Rozdział I

93 7 6
                                    

 "Kurde! Jak on to zrobił?! Pewnie oszukiwał.." - takie myśli przychodziły mu do głowy, gdy przygotowywał wykwintne nereczki. Oburzony klnąc pod nosem przyniósł misę do salonu, gdzie czekał na niego jego 'nowy pan'..

 -Phiehehe..- bezoki parsknął śmiechem czując niezadowolenie swojej nowej służki.

 -Czemu każesz mi to nosić!? Przecież i tak mnie nie widzisz!- warknął czarnowłosy kładąc miskę na stole.

 -Żeby inni widzieli jakim jesteś przegrywem życiowym..- wciąż cicho chichotał pod nosem.

 -Ta spódnica jest nie wygodna! Jak niby te pokojówki w tym sprzątają!?- drążył temat stroju jaki miał na sobie.

 -Nie wiem.. Ich się pytaj..- zażartował biorąc kawałek nerki, przed zjedzeniem jej lekko odchylił swoją maskę na bok.

 Jeffy usiadł na kanapie poprawiając niewygodną spódnicę, założył ręce i wielce obrażony wbił swe spojrzenie w sufit.

 -Podaj pilota, sługusie..- wyciągnął rękę w jego stronę.

 -Podaj mi pilota, mnmn..- podał mu tego pilota cicho przedrzeźniając go pod nosem.

 -Zachowujesz się jak dziecko..- westchnął włączając kanał z wiadomościami.

 "Znaleziono zwłoki na obrzeżach lasu, brutalnie rozszarpane, może nawet nadgryzione. Śledztwo w toku, obwinia się za to jakieś zwierzę, lecz koroner określił rany jako cięte." - nadawała blondynka z wyraźnym stresem na twarzy.

 -Heh, pewnie Rake znów się zabawił..- skomentował wypowiedź prezenterki zdejmując maskę, odłożył ją na stół obok miski.

 Jeff zerknął na niego ukradkiem, chciał zobaczyć jego twarz bez maski, po chwili jednak nieco zmieszany odwrócił wzrok mając nadzieje, że ten tego nie wyczuje. Mimo tego, że policzki bezokiego, aż lepiły się od czarnej mazi, a tygodniowy zarost zdobił jego brodę dla Woods'a wydawał się on nadzwyczaj atrakcyjny. Bardzo nie lubił tego uczucia, było ono dla niego obce i wzbudzał je w nim tylko ten kanibal. Lubił się z nim droczyć albo kłócić, ale widząc go bez maski czuł się dziwnie nieswojo.. A nieprzyjemne uczucie w brzuchu nie dawało mu spokoju.

 Z kolei Jack wyczuwał zmiany zachowań swojego przyjaciela od kłótni i wiedział, że gdy zdejmie maskę może w spokoju posiedzieć, bo pan wiecznie uśmiechnięty nawet nie raczy się odezwać.

 Siedzieli tak w ciszy oglądając telewizję, gdy nagle do salonu wbiegł zdyszany Ben. Już chciał zacząć nawijać, ale gdy ujrzał Jeff'a w stroju pokojówki wybuchł śmiechem.

 Na twarzy czarnowłosego nie dość, że zagościł grymas niezadowolenia, to jeszcze pojawił się intensywny rumieniec lvl dojrzały burak. -A weź się zabij!- nadął policzki, po czym walnął focha, obracając się tyłem do nich.

 -Ano, zabiłbym się, gdybym tylko żył..- wytarł łezkę spowodowaną nadmiarem śmiechu. -Ale wracając.. Widzieliście to morderstwo w wiadomościach, nie?- podszedł do kanapy.

 -No słyszeliśmy..- odezwał się szatyn wyciszając telewizor.

 -No..- blondyn kiwnął głową. - Bo jest z tym lekki przypau.. SCP zdołało złapać Rake'a..- usiadł między nimi.

 -A wujaszek Slendy już wie?- Jeff posłał Ben'owi wrogie spojrzenie.

 -No rejczel*..- wzruszył ramionami. -To on kazał mi wam to przekazać.-

 -To będzie jakaś akcja ratunkowa, nie?- Jack starł chustką maź, która już chciała skapnąć na jego spodnie.

-No rejczel..- powtórzył skrzat przyglądając się temu co leciało w TV.

 -Okej.. Sługusie..- podał chusteczkę Jeff'owi. -Przynieś następną..- dokończył.

 Służka jak zwykle klnąc pod nosem poszedł do kuchni po chusteczki, przy okazji wyrzucił tą zużytą i został wyśmiany przez Toby'ego robiącego sobie gofery z dżemorem**. Miał już serdecznie dosyć noszenia tego stroju i usługiwania ślepcowi, ale wiedział, że ta katorga potrwa jeszcze dwa tygodnie. Na samą myśl o tym co go czeka chciało mu się płakać nad własnym losem.

---------------------

*rejczel - raczej.

**gofery z dżemorem - gofry z dżemem.

"Kwiat Paproci" - E.J. x JeffWhere stories live. Discover now