Prolog

183 24 8
                                    

Prolog

Leżysz zwinięta w kłębek na łóżku, próbujesz wcisnąć się plecami w róg pokoju, a potem w niego wsiąknąć i zniknąć.

Z drugiej strony nie poruszasz się w ogóle, w ogóle.

Chcesz się ukryć, ale on zostawił w twoim pokoju tylko materac. Nie masz gdzie uciec i on dobrze o tym wie.

Jesteś zupełnie cicha, uważasz aby twój oddech nie zmącił spokoju i każesz swojemu sercu bić delikatniej.

Szczerze mówiąc, może też przestać bić.

Jesteś zupełnie cicha, jak zawsze w te dni, kiedy on przychodzi.

Marzysz o utonięciu w fałdach tego czym się przykrywasz, gdy marzniesz. Sama nie wiesz co to jest.

Drżysz na cały ciele. Drżysz, drżysz.

Wyobrażasz sobie, że się (nie boisz) kołyszesz.

Kołyszesz się w przód i w tył, w przód i w tył, w przód i w tył, w przód i w tył.

Szepczesz do ścian oddechem, a one cię słuchają. One cię rozumieją. Kiwają głowami, potakują pełne współczucia.

Udajesz, że nie wiesz co cię czeka. Sama grasz w tę grę.

Bawisz się, wmawiając sobie, że nigdy tego nie przeżyłaś, że będzie to jak nowa rola w twoim ulubionym przestawieniu.

Potem śmiejesz się sama z siebie i prosisz prosisz prosisz swoje nerwy aby doznały urazu mechanicznego.

To cię nie będzie bolało- myślisz.

Nie, dzisiaj nic cię nie zaboli.

Udajesz, że skrzypienie kroków na schodach to kołynka.

Delikatna jak wiatr, taka która miękością i ciepłem melodii może utulić cię do snu.

Kołysanka robi się coraz mocniejsza. Zaczyna parzyć.

Stopione od jej ognia ubrania wsiąka i przykleja się do twojej skóry a ty nawet nie usiłujesz strzepnąć z ramion tego uczucia.

Mija pierwsze drzwi i przestajesz się okłamywać.

Tak bardzo bardzo bardzo się boisz.

Pocieszasz się jednak tym, że jesteś szalona i może tym razem odpłyniesz.

Mija drugie drzwi i zaczynasz się głośno śmiać a zamiast powietrza chwytasz się rozpaczliwie sekund płynących po sianie.

Śmiejszesz się z niego, bo uwielbia cię straszyć. Uwielbia wiedzieć, że masz świadomość iż idzie w o l n o dla ciebie.

Specjalnie.

Idę cię zranić.

Wytnę krwawe pręgi na twoich plecach.

Pozbawię cię godności, spokoju

nadziei.

I tak,

to wszystko robię dla ciebie- myśli.

Czas pełznie po twojej skórze, kapie z twoich włosów i zatacza okręgi tańcząc na skórze twoich nóg.

Kiedy stąpa po cieniu twojego pokoju, coś w tobie pęka i szarpiesz się z wyobrażeniem paniki, szarpiesz by odzyskać swoją nadzieję.

Robisz to dotąd aż zwycieżasz.

Wstajesz, prostuj się.

Jesteś gotowa spojrzeć w oczy temu, czego najbardziej się boisz.

Krąży w tobie adrenalina, zamraża szpik twoich kości, obija się o skorupy czaski.

Teraz drżyż, ale z powodu obezwładniającej chęci zemsty.

Za te wszystkie dni, kiedy kryłaś się w szafie

(gdy jeszcze ją miałaś).

Za te niewidoczne blizny na nogach, rękach i brzuchu.

Za godziny powszymywania łez gorętszych od kwasu.

Za wstyd, za upokorzenie, za ból.


Za to, że robi sobie zabawę zbiając cię codziennie od nowa i od nowa.

I patrzysz jak otwiera drzwi tak cicho, bezszelestnie i w o l n o, jak wpuszcza do pomieszczenia coraz grubszy promień nieistniejącego światła.

A nagle kopie w drzwi, tak że uderzają w ścianę, a potem zasypują podłogę miliardami drzazg.

Źródło światła jest za nim, więc widzisz tylko jego sylwetkę.

A potem wszystkie świece stojące na parapecie, na oparciu materaca, na podłodze zapalają sie i łączą w jeden ogień trawiąc twoje wnętrzości od środka.

I wtedy

Wtedy

Wtedy

Wtedy

Widzisz jego twarz.

I kurczysz się, chowasz

Znikasz.

Bo znów

Przed tobą

Stajesz ty sam

I zatapiasz w swojej szyi miecz.

-Widzisz, skarbie?- słodko, melodyjnie, jak ciepły miód zalwa wasze ciała- Nadzieja. Znów dałaś się zabić nadziei.

Aaren Prior. Aaren Prior.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz