Rozdział 1

91 5 0
                                    


Właśnie w tym momencie staliśmy przy wejściu do podziemnych lochów. Nazwane to było "Gra terenowa", lecz bardziej przypominało coś w stylu "Uciekaj albo giń".

-Jak widzimy jest tu troszeczkę ciemno, zimno i strasznie - powiedział oboźny entuzjastycznie. - w związku z tym nie chciałem was narażać na co kolwiek związanego z tym miejscem, dlatego nie będziecie penetrowali tego sami. Dobrałem was parami. Oczywiście chłopak z dziewczyną. - uśmiechnął się i wziął do ręki listę. Po kilku minutach usłyszałam:

-Marti... i Patryk.

-Uffff - mruknęłam cicho i ruszyłam w stronę mojego "partnera". Powiem szczerze, że byłam dość zadowolona. Patryk był jedną z tych "najbardziej lubianych" osób. Rzadko z nim rozmawiałam, ale jak już to szło całkiem dobrze. Po 15 minutach rozległ się dźwięk gwizdka, którego echo przeleciało przez ciemne korytarze.

-Moi drodzy, oczywiście aby nie było łatwo będziecie związani za ręce. Grubym sznurem, abyście go nie zerwali. Waszym zadaniem jest poprostu znalezienie wyjścia, a przed tym nie narobienie ze strachu w gacie. Zrozumiałe? - na to wszyscy kiwnęli głowami. Zaraz po tym każda para dostała mapę. Żadna nie była choć trochę podobna. - Okej. Myślę, że wszystko jest w miarę jasne. Macie na wydostanie się 4 godziny. Gotowi?... Zaczynacie! - kolejny gwizdek. No dobra, zaczynają się kolejne 4 godziny męczarni. Głównie chodzi o to, że Patryk jest osobą bardzo miłą. Czasami aż za bardzo. Idzie przy nim nabawić się cukrzycy.

***

Minęło dopiero 40 minut. Nie dość, że nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem, chociaż mówią że czasami milcząc łatwiej się zrozumieć, ale są wyjątki prawda? To na dodatek są tu dwa stopnie na minusie. Zamarzam. Dosłownie.

-Zimno ci? - zapytał chłopak po ok. 1,5 godziny. Zapłon to on jednak ma.

-Nie nie... Jest okej - skłamałam. Ostatnio wychodziło mi to nawet nie źle... Problem w tym, że kłamałam cały czas. Kłamstwo na kłamstwie. Z dnia na dzień. Z godziny na godzinę. Z minuty na minutę. Cały czas kłamałam. Starałam się nie okazywać tego, co czuję w środku... Zawsze chodziłam uśmiechnięta i "twarda" pokazując, że jaka kolwiek obelga w moją stronę mnie nie rusza. Ale prawda była zupełnie inna. Byłam bezsilna i wyniszczona. Doszczętnie. I tak naprawde nie skrzywdziłabym nawet muchy. Bałabym się. Ale ukrywałam to kłamstwem... Sama już nie zdawałam sobie sprawy z tego, co jest prawdą a co nie. Wszystkie kłamstwa i tak powoli zaczęły stawać się prawdą...

***

Do końca gry zostały dwie godziny. W tym momencie zaczęliśmy rozmawiać. Prawde mówiąc to kłócić, a nie rozmawiać.

-Masz. Ubierz moją kurtkę - zaczął.

-Nie. Ciepło mi.

-Tak. Jestem ślepy, nie widzę jak się trzęsiesz z zimna... Załóż to - rzucił kurtkę w moją stronę.

-Nie. Nie rozumiesz, że będzie ci zimno?

-Założysz to czy sam mam to za ciebie zrobić? - zapytał rozwścieczony.

-Okej okej, już... - powoli wsunęłam na siebie ubranie. Było minimalnie za duże, ale bardzo ciepłe.

-Czy ty nie rozumiesz powagi sytuacji? - zapytał po chwili. - Mamy stąd wyjść, a kłócimy się o głupią kurtkę.

-No dobra, to było głupie. Dziękuje, jesteś naprawde kochany - podeszłam do chłopaka i mocno objęłam.

-Oj, tylko uważaj żebyś się nie zakochała - rzucił.

-O to się akurat nie musisz martwić - odpowiedziałam i ruszyłam przed siebie...


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 20, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

CHŁOPAK Z HARCERSTWAWhere stories live. Discover now