rozdział 6.

192 24 15
                                    


Zayn był nieszczęśliwy, to zrozumiałe, ale to nie mogło równać się z tym, co czuła Perrie, której całe doczesne życie rozsypało się jak domek z kart. Ona przeczuwała, że prędzej czy później do tego dojdzie, i szczerze wolałaby, aby nigdy do tego nie doszło, ale no cóż... stało się. Zayn właśnie się wyprowadzał. Perrie nienawidziła swojego męża jeszcze mocniej, bo jej, ich córka musiała patrzeć na konsekwencje ich poczynań. Mała Amelka została z samego rana przywieziona przez brata Perrie, więc nie mogła nie widzieć tego wszystkiego. To, co działo się w tej chwili swobodnie można było porównać do szopki: ona siedziała na sofie w ich salonie i czesała włoski ich córeczki i udawała, że wszystko jest w porządku, a on pakował się do toreb, by jak najszybciej wyjść.

Gdy tylko młoda kobieta kończy czesać Amelkę, całuje czubek głowy swojej córeczki, a ta wstaje na swoich małych nóżkach, tylko po to by pobiec schodami do taty. Tak bardzo za nim tęskniła i nie rozumie, czemu mamusia jest smutna. Mama przecież mówi, że po prostu jest zmęczona, więc nie ma, o co się martwić, prawda? Amelka chce iść z tatą na lody, to wtedy mam się prześpi, i potem zrobią sobie maraton bajek i wszyscy będą szczęśliwi, prawda?

Młodemu mężczyźnie, który był równocześnie ojcem i mężem, nie wiele trzeba było czasu by spakować swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Po prawdzie, Zaynowi wystarczyło parę godzin – będąc bardziej dokładnym to niepełne trzy - by spakować swój doczesny dorobek małżeński. Malika ogarniał pusty, może trochę depresyjny, śmiech na widok dwóch toreb oraz prawie pustej szafy, gdzie były wcześniej jego ubrania.

To się nie dzieje naprawdę, Zayn uparcie wmawia sobie, ze przecież to nie ich nie jest pierwsza kłótnia, prawda? Jednak coś Malikowi nie pasuje. Dobrze wie, że wcześniej, nie pełną dobę wcześniej, wpierw pokłócił się z Perrie, a następnie się pieprzyli. Już od zarania dziejów się nie kochali, prawdopodobnie nigdy tego nie robili - przynajmniej Zayn tego nie robił, bo jego serce zdecydowanie nie popierało wyboru mózgu.

Młody mężczyzna wypuszcza powietrze przez nos, co ma być oznaką jego frustracji, ale jedynie denerwuje się jeszcze bardziej.

Dobra, spakował się, i co teraz? Ma tak wyjść po prostu, czy pożegnać się z... żoną, czy ma ją może zignorować i wyjść tak po prostu, czy co do licha ma zrobić?! Nikt go na to nie przygotował, na litość boską, dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane?

- Czo robisz? – Odzywa się wysoki głosik jego córki zza jego pleców, a Zayn ostatkiem sił opanował odruch podskoczenia z przestrachu.

- Hm?

- Czemu się pakujesz? – Pyta mała dziewczynka ze zmarszczonymi brwiami. Zaynowi zasycha w ustach. Tego nie przewidział. Cholera. Rozmyślał o wszystkim, o tym jak wyjdzie z domu, gdzie pojedzie i tak dalej, ale najzwyczajniej zapomniał, co powie swojej córce. Cholera jasna.

- Jedzes do babci? – Pyta mała delikatnie sepleniąc, bo nadal słowa "szumiące" sprawiają jej trudność i ma z nimi kłopot. Zayn stara się przełknąć ślinę, której ewidentnie nie ma w ustach, i kuca przed małą. – Tatusiu?

- Posłuchaj mnie kruszynko – zaczyna Zayn. I co ma teraz powiedzieć swojej córce? – Kocham cię najmocniej na świecie, jesteś moją małą księżniczką, tak?

- A Ty jestesz moim księdzem – odpowiada po swojemu Amelia.

Zayn stara się nie zachichotać, bo wątpi on by wyszedł mu chichot czy raczej żałosny skowyt pobitego psa. – Tak, kochanie jestem Twój dopóki nie pojawi się nikt godny Twojego serduszka.

- Nie pojawi sie! – Odpowiada z powagą i przejęciem dziewczynka, a Zayn maskując uśmiech, (który w każdej chwili niebezpiecznie może zmienić się w grymas rozpaczy) przytula dziewczynkę do siebie. Mały człowieczek oplata jego szyję swoimi rączkami, a z kolei w pasie oplata go nóżkami.

broken dreams || ziallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz