Schizophrenic

1.2K 204 29
                                    

Zawsze był sam. Bez względu na to, ile razy tłumaczył ludziom to wszystko. Tylko ON był wtedy przy nim. Ale to też przez NIEGO tak było.

Gdy jeszcze mieszkał w swoim domu, zawsze szykował dla NIEGO talerz, choć wiedział, że ON nie będzie jadł.

Nieważne ile razy ludzie mu mówili, że ON nie istnieje, chłopak dalej wierzył. Nie potrafił inaczej. Przecież tyle razem przeszli. Każdą wolną chwilę spędzali razem. Niemożliwym dla niego było pojąć, że to tylko iluzja.

Wszyscy mówili "patrzy na nic", ale w rzeczywistości widział tam swoją życiową podporę. Swojego jedynego i zarazem najlepszego przyjaciela. Swoją miłość którą wszyscy, z nieznanych mu powodów, próbowali zabrać.

Zazdrośni o ich miłość i szczęście ludzie chcieli ich rozdzielić. Robili to na różne sposoby. Faszerując chłopca lekami, zapraszając na długie rozmowy z przerażającymi go ludźmi, robiąc mu niezliczoną ilość badań, zamykając w izolatkach wśród szaleńców. Z każdym dniem coraz gorzej to znosił. Pragnął wolności.Tej prawdziwej, gdzie nikt nie będzie mu mówił co ma robić.

Chłopak często patrzył za okno obserwując biegające tam dzieci. Zazdrościł im. Nie wiedział czemu to na niego padł wybór tych nienawistnych potworów w ludzkiej skórze. Czemu akurat on musiał siedzieć zamknięty w czterech ścianach? Czemu trzymali go pod kluczem? Nie rozumiał dlaczego nie pozwalali mu wyjść pobawić się z innymi dziećmi. Właśnie wtedy przychodził ON. Potrafili rozmawiać ze sobą bardzo długo.

Zawsze gdy widział jak ON wychodził, zaczynał coraz więcej myśleć o tym jak zły i okrutny jest świat, czując jednocześnie jak z każdą kolejną sekundą coraz trudniej mu oddychać wpadającym przez zakratowane okno powietrzem. Czemu nie mógł być wolny? Czemu wszystkim tak zależało na zrobieniu z niego jednego z tych rzucających się w spazmach szaleńców? Czemu karmili go lekami przez które ON rozmywał się i powoli znikał?

Dlatego gdy przychodziły pielęgniarki, za każdym razem zamiast połknąć kolejnej dawki, zwyczajnie wyrzucał ją za okno. Zastrzyki też nie wchodziły w grę. Chłopak szarpał się wołając JEGO imię. Na nic zdawały się wtedy prośby biało ubranych kobiet. Nie słuchał ich. Zamiast tego wracał do rozmowy z NIM.

Ile to już razy starsi ludzie w kitlach słyszeli urywki rozmów?
"Czy wiesz jak stąd uciec?"
"W czym im przeszkadzasz?"
"Zrobiłeś coś złego?"
Z biegiem lat przestali jednak na to reagować.

Dawniej każdy strzępek ich rozmów zapisywali w masywnym notesie podpisanym nazwiskiem "Levi Ackerman".

Na pierwszej za okładką stronie zapisane były dane, których chłopak sam o sobie nie wiedział.

Data urodzenia: 25 grudnia 2000r.
Rodzina: Matka Kuchel Ackerman
Data zdiagnozowania choroby: 18 lipca 2004r.
Rozpoznanie: Pacjent widzi nieistniejących ludzi, wchodzi z nimi w interakcje, rozmawia z nimi
Diagnoza: Schizofrenia paranoidalna
Leczenie: Leki, rozmowy z psychiatrą, stała obserwacja

Ostatni wpis. Dokładnie sprzed miesiąca.

16 grudnia 2015r. godzina 15:45
Pacjent kategorycznie odmówił wzięcia leku. Zalecana stała obserwacja i rozmowa ze specjalistą po upływie około miesiąca.

Przed pokojem stanęła wysoka, dość szczupła kobieta z wysoko upiętymi, blond włosami. Chwilę wertowała karty notesu, po czym cicho zapukała do drzwi. Nie czekając na odpowiedź weszła. W środku zastała niskiego chłopca śmiejącego się w kącie.

- Witaj Levi. Jak pewnie się domyślasz, jestem nowym psychiatrą. Czy mógłbyś mi opowiedzieć o swoim przyjacielu? - Zdziwiony chłopak odkręcił głowę w stronę uśmiechniętej kobiety i spojrzał na nią opuchniętymi od niekończącego się płaczu, podkrążonymi oczami. Nikt nigdy nie poprosił go o coś takiego. Zawsze już na samym początku zaczynali mu wmawiać, że ON nie istnieje i jest tylko wytworem jego wyobraźni.

Czarnowłosy nie wiedział co powiedzieć. Co chwila przenosił wzrok z kobiety, na pustą dla innych ludzi przestrzeń. Kiwnął głową twierdząco.

- Nazywa się Eren i chyba jest w moim wieku. - kobietę zdziwiło, jak bardzo zachrypnięty ma głos. - Jest piękny. Szczególnie jego oczy... - Ostatnie zdania wypowiedział z trudem, rumieniąc się. Lekarka domyśliła się, że najwyraźniej bał się reakcji swojego "przyjaciela".

- A od kiedy go znasz? Ma jakieś hobby? Opowiedz mi o nim trochę więcej. - Kobieta nie ustępowała, więc kontynuował.

- Pierwszy raz przyszedł się ze mną pobawić zaraz po tym jak taki jeden chłopczyk mnie pobił. Od tamtej pory codziennie mnie odwiedza. Mówi, że jego hobby to rozmawianie ze mną. Oprócz tego, zawsze lubił to samo co ja. Zawsze mnie słucha jak opowiadam mu różne historie. Nie wiem co jeszcze powiedzieć. - Chłopak objął rękami kolana i zaczął bujać się w przód i w tył.

- Rozumiem. Wiesz co, byłoby mi bardzo miło, gdybyś zaczął brać takie małe tabletki które ci zostawię. Zgodzisz się? Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - Kobieta postawiła na małym stoliku fiolkę z tabletkami. - Bierz jedną dziennie. Jak weźmiesz za dużo możesz nawet umrzeć. - Wyszła zostawiając zdezorientowanego Levi'a samego. Chłopak nie rozumiał jakim cudem po tylu latach ktoś mu uwierzył. Nie wiedział czemu ktoś chciał mu wierzyć. To było dla niego co najmniej nienormalne.

- No to, co o tym wszystkim myślisz Eren? - Odpowiedziała mu cisza - Rozumiem. A czy w ten sposób mnie wypuszczą? - Znowu nie słychać odpowiedzi - Nikt już nie będzie nas rozdzielał? - Zrobił pauzę jakby czekając na czyjąś reakcję - To dobrze, bo wiesz? Ja cię kocham. Chciałbym zostać z tobą już na zawsze. A skoro to jedyne wyjście żebyśmy byli razem... - Chłopak pochylił się jakby kogoś obejmował. Pielęgniarka obserwująca go, zapisała to wszystko na karcie wpiętej do obszernego segregatora i zaniosła do gabinetu lekarza.

16 stycznia 2016r. godzina 18:00
Po długiej rozmowie z niejakim "Erenem" pacjent zaakceptował prośbę psychiatry. Dalsza obserwacja i uważne słuchanie rozmów.

Wszyscy pacjenci poza Levi'em pogrążeni byli we śnie. Niebieskooki zamiast udać się w objęcia Morfeusza, dalej rozmawiał ze swoim przywidzeniem. Jednak nikt tego nie widział. Nawet lekarze na nocnych dyżurach, zamiast być na obchodzie, chrapali w najlepsze na kanapach w pokoju lekarzy.

Wszyscy spali gdy Levi podniósł się z łóżka. W niczym niezmąconej ciszy nikt nie słyszał odbijających się echem od białych ścian, powolnych kroków kierujących się w stronę łazienki.

Nikt nie miał pojęcia o jego zamiarach. Czemu nikt nie czuwał w momencie gdy otworzyło się wieczko małej buteleczki? Jak to możliwe, że nikogo nie obudził szum wody wypuszczanej z kranu? Tylko do uszu niebieskookiego dobiegał szelest drobnych pastylek wysypywanych z opakowania wprost na rękę.

ON stał przy nim cały ten czas. Patrzył mu prosto w oczy i ruszał wygiętymi w przyjazny uśmiech ustami, jakby próbując coś powiedzieć. Levi już dawno nauczył się bezbłędnie czytać z tych delikatnych ruchów.

"Jeszcze tylko chwila i znowu będziesz wolny, jak dawniej..."

Chłopcu zakręciło się w głowie. Z ręki wypadła mu butelka tłukąc się, a po podłodze poturlało się kilka tabletek. Oparł się o ścianę powoli osuwając się na lodowate kafelki. Obraz stał się zamazany, aby po chwili zniknąć całkowicie. Świat zniknął.

17 stycznia 2016r. godzina 00:53
Pacjent został znaleziony przez jedną z pielęgniarek w toalecie. Obok pacjenta leżała rozbita fiolka po silnych lekach na schizofrenię.
Potwierdzony zgon.

Czy w ten sposób stał się szczęśliwy? Czy spędza teraz swój czas ze swoim ukochanym? Czy udało mu się osiągnąć upragnioną wolność?

Samotna łza spłynęła po policzku kobiety rozmazując atrament.

Czemu jedno życie kończy się wcześniej, a inne później?

Nikt nie zna odpowiedzi na jej pytania. Nikt nie potrafi udzielić odpowiedzi na pytania pogrążonej w żałobie matki zapisującej w pamiętniku nieszczęśliwą historię swojego jedynego syna.

Wszyscy wiedzą tylko jedno: śmierć bezlitośnie wybiera swoje ofiary...

Schizophrenic (one shot)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz