Rozdział Pierwszy

8.2K 731 141
                                    

TAM, GDZIE MIASTO ŚPI

Marylin Harris przez całe swoje życie za wszelką cenę unikała sytuacji konfliktowych. Nie lubiła kłócić się na forum, choć wielokrotnie robiła to, chcąc obronić własną godność. Późniejsze konsekwencje zabierania głosu nawiedzały ją nocami jak koszmary, z których nie była w stanie się wybudzić. Dziewczyna wierzyła, że podzielone zdania nie muszą w założeniu tworzyć konfliktów, niemniej jednak prędko nauczyła się, że ludzie bardziej niż usłyszeć prawdy o sobie, nie chcą się mylić.

Ruth Harris nie uznawała światopoglądu innego niż jej własny. Zamiast wysłuchać córkę podczas ich rozmów, po prostu układała w głowie swoją następną wypowiedź. Wszelkie komunikaty, które Marylin wypluwała z siebie, dla niej były zbyt emocjonalne i zbyt niedojrzałe. Nauczyciele w szkole wymagali od nastolatki interpretacji zgodnych z kluczem. Jej znajomi mieli raczej utarte światopoglądy, ukształtowane przede wszystkim przez opinię większości, dlatego tendencyjnie porozumiewali się frazesami. Czuła się osamotniona, jako ktoś, kto potrzebował po prostu zebrać myśli, wyartykułować je, bez wszczynania walki o to, kto ma rację. Ludzie wokół niej zachowywali się jakby komunikacja polegała tylko i wyłącznie na udowodnieniu słuszności jednej strony, z potępieniem tych, którzy stanęli po drugiej. Ale przywykła do tego, bo na takiej formie rozmowy wyrosła.

Gabriel był inny, podobny do niej, dlatego prędko się do niego przywiązała. Nie potrafiła określić, czy jest zakochana w nim, czy w tym, co jej oferował. Wypełnił swego rodzaju pustkę w jej życiu i samolubnie pragnęła, by nigdy jej nie zostawiał. Zatem czy był to powód, który sprawił, że Marylin przekroczyła własną granicę, by go ratować? Które z nich chciała ocalić, wyciągając Ruth z łóżka w środku nocy: jego czy siebie?

Zmieniła się odkąd zaprosiła Kinneya do swojej codzienności, a póki matka nie miała prawa zobaczyć powodu jej buntu, nie odczuwała wyrzutów sumienia. Lecz w tamtej chwili, gdy obie siedziały w Volvo, nie słuchając charakterystycznej, francuskiej muzyki, Marylin odniosła wrażenie, że jeszcze moment i zwymiotuje. Martwiła się. Po pierwsze o Gabriela, po drugie o to, jakie konsekwencje przyniosą następne godziny.

Ruth należała jednak do tych matek, które obudzone w środku nocy, pojadą po swoje dziecko na koniec świata, a później, gdy ono będzie już bezpieczne, zafundują mu szlaban do trzydziestki oraz kilkugodzinny wykład o tym, dlaczego są porażką wychowawczą. Myśląc o tym, Marylin uśmiechnęła się pod nosem.

Jeśli jestem porażką, to ty ją poniosłaś, nie ja – pomyślała zerkając z ukosa na skupiony profil kobiety prowadzącej samochód.

Obie były zdenerwowane. Ruth zastanawiała się, czy potrafi prowadzić w takim stanie, ale jeśli Marylin powiedziała, że chodzi o życie, nie czuła już powołania tylko jako matka, ale też jako lekarz.

– Gdzie mam jechać?

Wcześniej nie zadała ani jednego pytania, po prostu machinalnie wykonywała czynności związane z dotarciem z Eastville do Abingdon. Obserwowała panikę swojej córki, widziała jak ta przykłada telefon do ucha i próbuje nie zakrztusić się własnymi łzami. Nigdy nie widziała, żeby Marylin była tak przerażona. Tym czasem Ruth wydawała się niewzruszona, mimo że jej żyły paliła czysta złość. Wystarczyło, że Mark musiał zostać z Candy zupełnie sam na noc, a nie przepadała za zostawianiem młodszej dziewczynki z kimś innym, niż jej starsza siostra.

– Mar, przestań ryczeć i powiedz mi gdzie mam jechać.

Wówczas dziewczyna zorientowała się, że nie do końca wie, gdzie tak naprawdę jest. Za każdym razem, gdy jechała do Gabriela i do jego miasta, skupiała na własnej wolności, na tym, że jest jej dobrze, a że nie miała pamięci do miejsc, ani co ważniejsze, ulic, uświadomiła sobie, że się zgubiła.

affection II: diamonds and pearlsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz