Lake:
Słoneczko jest naprawdę przeurocza, śliczna i w ogóle wszystkie naj, ale nocy to się z nią nie prześpi. Mój brat i jego żona świętowali troszkę za bardzo, ale nie dziwie dziwię się Less. W końcu dziewięć miesięcy nie mogła pozwolić sobie choćby na lampkę wina. Kiedy więc zadzwonili oznajmiając raczej niż pytając, że nie Milly zostaje u nas na noc, nie byłam ani w szoku ani zła. Nawet jeśli to oznaczało nieprzespaną noc, bo MillyCent calutką noc budziła się i domagała jedzenia, zmiany pieluchy lub po prostu przytulenia. Nie mamy łóżeczka, więc dziewczynka spała z nami w łóżku. Josh ostatnio mało spał i nie chciałam by Milly budziła go co godzinę swoim płaczem, dlatego kiedy tylko obudziła się drugi raz wzięłam ją i wszystkie potrzebne rzeczy, i zeszłyśmy do salonu. Tam miałam bliżej do kuchni. Co godzinę włączał mi się prywatny budzik. Brałam dziewczynkę na ręce, wkładałam ją do nosidełka, stawiałam je na blacie w kuchni, a sama przygotowywałam Słoneczku mleko. Obudziłyśmy się chwilę po piątej rano. Nie chciała jeść ani nie miała mokro w pieluszce. Chciała się po prostu do kogoś przytulić. Wzięłam ją na ręce i tulę już dobrą godzinę. Kiedy uspokaja się na dobre odkładam ją do nosidełka. Kiedy zerkam na zegarek jest tak jak myślałam, po szóstej. Josh za chwilę będzie musiał wstawać. Co prawda jest sobota, ale ma ponoć jakąś ważną sprawę do załatwienia. Od jakiegoś czasu już tak jest. Pracujemy całymi dniami. W domu widzimy się tylko na kolacji i w łóżku, a czasami nawet nie bo, mój narzeczony potrafi wrócić, gdy ja już śpię. Kiedy ja mam wolne soboty, on przeważnie ma jakieś pilne sprawy, a ja spędzam weekendy z dziewczynami lub również pracuję. Wiem, że utrzymanie i prowadzenie swojej firmy jest ciężkie, ale powoli zaczyna mnie to męczyć. Nie tak wyobrażam sobie nasze wspólne życie. Nie zamierzam narzekać, bo nie chcę wyjść na rozkapryszoną gówniarę no i widzę, że stara się spędzać ze mną jak najwięcej czasu. Nie chcę robić mu wyrzutów, bo nie spędzamy ze sobą każdej minuty dnia jak para licealistów.
Potrząsam głową i korzystając z chwili wolnego pędzę do łazienki. Nie zostawiam noworodka samego, zamiast tego zabieram nosidełko ze śpiącym dzieckiem ze sobą do łazienki. Stawiam ją na podłodze, a sama wchodzę do kabiny mając nadzieję, że krople wody nie obudzą malucha. Gorąca woda pieści moje obolałe ciało zabierając ze sobą resztki ciężkiej nocy. Odprężam się czując błogie, gorące krople spływające po mojej skórze. Mogłabym to robić całymi dniami, ale musi mi wystarczyć dwadzieścia minut. Owijam się miękkim, bawełnianym ręcznikiem i staję przed lustrem. Maluszek nadal śpi, więc mam czas na umycie zębów i pielęgnację twarzy. Pół godziny później ze słodko śpiącą Milly opuszczamy łazienkę by się ubrać. Dziewczynka śpi jak zabita przez cały czas gdy wkładam na siebie ubranie, a także w drodze do kuchni. Wychodzi na to, że Słoneczko to nocny marek. Zostawiam ją w salonie, a sama udaję się do kuchni by zrobić naleśniki. Zatracam się w przygotowaniach, więc kiedy czuje oplatające się wokół mnie silne ramiona, podskakuję przestraszona.
– Hej, tylko ja. – kojący głos Josha pieści moje uszy. – Dzień dobry kochanie. – Uśmiech natychmiast wstępuje na moją twarz.
– Dzień dobry. – odpowiadam i odwracam głowę by móc go pocałować. – Siadaj. Zaraz podam śniadanie. – mówię i odsyłam go do stołu, ale Josh nie odstępuje mnie na krok. Zamiast tego przystawia swoją twarz w zagłębienie mojej szyi. Jego zarost przyjemnie łaskocze. Zatracam się w przyjemności.
– Wiesz jakie to przykre uczucie, kiedy budzisz się, a obok nie ma tego co najpiękniejsze w twoim życiu? – jego głos to niski pomruk. – Czemu nie spałyście w naszej sypialni? – pyta muskając ustami płatek mojego ucha. Trudno mi zebrać słowa. Mój głos jest ochrypły od emocji.
– Ostatnio mało sypiasz. Jesteś zmęczony .Dużo pracujesz. Powinieneś odpoczywać. Nie chciałam żebyś budził się co godzinę. Więc kiedy Milly obudziła się drugi raz, wzięłam ją i zeszłyśmy do salonu. – tłumaczę. Josh zaprzestaje swoich pieszczot. Jego dłonie sprawnie odwracają moje ciało tak, że teraz stoję do niego przodem.
– Gadasz głupoty, Lake. – uśmiecha się. – Nawet gdyby Milly mnie obudziła, to na pewno nie byłbym zły. Jak mogłaś w ogóle tak pomyśleć. – wydaje się zszokowany moimi słowami. – Pomógł bym ci się nią zająć. Raz wstawałabyś do niej ty, a raz ja. Nie musiałaś męczyć się całą noc sama. Kiedy będziemy mieli własne dzieci też będziesz uciekać do nich na całe noce nie chcąc mnie obudzić? – pyta. Mimowolnie uśmiecham się. Nasze dzieci. – Będę ci pomagał jak najlepiej będę potrafił. Więc kiedy MillyCent będzie u nas następnym razem, pozwól, że teraz to ja będę do niej wstawał. Hmmm. – mówi patrząc moje oczy. Jego usta są tak blisko moich. Wystarczy, że trochę się przysunę i będę mogła znowu ich posmakować.
– Mhm. – nie jest to odpowiedź wysokiej klasy, ale w tej chwili tylko na taką mnie stać. Josh zdaje się zauważyć co chodzi mi po głowie, bo to on przybliża się do mnie na tyle, że nasze ciała dzielą już tylko milimetry. Mój oddech przyśpiesza. Mężczyzna dotyka moich ust swoimi, ale nie całuje mnie. Zamiast tego pyta.
– Co chcesz żebym zrobił?
Chcę go pocałować, żeby mu pokazać czego pragnę, ale Josh odsuwa się w chwili, gdy nasze usta mają się zetknąć.
– Powiedz czego ode mnie chcesz Lake.
– Chcę żebyś mnie pocałował.
Uśmiecha się lubieżnie. Dopiero kiedy wypowiedziałam te słowa na głos, Josh znowu przybliża swoją twarz do mojej, tym razem łącząc nasze usta. Jego miękkie wargi smakują miętą, Pocałunek nie jest delikatny. Jest pełny żaru i pożądania. Jego język wdziera się do moich ust i rozpaczliwie szuka mojego, a gdy już wreszcie go znajduje łączy się z nim w namiętnym tańcu. W tym momencie dziękuje bogu, za to, że zszedł na dół bez koszulki. Moje ręce błądzą po nagim, umięśnionym torsie żeby móc przejść do pleców. Przeciągam paznokciami wzdłuż kręgosłupa na co Josh reaguje stęknięciem. Wyplata swoje dłonie z moich włosów i zaczyna ściągać mi bluzkę. Na chwilę odrywa się ode mnie by uwolnić mnie ze zbędnej odzieży. Omiata wzrokiem moje piersi ukryte w beżowym biustonoszu z koronki by za moment wpić się w moje usta na nowo. Tym razem jego ręce ugniatają moje cycki przez koronkowy materiał, na co moje sutki twardnieją. Dyszę cicho w jego usta co podnieca go bardziej. Jednym sprawnym ruchem pozbywa się mojego stanika. Teraz błądzi językiem po moich wargach by móc swobodnie przejść na szyję… Obojczyk…
– Ah! – z moich ust ucieka cichy krzyk, gdy zatacza mokre ślady wokół moich sutków. Najpierw u jednej piersi, potem u drugiej. Niech nie przestaje. Odchylam głowę do tyłu i sapię z rozkoszy. Jest mi tak cholernie dobrze, gdy jedną dłonią ściska moją pierś podczas gdy drugą wciąż obdarza mokrymi pocałunkami.
– Oh tak. – jęczę cicho kiedy drugą dłonią dotyka mojej cipki. Jeśli wcześniej byłam mokra, to teraz mam w majtkach pieprzony ocean. Jego dłoń wślizguje się za pasek moich dresów by po chwili odnaleźć to czego szukała. Mokrą, napaloną cipkę.
– Zawsze jesteś dla mnie taka gorąca i gotowa. – ochrypły szept Josha pieści moje uszy, gdy przygryza płatek mojego ucha. – Rozstaw nogi szerzej. – instruuje mnie. Tak robię. Staje w lekkim rozkroku by dać mu jak najwięcej dostępu do mojej spragnionej go kobiecości. – Dobra dziewczynka. – mówi po czym atakuje moje usta jednocześnie pieszcząc kciukiem moja łechtaczkę.
– O błagam Josh. Tak… Tak…– dyszę ciężko.
– O co mnie błagasz?
– Pozwól mi dojść. – kwilę.
Nie muszę się powtarzać. Cały czasz pieszcząc łechtaczkę wsuwa we mnie swoje palce podwajając przyjemność. Najpierw jego ruchy są powolne, ale to dla mnie za mało. Chwytam w dłonie jego włosy i zmuszam by na mnie spojrzał.
– Wypieprz mnie palcami, Josh. – nakazuję.
Jego oczy płoną.
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
I w tym momencie jego ruchy gwałtownie przyspieszają. Porusza palcami szybko i sprawnie, a wolną ręką trzyma mnie za szyję. Jest dziki w tym co robi i pierwszy raz od dłuższego czasu pozwala sobie na coś więcej niż wanilia w łóżku.
– Oh kurwa… Brakowało mi tego. – jęczę. Poruszam rytmicznie biodrami czując nadchodzące spełnienie. – Ja pieprzę! O tak.. Jeszcze… Jeszcze… O kurwa! – moje nogi odmawiają posłuszeństwa gdy wstrząsa mną fala orgazmu.
– Właśnie tak maleńka. Zaciśnij się na moich palcach. – jego glos jest ochrypły. Wyjmuje ze mnie palce i podstawia dłoń pod usta. Oblizuję każdy palec pojedynczo mrucząc przy tym cicho.
– Grzeczna dziewczynka. – Josh przyciąga mnie do siebie i ponownie całuje. Tym razem delikatniej. – Kocham cię. – wyznaje.
Uśmiecham się do niego. On pozwolił mi dojść, więc chyba pora na rewanż. Dotykam jego twardej już męskości i masuje przez materiał spodni. Josh odchyla głowę do tyłu i pomrukuje. Klękam powoli przed nim i wyjmuje kutasa ze spodni. Przesuwam po nim powoli dłonią zaczynając swój masaż i kiedy moje usta obejmują nabrzmiały członek, rozlega się płacz. Głośny i donośny. Natychmiast wstaję.
– To chyba jest kurwa jakiś pierdolony żart. – Josh wydaje się być sfrustrowany.
Głośny śmiech ucieka mi z ust.
– To nie żart tylko noworodek upominający się o swoje jedzenie. – mówię. – Masz okazję się wykazać wujku. Ja w tym czasie przygotuję mleko.
Josh wstaje i idzie do salonu. Pochyla się nad dziewczynką i ostrożnie wyjmuję ją z nosidełka.
– Cii. Nie płacz maleńka. Ćś. Już dobrze. – szepce do dziewczynki, kołysząc ją lekko w ramionach. Na jego słowa ciepło rozlewa się na moim sercu. Będzie z niego dobry ojciec. Najpierw jednak musimy się pobrać, powyjaśniać wszystkie sprawy, wyprostować problemy.
– Lake słuchałaś mnie? – z zamyśleń wyrywa mnie głos Josha.
– Przepraszam zamyśliłam się. Co mówiłeś?–pytam.
– Pytałem czy mogłabyś wziąć dziecko, bo muszę się już zbierać, a mam się jeszcze ubrać. podał mi dziewczynkę.
Ze Słoneczkiem na rękach przyglądałam się jak mój narzeczony przemierza po dwa stopnie na górę, by zbiec z nich dziesięć minut później, w jednym ze swoich garniturów w kolorze granatu. Zbiera ze stolika swoje rzeczy i chwyta teczkę. Milly zasypia powoli kończąc swoje mleko.
– Jaka to sprawa tym razem? Aż tak pilna, że nie zjesz ze mną nawet śniadania? – pytam kiedy do mnie podchodzi.
– Przepraszam Lake. Już dawno powinienem być w firmie. To nic ważnego. Nie przejmuj się tym. – jak zwykle mnie zbywa. – Wrócę najszybciej jak tylko będę mógł. – całuje mnie w czoło. – Pa kochanie. – teraz całuje Mily. – Pa maluchu.
– Cześć. – mówię smutno i patrzę na zamykające się za nim drzwi.
– I co Słoneczko? – mówię do dziewczynki. – Zostałyśmy same. – uśmiecham się smutno. –Chodź. Odbijemy cię. – odstawiam pustą butelkę na blat i delikatnie zmieniam pozycję dziewczynki.
Dzisiaj przynajmniej mam Milly.
***
– Mam nadzieję, że była grzeczna. – mówi patrząc na swoją córeczkę Less.
Troskliwa mama przyjechała po swoje dziecko dwie godziny przed czasem. Teraz do powrotu Josha będę odbijać się od ścian.
– Tak, była bardzo grzeczna. Jadła i spała. Nawet nie zauważyliśmy z Joshem, że mamy dziecko. – odpowiadam pomijając kilka zdarzeń z nocy.
Na twarzy Less rozkwita uśmiech od ucha do ucha.
– Naprawdę? Nawet w ciągu nocy? – niedowierza. – Wiem, że to dziecko jest nocnym dzieckiem Lake. Jeśli bardzo dała wam w popalić, to przepraszam.–mówi i spogląda na mnie.
Zbywam ją machnięciem ręki.
– Naprawdę było dobrze Less. Nie przejmuj się.
– Nie wiem jak ci się odwdzięczę kobieto. – patrzy na mnie.
– Daj spokój. – odpowiadam. – Dla mnie to była czysta przyjemność. Polecam się na przyszłość. – śmiejemy się. – A gdzie zgubiłaś mojego brata? Aż dziwne, że ten nadopiekuńczy ojciec nie przyjechał po swoją pierworodną.
– Powiedzmy, że musi dojść do siebie. – odpowiada moja szwagierka. – Dzięki za propozycję opieki nad małą na kolejny raz, ale teraz czas na matkę chrzestną.–oznajmia.
– Em na pewno też się ucieszy. – komentuje.
Alex i Em zostali rodzicami chrzestnymi Słoneczka. Skoro ja jestem już mamą chrzestną Maxa, musiałam ustąpić Em. Zrobiła to z wielką przyjemnością. No, a skoro Alex poprosił na chrzestnego Chrisa, ten odwdzięczył mu się tym samym.
– Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. – śmieje się młoda mama.
– No, a jak tam udał wam się wieczór? – pytam ciekawa. Less podnosi rozmarzone spojrzenie.
– Cudownie było znowu poczuć smak wina. – mówi zamykając oczy i przygryzając wargę.
– Pamiętam jak po operacjach nie mogłam pić przez kilka tygodni i później pierwszy raz napiłam się wina. Jezus, to tak jakbym przeżyła alkoholowy orgazm.
–No to teraz pomnóż to uczucie razy dziesięć. Bo ja nie miałam alkoholu w ustach przeszło dziewięć miesięcy. – wtrąca się Less.– Było niesamowicie. Chris był naprawdę uroczy kiedy tłumaczył prawie wszystkim w restauracji jaki jest ze mnie dumny i jaką mamy wspaniałą córkę. Aż żałuję, że minęło tylko dziewięć dni od porodu, bo inaczej moglibyśmy…
–Lalalala! Nie słucham cię Less. Proszę, oszczędź mi takich informacji. To nadal mój brat.
– Wybacz. Ciągle o tym zapominam. – reflektuje się dziewczyna. – O tych rzeczach mogę rozmawiać tylko z Emmą. Ciebie wykluczamy z naszych rozmów o sex…
– Błagam Leslie, nie kończ. Cokolwiek zaczyna się na s, a kończy na x i dotyczy obu moich braci, jest zakazane. – instruuję ją.
– Och, daj spokój. – odzywa się Less. – Ja na przykład nie mam nic przeciwko słuchania o sexualności twojego narzeczonego.–wzrusza ramionami.
– Bo to nie jest twój bart! – patrzę na nią.
Siedzi chwilkę milcząc i wygląda jakby nad czymś myślała.
– Jak by się tak nad tym zastanowić to...masz rację. – przyznaje.– To co ci powiedziałam, z twojej perspektywy wydaje się być obleśne.
– Dziękuje! – patrzę w górę.
– Oj już przestań! – trąca mnie ręką w ramię po czym obie wybuchamy śmiechem.
***
Less i Słoneczko wyszły jakąś godzinę temu. Udało mi się namówić ją na zjedzenie wspólnie lunchu, dzięki czemu zyskałam dodatkową chwilę czasu w czyimś towarzystwie. Zdążylam wysprzątać dokładnie salon i kuchnie, zrobić pranie i spisać listę zakupów. Muszę nadgonić trochę z papierkową robota dla kliniki, ale odkładam to w czasie. To ta część mojej pracy, której nienawidzę. Leżę właśnie na kanapie i zajadam się czekoladą kiedy rozlega się dzwonek mojego telefonu.
– Hej Lake. – wita mnie wesoły jak zawsze głos Lily.
– No cześć. – odpowiadam z uśmiechem. – Co tam?
– Bardzo się nudzisz? – pyta.
– W skali od jeden do dziesięciu, na sto. – wyznaję.
– To co ty na to żebyś wpadła do nas na obiad? – słyszę w jej glosie nutkę nadziei.
Spoglądam na zegarek. Jest za pięć szesnasta. Josh będzie w domu dopiero za jakieś dwie do trzech godzin. A to oznacza godziny gapienia się w telefon lub telewizor. Jasne, że wybieram obiad z rodziną mojego narzeczonego.
– No jasne. – mówię cały czas uśmiechnięta.
– Świetnie! – komentuje. – W takim razie możesz się już zbierać i do zobaczenia!
– Do zobaczenia! – rozłączam się.
Mam na sobie dres z rana. Wypadałoby się przebrać. Biegnę do garderoby na górę i wybieram sweter w kolorze pudrowego różu i czarne, woskowane spodnie. Poprawiam włosy zbierając potargane pasma w niechlujnego koka. Tuszuję jeszcze rzęsy i nawilżam usta balsamem borówkowym. Rzucam okiem na swoje odbicie i po zaakceptowaniu swojego wyglądu schodzę z powrotem na dół. Podchodzę do lodówki i wyciągam wino, które pakuję do papierowej torby/ W torbie są już słodkości dla Hope i Juniora, a także mała paczka smakołyków dla Golda. Chwytam z blatu kluczyki i narzucam na siebie płaszcz. Po włożeniu butów ściągam z wieszaka jeszcze torebkę i wychodzę z mieszkania gasząc światła.
W drodze do rodziców mojego narzeczonego próbowałam się do niego dodzwonić. Z marnym skutkiem, bo za każdym razem włączała się jego poczta głosowa To dziwne, bo zawsze ode mnie odbiera, nawet gdy jest na spotkaniu. A jeśli wie, ze nie będzie mógł odebrać pisze wcześniej wiadomość. Kiedy po raz kolejny włącza się poczta nagrywam się.
– Josh do cholery odbierz. – cedzę przez zaciśnięte zęby, po czym dodaję. – Nie wiem czym jesteś aż tak zajęty żaby nie odebrać ode mnie ani jednego telefonu. – mówię zła. Jednak chwile potem mam wyrzuty sumienia. Josh przecież prowadzi swoją firmę. Mówił, że ma dzisiaj jakąś pilną sprawę. Mogłabyś to uszanować. Jeżeli nie odbiera to chyba coś znaczy. Opieprza mnie moja podświadomość. I choć nie lubię tego przyznawać, ma rację. – Przepraszam. Wiem, że jesteś pewnie bardzo zajęty skoro nie możesz odebrać. Nie potrzebnie zawracam ci głowę. Chciałam ci tylko powiedzieć, że jadę do twoich rodziców na obiad. Jeżeli będziesz wracał to wpadnij do nas. Kocham cię. Pa. – rozłączam się. I właśnie w ty momencie wjeżdżam na podjazd Coldstone'ów.
Drzwi od domu otwierają się z impetem i wybiega z nich Młody.
– Ciocia! – krzyczy i rzuca się w moje ramiona.
Podnoszę go i mocno przytulam. Stęskniłam się za tym malcem.
– Cześć Młody. – szepce mu do ucha.
– Josh! – na werandę wychodzi Carmen. – Przeziębisz się.–mówi kiedy jesteśmy już obok niej.
– Cześć Carmen. – całuję ją w policzek. – Przyniosłam wino i smakołyki dla dzieciaków i Golda. – podaje jej torbę.
– Witaj kochanie. Dziękuję. – oddaje całusa. – Mówiłam już, że możesz na mnie mówić mama. – znowu to samo.
Odkąd zaręczyłam się z Josh'em jego rodzice wręcz nalegają żebym mówiła do nich "mamo" i "tato". Było to bardzo miłe z ich strony. Z resztą co się im dziwię. Moi rodzice również nalegają na to żeby Josh nazywał ich rodzicami. On nie ma z tym problemu. Robi to z wielką radością, a ja jakoś nie potrafię się przełamać.
– Ten tutaj... – Carmen wskazuje na Młodego. – ..czeka na ciebie już dobre dwie godziny. –śmiejemy się obie.
– Chodź ciociu Lake. – Junior ciągnie mnie za rękę. – Pobudujemy z klocków!
– Josh daj się najpierw rozebrać cioci. – odzywa się Lily, która pojawiła się znikąd. – Chodźcie do środka. – woła nas.
Nie protestujemy. Kiedy tylko przekraczamy próg Josh biegnie do salonu przygotować zabawki.
– Hej kochana. – Lily przytula mnie.
– Hej, hej. – odwzajemniam uścisk.
– Chodźmy do kuchni. – proponuje Carmen.
– Obawiam się, że Josh nie puści Lake tak łatwo. – oznajmia Lily, po czym wybuchamy śmichem.
***
W kuchni czeka już na nas Anthony.
– Witaj piękna. – przytula mnie.
– Dzień dobry. – odpowiadam grzecznie.
– Lake, jesteś za oficjalna. –ś mieje się najpierw on, a później my wszyscy.
– A co tu tak wesoło? – pyta przytulający od tyłu swoją żonę Casper.
Zaraz. Chwila. Stop. Czy on przypadkiem nie miał być z Joshem?
– Cześć bratowa. – całuje mnie w policzek.
– Cześć. – mówię zdezorientowana.
Siadam na stołku barowym przy blacie.
– Casper, a czy ty nie miałeś być dzisiaj z Joshem? – zadaje w końcu nurtujące mnie od kilku chwil pytanie.
– Byłem. – odpowiada. – Skończyliśmy jakąś godzinkę temu. – mówi beztrosko. – A właśnie...–marszczy brwi. – Gdzie jest mój przygłupi braciszek?–rozgląda się.
– Josh jeszcze nie wrócił. Próbowałam do niego dzwonić, ale jest nieuchwytny. – tłumaczę.
Brat mojego narzeczonego robi zdziwiony wyraz twarzy. Ale szybko dodaje.
– No tak. – mówi. – Mi pozwolił iść do domu, ale sam musi coś tam nadrobić. Kazał ci przekazać, że może się trochę spóźnić. – mówi szybko. Za szybko.
– Mhm. – mruczę. – Wybaczcie na chwilkę. Pójdę zobaczyć jak tam Młody.
Wychodząc z salonu widzę jeszcze jak Casper prosi Anthonego o rozmowę w cztery oczy i zaniepokojone spojrzenia dziewczyn. Coś tu jest nie tak...Nie! Lake przestań pieprzyć! Powiedział, że wróci później. Nie potrzebnie siejesz panikę.
– Ciociu pobudujemy? – z zamyśleń wyrywa mnie Młody.
– No pewnie, że tak. – odpowiadam uśmiechnięta.
***
Obiad minął w przyjemnej atmosferze, przynajmniej dla niektórych . Cały czas miałam w głowie słowa Caspra i jego dziwne zachowanie. No i Josh nie oddzwonił. Starałam się o tym nie myśleć. Niestety nie myło z nami Asi z Drakiem i Hope, ale obiecali, ze wpadną następnym razem. Dowiedziałam się, że mój narzeczony panicznie boi się igieł i praktycznie uciekał z gabinetu pielęgniarki kiedy tylko miał mieć szczepienie. Dlatego potem, zawsze kiedy miał mieć szczepionkę, mówili mu, że jadą kupić mu nową zabawkę. A kiedy już wiedział co się święci nie uciekał, bo wiedział, że czeka go nagroda. Teraz przynajmniej wiem, jak go zaszantażować.
– Powinnam się już zbierać. – mówię patrząc na zegarek. Jest już po osiemnastej i Josh pewnie zaraz wróci.
– Josh nawet nie wie jakie spotkało go szczęście. – mówi Lily.
Na moich policzkach rozlewa się czerwień.
– Musisz już jechać? – pyta Casper.
– Raczej tak. – odpowiadam.
Mam szczęście, że Młody był tak zmęczony, że zasnął.
Kiedy mam na sobie już kurtkę i buty żegnam się z wszystkimi.
– Bardzo dziękuje za zaproszenie na obiad.– przytulam Carmen.
– Nie ma za co kochanie. Wpadajcie częściej. – oddaje uścisk.
– Trzymaj się bratowo. – w policzek całuje mnie Casper.
– Jedź ostrożnie dziecinko. – przytula mnie Antony.
– Na pewno będę. – odpowiadam z uśmiechem.
– Casper chodź ze mną. – mówi ojciec Josha kiedy się od siebie odklejamy.
Odprowadzam ich zdezorientowanym wzrokiem.
– Trzymaj się Lake. – żegna się ze mną Lily.
Dlaczego mam wrażenie, że coś jest bardzo nie tak?***
I jak Wam się podoba? Przepraszam z tamten post.... :( Ja po prostu przestraszyłam się... Ostatnio w moim życiu dzieje się dużo...Dużo złych rzeczy. Moją odskocznią od tych wszystkich przykrych wydarzeń jest to miejsce i Wy.... Sprawiacie, że mam ochotę tworzyć i jestem Wam za to dozgonnie wdzięczna...Gdyby nie wy to wszystko nie miałoby sensu...DZIĘKUJE....
***
CZYTASZ
Love Me Forever
RomanceRazem z Josh'em przeszliśmy już nie jedno. Mieliśmy swoje wzloty i upadki...Gorsze i lepsze dni...Ale teraz wiem, że to było nic w porównaniu z tym co miało dopiero nadejść.. *** Lake zmieniła moje życie...Nauczyła mnie kochać i żyć na prawdę...Prze...