2. Zły moment.

2.1K 58 11
                                    

*Następny dzień

Martyna obudziła się, spojrzała na telefon 10:20, wstała z łóżka, rozglądala sie po pokoju, postanowiła wyjść z niego i sprawdzić gdzie się znajduje. Uchylila drzwi i zobaczyła śpiącego na kanapie Piotra. Wyszła na palcach cicho i poszła zrobić śniadanie dla nich, nastawila wodę, wyciągnęła jajka i miała zamiar robić jejecznice, tylko nie mogła znaleźć patelni, kiedy ją w końcu znalazła i chciała wyciągnąć spod sterty garnków to wszystko wylecialo z szafki i narobilo ogromnego hałasu, Martyna zaczęła to wszystko zbierać, wkurzyla się, że obudzi Piotrka.
-Martynka, czemu demolujesz mi kuchnię?-zapytał z uśmiechem.
-Przepraszam, nie chcialam Cię obudzić i kuchni tez nie chcialam demolowac-powiedziała speszona.
-Nic się nie stało-chłopak pomógł jej wkładać garnki do szafki i wziął od niej patelnię. -Ja zrobię tą jajecznicę-uśmiechnął się i na rozgrzany olej wrzucil jajka.
Martyna wyciągnęła kubki i zalała herbatę dla nich. Piotr nałożył na talerze jajecznicę i podal jeden Martynie, usiadł na przeciwko przy małym, białym stoliku. Zjedli śniadanie, wypili herbatę. Kubicka wstała i wymyla naczynia, poszła do pokoju i poslala lozko Piotra, otworzyła okno, bo na dworze była piękna słoneczna pogoda aż chciało się wyjść z domu na długi spacer. Martyna nie myśląc długo zaproponowała Piotrowi wspólny spacer, wiedziała, że Piotr mieszka blisko malego, ale urokliwego parku.
-Piotrek, mam propozycje! Chodźmy na spacer! -powiedziała wchodząc do salonu.
-No w sumie czemu nie!-wstał ubrał swoją ulubioną bluzę, a Martyna założyła swój wiosenny płaszcz w turkusowym kolorze.
Wyszli z mieszkania, skierowali się do wyjścia i poszli do parku.
-Martynka, a co z Twoim narzeczonym?-zapytał poważnie.
-Nic....Nie Mam już narzeczonego!-pokazała mu rękę, brakowało na nim srebrnego pierścionka.
-Aaa....A dasz się zaprosić na kolację?-zapytał z usniechem.
-Piotruś, czy mi się wydaje, czy mnie podrywasz?-zapytała i uśmiechnęła się.
-No może, może....To co dziś kolacja u mnie?-zapytał z usniechem.
-Dobrze, to dziś o Ciebie o 20?-zapytala lekko się uśmiechając.
-Jasne! Zrobię coś pysznego-powiedział z uśmiechem.
-Już się nie mogę doczekać!
Jakie szczęście, że dziś niedziela, mamy cały dzień dla siebie.
-Nie zapominaj Piotruś, że jutro poniedziałek i nie możemy za bardzo szaleć! - uśmiechnęła się szeroko.
-Dla Ciebie mogę wziąć nawet wolne - zaproponował.
-Nie dzięki, nie musisz. Obejdzie się - odchyliła swoje ciemne włosy, bo wciąż spadały jej na oczy.
To zaczęło być irytujące.
-Co zjemy? - chłopak zatrzymuje się i chwyta dziewczynę w pasie.
-Przecież przed chwilą jedliśmy! Jesteś głodny? - delikatnie posmutniała.
-Nie teraz! Pytam, co zjemy wieczorem!
-Boże! Ja mam pustą lodówkę! Chodźmy do marketu, trzeba coś kupić!
-Piotrek! Dobrze, że teraz się skapnoles! A nie wieczorem, bo byśmy tylko siedzieli i wpatrywali się w siebie, a kiszki grały by nam marsza!-zaczęła się głośno śmiać, tak, że wszyscy zaczęli się oglądać komu jest tak wesoło.
-Martynka, ale Ty jesteś wariatka! -śmiał się do niej i złapał ją za rękę i mocno ścisnąl jej małą delikatną dłoń.
-Piotruś, możesz nie zgniatać mojej ręki? -zapytala lekko szarpiac go za rękę, żeby trzymał ją w mniejszym uścisku.
Chłopak puścił jej dłoń, a ona rozczarowana powiedziała do niego.
-Nie chciałam, żebyś mnie puscil, tylko, żebyś mnie nie trzymał tak mocno za rękę-powiedziała z smutną miną.
-Martynka, może Ty się zdecyduj czego chcesz....W ciąży jesteś czy coś....Tak zmieniasz zdanie co chwilkę-zażartował i popatrzyl na nią. -Nawet tak nie żartuj, chodź do sklepu, bo zamkną.-rzucila lekko speszona.
Weszli do pobliskiego sklepu, Piotrek wziął wózek i poszedł szukac potrzebnych produktów, schodzilismy cały sklep wzdłuż i wszesz....
-Piotrek! Chodź już! Nogi mnie bolą!-powiedziala znudzona już tymi zakupami.
-Zaraz wychodzimy-powiedział sięgając po kolejną rzecz z półki.
-Masz już wszystko? Błagam powiedz, że tak-patrzyła na niego blagalnym wzrokiem.
-Wszystko! -odrzekł i ruszyli w stronę kasy, a tam sznur ludzi czekających w kolejce.
-Piotrek, patrz jaka kolejka! Poczekam przy kasie-Martyna przeszła przez tłum ludzi i stanęła za kasą. Nogi bardzo ją bolały, jednak starała się wytrzymać. Pol godziny pozjiej byli już w domu Piotra.
-Piotrek sory nie pomogę Ci w przygotowaniach, bo nogi mnie bolą-powiedziała opadając na kanapę.
-Siedź! Jesteś moim gosciem! W kuchni rządzę ja! Ty się trzymaj od niej z daleka! Wandalu cudzych kuchni! - zażartował, wszedł do kuchni i rozpakowywal wszystkie produkty.
-Ha. Ha. Ha. - rzekła ironicznie - bardzo śmieszne.
Martyna uśmiechnęła się i zasnęła.
_________________

Anna weszła do bazy, poszla do szatni, otworzyła swoją szafkę i wyciągnęła z niej swoje ubrania. Szybko się przebrała i wyszła, usiadła na kanapie, zamyslila się, czekała na Wiktora, lekarz wszedł do środka i przywitał ją z uśmiechem. Wstała i mocno się do niego przytulila bez słowa.
-Aniu, co ty taka smutna? - Wiktor odgarnął jej włosy za ucho.
-Czuję się beznadziejne. Boję się, że on mi zaszkodzi - wtuliła się jeszcze mocniej.
-Nie martw się. Na mnie możesz liczyć, cokolwiek by się stało! - uśmiechnął się.
-Wiem, Wiktor - powiedziała czule - dziękuję, że jesteś.
-Zapomnij o nim, chodź do domu, trzeba się wyspać! Uśmiechnij się.
Lekarka delikatnie się uśmiechnęła.
-Tylko... - szepnęla - wolę być tu!
-Wolisz być w pracy, niż w domu? - zdziwił się.
-Boję się, że ten kretyn będzie mnie nachodził.
-To ja mam lepszy pomysł. Chodź do nas, Zosia już przygotowała jedzenie. Spać będziesz mogła w salonie.
-Nie mogę! Zosia będzie zła! Nie mogę! - wyrwała się i wstała. - Ale dziękuję!
-Ania, daj spokój! Chodź do samochodu i jedziemy do mnie!
-Ale...
-Nie ma żadnego "ale" - chwycił ją za rękę i zaprowadził pod same auto.

---------------

Pozwól kochaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz