacja w znacznym stopniu przekracza normę, a do tego na każdym kroku można spotkać krwiożercze mutanty? Właśnie dlatego Charon nie bał się zdemaskowania. Swoje stare imię porzucił dawno temu. Chciał zostawić za sobą przeszłość i wszystkie wspomnienia. Przed dniem sądu ostatecznego, bo tak nazywa ów pamiętny dzień, kiedy na Ziemię spadły „gwiazdy", pochłaniające miliony istnień, był szczęśliwym człowiekiem. Miał kochającą żonę i cudownego syna - rodzinę, dla której mógłby zrobić wszystko. Jego jedyne szczęście odebrały mu największe bestie, jakie kiedykolwiek spotkał, ludzie. Czasami żałował, że tamtego dnia nie było go z nimi, że nie mógł uściskać żony i powiedzieć swojemu dziecku, jak bardzo ich kocha. Przeżył cudem. Zrządzeniem losu przebywał wtedy w dawnych schronach atomowych, gdzie pomagał je odrestaurowywać. Właśnie tam zaszył się na kilka miesięcy, zanim wybrał się na swoją krucjatę. Nienawidził ludzi za to, co zrobili jemu i tej pięknej planecie, dlatego wyszukiwał skupiska ludzi i je eliminował. Zawsze, kiedy zabijał ostatniego człowieka w danym miejscu, siadał pod ścianą i mówił sobie, że przeprowadził skażone dusze z Czyścica przez Styks do Piekła na wieczne potępienie. Właśnie od tego wzięło się jego nowe imię - od mitologicznego Charona. Wędrówka z miejsca na miejsce sprawiała mu dużo bólu i cierpienia. Widział bowiem w swoim życiu wiele i za każdym razem przekonywał sam siebie, że jego misja jest słuszna. Nie ma gorszych bestii od człowieka. Widocznie mutanty, które spotykał na swojej drodze podzielały jego opinię, bo jeszcze żaden go nie zaatakował. Traktowali go jak swego i pomagali mu niszczyć kolejne schronienia ludzi. Nie wydawał im poleceń. Nie porozumiewał się z nimi. Po prostu pozwalał im działać. Wędrówki ułatwiał mu skafander ochronny, który wręcz zdarł ze zwłok znanego profesora.
Pamiętał doskonale słowa zmarłego:
- Jestem przekonany, że Ziemię da się odbudować. Muszę tylko zbadać poziom radiacji.
Tak się składa, że kombinezon rzeczywiście jest odporny na promieniowanie, ale niestety okazuje się bezużyteczny w spotkaniu z dzikimi psami. Właśnie to zgubiło naukowca. Jego największe dzieło, czyli owy kombinezon odziedziczył właśnie Charon. I dzięki temu żyje. Trudno mu natomiast wytłumaczyć, dlaczego kule nie znajdują drogi do jego ciała. Jakby dziwnym trafem stawał się wtedy niewidzialny. Może ci, co nazywają go mutantem, mają rację? Bo w końcu jak w racjonalny sposób to wszystko wytłumaczyć? Coraz częściej o tym wszystkim myślał, kiedy mijał szkielety dawnych budowli i opuszczone miasta, które kiedyś tętniły życiem. Z tej melancholii wyrywał go tylko cel, jaki sobie wyznaczył. Tym celem była eksterminacja ludzi pozostałych przy życiu.
Kiedy po dłuższej wędrówce i zjedzeniu wszystkich zapasów żywności, które uzbierał ze schronów jakie odwiedził, zobaczył mogileński klasztor, jego myśli odfrunęły do miejsca, gdzie nie miał dostępu. Pora wykonać kolejną misję i odprowadzić wszystkie nieszczęsne dusze do miejsca ich wiecznego spoczynku.
***
Mogilno było małym miastem, dlatego nie sądził, że w klasztorze schroniło się dużo ludzi. Wprawdzie w podziemiach mieli oni całkiem sporo miejsca, ale nie na tyle, żeby egzystować w nieskończoność. Na samym początku nie wierzył, że mogą tam być ludzie. Dopiero, kiedy przemierzał ulice zrujnowanego miasta zauważył, jak grupka osób demontuje stary wóz strażacki, a jego części zanosi w miejsce, które właśnie obserwował. Klasztor w latach swojej świetności musiał być bardzo piękny. Słyszał nawet, że został ufundowany przez samego Kazimierza Odnowiciela. Cóż. Większość budynków, które zostały zbudowane tuż przed katastrofą, runęło jak domek z kart trącony przez lekki wietrzyk. Zabytkowy klasztor natomiast stoi w prawie nienaruszonym stanie. Może to rzeczywiście opatrzność Boża uchroniła ten budynek przed zniszczeniem i dała schronienie ostatnim ocalałym? W końcu w świecie, gdzie ufność w ludzi odeszła w niepamięć, trzeba w coś wierzyć. Charon odwrócił głowę w stronę swoich towarzyszy. Przerośnięte szczury domyśliły się, że nadchodzi ich przekąska. Czekały tylko na mały gest, który zmotywowałby ich do ataku. Charon miał jednak dziwne przeczucie, że tym razem nie pójdzie mu tak gładko. Dlatego postanowił, że do klasztoru wejdzie samotnie. Może po wykonanym zadaniu pozwoli szczurom się posilić przed dalszą drogą. Teraz jednak chce być sam. Ruszył w stronę wielkich, masywnych drzwi. Wyciągnął strzelbę i przygotował granaty, które miał przy pasku. Miał nadzieję, że ludzie nie będą stawiali oporu i odpokutują za grzechy swoich przodków. Ku jego zaskoczeniu, drzwi okazały się otwarte i przez nikogo nie pilnowane. Przekroczył więc bramy świątyni bez najmniejszych przeszkód.
YOU ARE READING
Apokalipsa: Odkupienie
FantasyFantastyka postapokaliptyczna. Po zgliszczach dawnej cywilizacji wędruje tajemniczy przybysz mordujący ostatnich ocalałych.