Rozdział II

61 7 1
                                    

  Nazajutrz Pan Smukły-Brak-Twarzy wysłał swoich przydupasów na zwiady, aby zlokalizowali miejsce pobytu Pana Grabia. W międzyczasie sługus miał przynieść ślepcowi śniadanko do łóżka, jak to sobie on zażyczył przed snem. Na tacy stała miseczka ze starannie pokrojonymi nereczkami i szklaneczka świeżej krwi. 

 Miliony morderczych myśli przechodziło przez głowę czarnowłosego przy otwieraniu drzwi od sypialni, lecz gdy ujrzał spokojną twarzyczkę śpiącego Jack'a od razu wszystkie się ulotniły.. Powoli i po cichu podszedł po stolika nocnego i położył na nim tackę, po czym usiadł na brzegu łóżka."Tak spokojnie śpi.." - lekko musnął jego policzek unikając smolistej substancji.

 Bezoki, który jest zawsze czujny ma bardzo lekki sen, więc od razu dotknięty się obudził otwierając oczy.

 Jeff widząc to odskoczył jak poparzony, a jego bladą buźkę pokrył soczysty rumieniec.

 -Co ty robisz..?- zaspany przetarł oczy z czarnej mazi, która nieco zlepiła jego powieki.

 -J.. Ja ten.. No.. Obudziłem cie, żebyś zjadł świeże..-zająknął się pokazując na tace.

 -Och.. Okej. Dzięki..- ziewnął.

 -To.. To ja już wyjdę.- pośpiesznie wyszedł na korytarz. "Co się ze mną dzieje!?" - złapał się za głowę idąc pośpiesznym krokiem w stronę swojego pokoju. Uwalił się na łóżku. Katował się myślami o tym jak Jack może zareagować na wieść o tym dziwnym uczuciu, które go męczy. Większość z tych myśli była czarna, niczym maź, która zdobi policzki bezokiego. Postanowił, że postara się jak może, aby ten się o tym nie dowiedział. Leżał tak twarzą w poduszce, dopóki po pokoju nie rozległo się głośne pukanie, nieco zadarł głowę w górę zerkając na drzwi.

 -Operator wzywa wszystkich do salonu!- odezwał się zza drzwi głos jednego z proxy.

 -Już idę..- uniósł się i niechętnie poczłapał do wyjścia.

"Kwiat Paproci" - E.J. x JeffWhere stories live. Discover now