1

127 14 0
                                    

Carly: Kai? I co?
Ja: Psychiatra. Zaraz wchodzę.
Wkładam telefon do kieszeni bluzy i razem z mamą przekraczam próg gabinetu. Nie lubię tej baby. Mówiłam mamie, ale ta oczywiście nie słucha. Siadam na krzesło. Moja postawa mówi sama za siebie ze mam wyjebane.
- Marysiu, witaj. Dobrze Cię widzieć. Jak się czujesz? - patrzę prosto w jej oczy. Poprawiam okulary i odchrząkuję.
- Czuję się pusta w środku.
- Chciałaś się zabić. Po raz kolejny. O co chodzi? - Pyta. Niestety źle udaje, że ją to obchodzi. Nie interesuje jej to. Chodzi tylko o to żeby siedziała za biurkiem i za to dostawała kasę na urlopki.
- To nie jest moje miejsce.
- Marysiu. To jest twoje miejsce. Masz 16 lat. Tyle przed Tobą!
-Nie chce przyszłości! Nie rozumie pani?!
-Marysiu... mogłabyś wyjść i poczekać na korytarzu ? Porozmawiam z Twoją mamą.
Nie odpowiadam. Zabieram torbę i wychodzę. Opieram się o ścianę. Zaraz oszaleje. Moja kieszeń zaczyna wibrować.
Carly: Bądź spokojny.

Ile ona już tam jest? O czym w ogóle rozmawiają? Może zmiana leku. To tylko jedna z opcji. Jestem strasznie niecierpliewa i zaraz nie wytrzymam. Siadam przy ścianie i wyciągam słuchawki, które szybko podłączam do telefonu.
"Kiedy byłem metr od Boga, wystarczyło zrobić krok, ale brakło sił lub odwagi żeby przecholować"
-Maria. Maria. - udaję, ze nie słyszę głosu mamy - Maria, chodź proszę.
W końcu wstaję i znowu wchodzę do gabinetu. Psychiatra stoi.
-Marysiu. Postanowiliśmy z Twoją mamą, że wrócisz do szpitala. Masz już zarezerwowane miejsce. Zgadzasz się? Boimy się, że naprawdę w końcu któraś próba Ci wyjdzie.
Nie patrzę na mamę. Wszystko mi jedno. Jestem wyzbyta wszystkich uczuć. Niech się dzieje, co dziać się ma.
- Dobrze.

-Carly? Tu Kai.
- I jak?
- Znowu szpital. - odpowiadam zaciagajac się papierosem.
- Ja pieprze. Spotkamy się jeszcze?
-Właśnie się pakuję. Za jakąś godzinę muszę wyjeżdżać, Carlusiu pysiuniu.
-Przyjdę.
Rozłączyła się. Gaszę fajkę i zapalam kolejną. W szpitalu nie ma mowy o fajkach, więc muszę się wypalić.
Pakuję mało rzeczy. Te najcieplejsze i najluźniejsze. Nie zamierzam się z nikim zaprzyjazniać, a więc będę wygląda normalnie, jak zawsze. Ciekawe czy będzie jakiś mój stary znajomy. Byłam tam niecały miesiąc temu. Może ktoś został? Ciekawe.
Zapalam jedenastego Marvolo, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. Carly. Biegnę i otwieram jej drzwi. Od razu wpada mi w ramiona.
-Kai.
-Car...
Mogłabym ją tak przytulać godzinami.
-Zostało mi jedynie dwadzieścia minut. Chodź do pokoju, Carly. - Łapię ją za rękę i prowadzę przez korytarz.
-Dziękuję, że przyszłaś. - Mówię zamykajac drzwi od pokoju.
-Nie ma sprawy. - Wskakuje na łóżko i patrzy prosto w moje oczy. - Będę za Tobą tak bardzo tęskniła. Ile tam będziesz?
Jest taka smutna. Nie mogę na to patrzeć. Znowu ranię ludzi, na których mi tak bardzo zależy.
Siadam obok niej i patrzę w jej zielone oczy.
-Nie mam pojęcia, Car. Będziesz dzwoniła ?
-Oczywiście. Codziennie. Obiecuję, rozumiesz?
-Dziękuję.
Carly zaczyna się przybliżać. Cały czas patrzy mi w oczy. Powoli całuje mnie w policzek.
-Będę tak za Tobą tęskniła, Kai.



W drodze do szpitala palę ostatnią fajkę. Mama mnie pociesza mowiac, ze będzie dobrze. Mówi, że mnie kocha. To miłe.
Myślę o Carly. Jest taka urocza. Prawda jest taka, że ja i Carly nie jesteśmy razem. Byłyśmy, i to jakiś czas temu, ale to się skończyło. Ja i Carly jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Naprawdę najlepszymi. Nie chce nic więcej.

Wysiadamy i kierujemy się pod recepcję. Podchodzi do nas jeden z czerwonych. Nigdy ich nie lubiłam. Są nie mili i brutalni. Prowadzi mnie przez korytarz, który znam tak dobrze.
"Szpital Psychiatryczny
Oddział 21A" - czytam.
Mężczyzna otwiera drzwi. Wchodzę. Wszystko zaczyna się od nowa.

Why Me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz