Rozdział II

14 0 0
                                    

Gdy to usłyszałam od razu się ocknęłam, wstałam.
-Nigdzie z tobą nie pójdę!-krzyknęłam ciężko dysząc. Ustawiłam się w pozycji bojowej żeby zaatakować, ale wiedziałam w głębi duszy, że nic to nie da. Moje marne prawe sierpowe poczułby jak spoliczkowanie.
-Musisz ze mną iść. Albo dobrowolnie, albo zaciągne cię siłą.-mówił wyraźnie i twardo. Wiedziałam, że będę musiała z nim iść.
-Pójdę tylko wtedy kiedy powiesz mi co jest we mnie tak interesującego. Nadal czekam na odpowiedź-mówiłam nadal lekko zdyszana.
-Widziałaś tych wszystkich dzieciaków na korytarzu prawda?- zapytał podchodząc do mnie coraz bliżej. Chciałam się oddalić, ale po kroku w tył uderzyłam o parapet, który wcześniej był moim wybawieniem.
-I co w związku z nimi?
-Wyglądają tak jak zawsze, ale chodzą i zachowują sie jak naćpani prawda?- stał teraz centralnie na przeciwko mnie.
-Prawda! I co dalej?!- byłam ciekawa co z nimi się działo. Byli pod jakimś wpływem?
-Wampiry mają swoje dary, moce. Każdy ma inną cechę, ale jedno mamy wspólne. Jest to coś podobnego do hipnozy. Ludzie patrząc na nas zaczynają być w transie lub gdy widzą ofiary wampirów, a ty nie zareagowałaś ani na ciała w szatni, ani na mnie czy Gabe'a. Teraz rozumiesz?- patrzał na mnie i czekał na moją odpowiedź, a ja zaczęłam to sobie układać.
Wampiry, wpływy, ja, która ich nie przyswaja...
-Czyli co, twierdzisz, że mam jakąś tarczę w sobie, która chroni mnie przed wampirami?- zaśmiałam się, ale on patrzał na mnie z grobową miną. Jak to w ogóle brzmi 'grobowa mina' rozmawiając z wampirem.
-Dokładnie tak- uśmiechnął się- jesteś bystra.
-To miał być komplement, czy jesteś pod wrażeniem, że gadasz z kimś mądrzejszym od siebie?-odgryzłam się, a on się uśmiechnął. Był tym złym, ale wydawał się naprawdę fajny.
-I co ze mną zrobicie?- to było moją obawą.
-Będziemy, a raczej nasz lekarz będzie cię badał. Zobaczymy co masz w genach, dlaczego masz w sobie tą obronę i to chyba wszystko.- odpowiedział, ale niestety mu nie ufałam.
-Jest jeszcze ktoś podobny do mnie?- mała nadzieja.
-Kilkaset lat temu był tak chłopak, dokładnie taki sam...
-I? Co się z nim stało, czym on był?- zaniepokoiłam się.
-Był Nocnym łowcą. Nie wiedział o tym, a my go zabiliśmy.
-Mendy...-powiedziałam cicho, ale na pewno mnie usłyszał.
-To co, idziesz?- wyciągnął dłoń w moim kierunku.
-Po moim trupie- i uderzyłam go. Poczułam tak wielki ból ręki, aż zakręciło mi się w głowie. Luke podszedł do mnie i szepnął mi do ucha
-Zapamiętaj, jesteśmy nieśmiertelni, nic nie czujemy.- wiedziałam, że się uśmiecha. Nadal nie podnosząc głowy chłopak chwycił mnie mocno w pasie i wyprowadził z sali, w której się znajdowaliśmy.
Po chwili kiedy ból przestał być tak dokuczliwy podniosłam głowę i zobaczyłam, że jesteśmy przed jakąś mgłą, magiczną bramą...
-Co to jest?- wskazałam na bramę.
-Portal. Przejdziemy przez niego i będziemy już na naszym terytorium.

No tak oczywiście, że portal.- powiedziałam pod nosem. Jak niby się przez to przechodzi?- zapytałam niepewnie.
-Po prostu trzymaj się blisko mnie i zamknij oczy.- rozkazał, a ja posłusznie zrobiłam wszystko co kazał. Bałam nawet na tyle mocno, że chwyciłam go mocno za dłoń. Nic nie powiedział tylko lekko się uśmiechnął.
Zrobiliśmy kilka kroków i nagle coś mnie oblało. Poczułam zimno i wilgoć i kompletnie nic pod nogami, spadałam. Nie otwierałam oczu, ale wiedziałam, że jest ciemno. Wiał jakiś wiatr, który szarpał moje ciało. Było chorobliwie zimno. Jedyne czego byłam pewna to ręki przystojnego wampira. Tak, był przystojny, musiałam to stwierdzić. Nie wiem ile byłam w tym stanie, ale nagle pod stopami poczułam powierzchnię. Kiedy byłam pewna, że stoję na twardym gruncie otworzyłam oczy.

NieprawdopodobneWhere stories live. Discover now