Kim mieszkał w luksusowym mieszkaniu niemal na szczycie drogiego apartamentowca. Zanim do niego dotarł musiał porozumieć się z nim przez telefon, wraz z przysłuchującym się rozmowie strażnikiem. Jakoś nikt mu nie wierzył, że jest gościem jednego z nadzianych mieszkańców. Nie miał pojęcia co sprawiło, że znalazł się w takiej niezręcznej sytuacji, czy to to, że był cały na czarno, czy może fakt, że po prostu tak wyglądał, czy... co? No chyba nie chodziło o jego status materialny, bo czym jak czym, to tym mógł się poszczycić – jeśli fura, którą kazał odprowadzić na podziemny parking nie była dostatecznym dowodem, to nie miał pojęcia co nim mogło być. Co, miał wyciągnąć portfel? Czy wyciąg z konta? Tak tak, już leciał, sekundka, już zaraz pokaże te wszystkie nielegalne transakcje i przelewy.
Ledwo dotarł na odpowiednie piętro, a już został przyparty do muru i mocno pocałowany. Nie ukrywał, był tym mocno zaskoczony, ale już od pewnego czasu miał niezłą chętkę na tego gościa, więc nie miał zamiaru się wyrywać. Wręcz przeciwne, zmienił ich pozycje i teraz to on mocno dociskał go do kremowej ściany, dłońmi błądząc pod jego koszulką. Delikatnie zarysowane mięśnie, nie takie jak jego, ale też całkiem ładne, ocenił, przenosząc rękę na tył jego głowy, wplątał palce w blond kosmyki i zachłannie badał jego podniebienie, kolanem ugniatając męskość. Podobał mu się przeciągły jęk, jaki wydostał się z gardła Kima oraz przyśpieszony oddech, gdy się od niego oddalił. Zaśmiał się pod nosem; tym razem to on był górą, zdecydowanie. I zamierzał mu do udowodnić.
– Nie podoba mi się to, jak zachowujesz się w stosunku mnie – wymruczał mu do ucha, a potem łapiąc za jego włosy, rzucił go na kolana. Upadek sprawił, że jego kolana twardo uderzyły o podłogę, a sam Kibum zmrużył wściekle oczy, gdy stracił w wyniku tego kilka tlenionych pasm. Zaciskając zęby spoglądał prosto na twarz Choi, który wciąż uśmiechał się zadowolony z siebie. Zupełnie jak sam Kim, dokładnie wtedy, gdy Minho uganiał się za nim przez pół miasta, omal nie wypluwając przy okazji z siebie płuc, zapewne z wątrobą i w porywie z jelitami.
– I co w związku z tym?
– No nie wiem. Może powinieneś jakoś odpokutować fakt, że nie mogłem na luzie pieprzyć się z gościem z pracy, bo ty postanowiłeś wsadzić mi zostawić swój adres nad fiutem?
– Co, chuj ci nie stanął?
– Och, stanął, jak najbardziej. Taemin zna się na rzeczy. Ale ty nam to przerwałeś i twoja już głowa w tym, żeby to zakończyć.
– Co? – przekręcił głowę zdezorientowany, a potem jego oczy rozbłysły. – Och, więc chcesz żebym ci obciągnął? Nie ma żadnego pro...
Resztę jego wypowiedzi przerwało mu nagłe przyciągnięcie jego głowy do krocza Minho, oraz dodatkowo, jakby to jeszcze było mało, zimny dotyk lufy na skroni. Wzdrygnął się ledwo zauważalnie, a potem doszedł do wniosku... że klęczenie przed tym człowiekiem, mając przed sobą jego na wpół pobudzonego penisa, podczas, gdy on celuje do niego z broni jest cholernie... podniecające.
Oblizał powoli wargi, zerkając w górę na spokojną twarz Choi, a potem przeciągnął językiem po wypukłości, czując szorstki materiał spodni, nie pozwalający mu poczuć prawdziwej wielkości penisa, który, jak mu się wcześniej wydawało, był naprawdę duży. Przygryzł wargę na samą myśl, a potem chwycił zębami suwak, powoli odsuwając rozporek. Rozbrzmiał niepokojąco, ale nie myślał o tym, za to zajął się obcałowywaniem wciąż skrytej za niepotrzebnym materiał cienkich bokserek, męskości. Zassał się w jednym miejscu, a Minho sapnął. Zadowolony skubnął jeszcze w tym samym miejscu, a potem, wciąż używając do tego tylko ust, zsunął ostatnią część dolnej garderoby z pośladków mężczyzny. Lufa docisnęła się jeszcze bardziej do jego skroni, prawdopodobnie zostawiając niewielki, jak mu się wydawało, okrąg na jego skórze. Szybko wyrzucił to z myśli, za to uchwycił przyrodzenie w dłoń i przesuwając po nim ręką, zaczął głośno pomrukiwać. Miał swój własny plan co do tego, jak miał się skończyć ten wieczór i właśnie to miało do tego doprowadzić. Dlatego też, nie cackając się niewiadomo jak, polizał wzdłuż całej długości trzonu, zassał się na chwilę na samym czubku, a potem włożył go do ust. Och, był rzeczywiście taki duży. Wsuwając go wciąż głęboko w siebie, niemal do gardła, słyszał jak Minho dyszy, mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem. Uśmiechnął się półgębkiem, łapiąc za jądra i ugniatając je lekko, zatoczył językiem po czubku penisa. Wydawało mu się, że mimo wszystko Choi jest już dość blisko, jakby to ładnie ująć – spełnienia. Dlatego włożył go sobie ponownie głęboko w usta, wyczyniając językiem cuda, a potem mocno się na nim zassał. Druga dłoń Minho przyciągnęła go tak blisko siebie, że niemal zadławił się jego penisem, jak i spermą, która wytrysnęła. Zmuszony był ją przełknąć, ale zrobił to z seksownym uśmiechem na ustach, pozwalając, by jej część wypłynęła kącikiem ust. Niemal sparaliżowany brunet wpatrywał się w niego z takim wyrazem twarzy, jakby zamierzał go rozciągnąć właśnie w tej chwili na podłodze i wziąć mocno i brutalnie, aż do upadłego, do ochrypłego krzyku spełnienia. Tak, to chyba był powód, dlaczego nawet nie zauważył, ze Kibum wyrwał mu broń z ręki i wycelował w jego krocze.

YOU ARE READING
Mission Impossible
FanfictionJak trudne mogło być zabicie Kim Kibuma? Jak trudne mogło być zignorowanie jego pięknych ust i niezwykłego ciała? Czy misja, którą zlecono najlepszemu płatnemu zabójcy Choi Minho jest niemożliwa do zrealizowania, gdy w grę wchodzi wyeliminowanie inn...