5. Czy to trudne?

1.5K 45 7
                                    

* Kolejny dzień

Martyna zbierała się do pracy, miała mnóstwo rzeczy na głowie
, Piotrek przyszedł po Martyne, zapukał do drzwi, jednak przez dłuższą chwilkę nikt nie otwieral. Postanowił zadzwonić do Martyny, wybrał jej nuner, kobieta podbiegla do telefonu, odebrała.
-Jesteś w domu? -zapytal Piotrek.
-Jestem, a Ty już jesteś w pracy?-zapytała kobieta.
-Jestem w pracy, czekam tu na Ciebie. Coś się stało, że znowu się spoźniasz? Przeciez mamy dziś godzine szybciej! Zapomniałaś?! - zapytał tak, jakby sugerował, że dziewczyna jest chora na sklerozę.
-Matko... No przecież! Ja nie wiem już... co się ze mną dzieje! - krzyknęła i chwytając za torebkę wybiegła z domu.
Zdążyła szybko rozlaczyc połączenie, gdy zauważyła, że jej samochód ma wszystkie wybite szyby...
Nawet opony były pozbawione powietrza. Nie przypuszczała nawet, kto mógłby być zdolny do czegoś takiego...
-Boże... - szepneła zalewając się łzami.
Wezwała policję, przyjechał Piotrek, jakoś zdążyła się ogarnąć.
Wciąż jednak się zastanawiala... kto? Dlaczego? Po co?
W tym momencie zadzwonił Góra.
-Czy Pani sobie zdaję, ze ja mam jedną karetkę mniej?!
-Wiem... Przepraszam, ale to byla sytuacja awaryjna... Ktos rozwalił mi samochód! - próbowała się tłumaczyć.
Zrospaczona liczyła na jakikolwiek zrozumienie.
-Pani Martyno... Czy Pani nie mogła pojechać autobusem?!
-To się więcej nie powtórzy! - wykrzyczała licząc na resztki litości.
-Taa... Ma Pani ostatnia szansę! Będę pilnował zegarka co do sekundy! Jeśli się Pani spozni następnym razem - nawet nie będę marnował czasu na tłumaczenia!
Zapłakana oparła się o drzwi mieszkania, w którym była sama. Nie liczyła już na żaden cud, ani szczęście. Sypało się wszystko, a nadziei właściwie nie było.
Ktoś otworzył gwałtownie drzwi, a dziewczyna upadła na podłogę.
-Boże Martyna! - w tym momencie wpadł Piotr. - Przepraszam!
Dziewczyna otarła policzki, lecz nie ukryła łez. Miała oczy otoczone czarną palmą makijażu.
-Nic się nie stało... - delikatnie się uśmiechnęła.
Podał jej dłoń, ale ta nie miała siły podnieść swojej.
Przykucnął obok niej. Polozyl sie na panelach tak jak ona.
-No i co Martynka? Będziemy tak leżeć? Użalać się nad sobą?
Odgarnął jej włosy, które spadły jej na oczy.
- To nie koniec świata-staral się jakoś pocieszyć załamana Martynę. Było mu hej bardzo żal
-Nie będziemy, wiesz? - uśmiechnęła się i wstała.
Tym razem ona wyciągnęła rękę w jego kierunku.
Chłopak energicznie szybkim ruchem podniósł się na równe nogi
-To jak mogę poprawić Ci humor smutasku? -zapytal patrząc jej w oczy.
Kubicka stała i zastanawiała się co odpowiedzieć Piotrowi.
-Zrób kolację, bo mi się nie chce - dziewczyna zadziornie się roześmiała.
-Nie będzie z tym problemu, akurat gotowanie jest moją mocną stroną-zaśmiał sie głośno.
-No to czekam!
W tym momencie oboje mieli już humor na zwyczajnym poziomie. Tyle, że telefon Martyny znów zepsuł im go zepsuł
-Błagam przyjedź Martyna! - usłyszała dźwięk przyjaciela z słuchawki
Tego samego, który próbował popełnić samobójstwo...
-Jemu coś się stało! Jadę tam!

______________________

Ania obudziła się, rzuciła okiem na telefon, była 6 rano, dyżur zaczynała o 8, niby nic się nie stalo....Ale czuła się tak inaczej, taka szczęśliwa i cieszyła się z drobiazgów, leżała na dużej kanapie w salonie, w domu panowała cisza, zamknęła oczy i oczami wyobraźni przeniosła się do wczorajszego wieczoru, może to było trochę ryzykowne, ale niczego nie żałuję, są rzeczy których żałuję np ślub ze Stanisławem, jak go poznałam był miły, troskliwy, zawsze mnie wspierał, ale po ślubie wszystko diametralnie się zmieniło....jakby to był obcy człowiek, jakby miał drugą, gorszą twarz i jakby to uczucie, które żywił do Reiter było jednym wielkim kłamstwem. Nie chciała pamiętać tego okresu w swoim życiu. Chciała tylko zaznać w końcu odrobinę szczęścia! Czy to tak wiele? Nie!- szybko odpowiedziała sobie na zadane pytanie.
-Dzień dobry Aniu!- zza ściany wychylil się Wiktor, podszedł do niej.
-Dzień dobry Wiktor-uśmiechnęła się ciepło i spojrzała na niego swoimi niebieskimi oczami.
-Zrobię śniadanie -powiedział idąc do kuchni.
-Nie ja zrobię!--Ania zerwała się z łóżka na równe nogi.
-Dobra, nie bedzieny się kłócić, razem zrobiny-uśmiechnął się i posłał jej cieple spojrzenue. Kobieta szybko poszła do kuchni.
-Co zjemy?-zapytała pełna zapalu do pracy.
-A na co masz ochotę? -szybko odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Odpowiedz, pierwsza zadalam Ci pytanue-uśmiechnęła się lekko, mężczyzna zbliżył się do niej i pocalowal ją, a ona odwzajemnila pocałunek.
-Zróbmy to śniadanie!-powiedziała odsuwając się od niego.
-Wstydzisz się?- zapytał patrząc na nią.
-Ja? Skąd! Po prostu nie chcę słuchać pretensji Zoski-szybko odrzekla.
-Nie martw się moją córką! Jest już duża i sama ogląda się za chłopakami. Z czasem nas zrozumie. -starał się ją przekonać do swoich racji.
-Mam nadzieję, może zjemy jajecznicę z pieczarkami i cebulką- zaproponowała Ania.
-Ooo, bardzo dobry pomysl. Dawno nie jadem jajecznicy-uśmiechnął się promienie.
-To ja zrobię dla nas herbatę i skoczę do piekarni po świeże bułeczki. -powiedział i wyszedł z domu, Ania rozbiła jajka, zaczęły się smażyć, sięgnęła po przyprawy, dodała według uznania, a następnie wrzuciła pieczarki i szczypiorek.
Drzwi w domu trzasnęly, Wiktor przyniósł świeże bułki i pokroil je i dał na stolik. Anna nałożyła na talerze jajecznicę, a Wiktor położył je na stoliku, wyciągnął z szuflady widelce i łyżeczki.
-Zoska! Śniadanie!-krzyknął donosnym glosem.
Z pokoju wyszła Zosia, usiadła, napisala się łyk gorącej herbaty.
-Dzień dobry-rzuciła i zabrała się za jedzenie.
-Moze byś zaczekala na nas? -zapytal zniesmaczony jej zachowaniem.
-Tato! Spieszę się dziś do szkoły, mam ważne kółko przed zajęciami. -powiedziała spoglądając na ojca.
-Zosiu, napracowaliśmy się dla Ciebie. To kółko jest ważniejsze niż śniadanie ze mną?
-Nie będę się z wami bawić w szczęśliwą rodzinkę! - krzyknęła.
-Zosia! Przestań - lekarz nieświadomie podniósł głos - nie możesz się tak zachowywać!
-Idę! - wykrzyczala i trzasnęła drzwiami.
-Przepraszam Cię za nią Aniu... - złapał ją za rękę i smutnym oczami zatrzymał się na jej delikatnym wzroku.
-Daj spokój, to dla niej nowa sytuacja, jest zazdrosna - uśmiechnęła się. - Rozumiem ją!
-Ania jesteś wielka! -rzekł roześmiany.
Oboje zjedli nie myśląc o przykryj sytuacji. Anna wszystko i umyla naczynia, poszła się przebrać, poslala łóżko i usiadła na nim.
-Muszę zaraz iść do pracy- rzuciła patrząc na Wiktora.
Spojrzała na zegarek była 7:30, ubrala kurtkę i zabrała torebkę.
-Anka! Zaczekaj!-podszedł do niej Wiktor.
-Do zobaczenia! Uważaj na siebie! -powiedział i ją pocalowal w usta.
-Będą uważać, bądź spokojny-uśmiechnęła się, pocalowala go i wyszła do pracy.

Pozwól kochaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz