Nic mi nie mówisz

559 53 17
                                    

— Śpisz?

— Nie.

— To chodź zapalić. — mruknął, leniwie podnosząc się z łóżka.

Nie miałam ochoty na nic. Nawet na papierosa. Nie mogłam też zasnąć, więc od godziny wpatrywałam się beznamiętnie w lampę i smugi światła na suficie, które rzucały pojedyncze miejskie latarnie. Kątem oka obserwowałam Josha, który wyciągnął czarną bluzę ze sterty innych brudnych ubrań, po czym założył ją, chwycił paczkę papierosów i zniknął w ciemnościach przedpokoju. Po kilkunastu sekundach sama wygrzebałam się spod pierzyny, po czym ubrałam się i podreptałam cicho w stronę wyjścia. Przez jakąś chwilę szukałam jeszcze kluczy do mieszkania, ale dzięki Bogu znalazłam je tam, gdzie być powinny. Josh czekał już na zewnątrz, usiłując odpalić jednego z papierosów. Wiatr był tak niemiłosierny, że co chwila w moją twarz uderzały drobinki piasku, powodując nieprzyjemne pieczenie. Stanęłam przy nim, osłaniając swymi drobnymi dłońmi przestrzeń przy jego twarzy. Sukces nastąpił dopiero po dwóch minutach. Josh wyciągnął papierosa z ust i podał go mi, od razu wyciągając z paczki kolejnego dla siebie. Tym razem z zapalaniem poszło szybko. Ruszyliśmy przed siebie.

Ulice były puste, od czasu do czasu przejechał jeden samochód. Czego miałam się spodziewać? Jest środek nocy, normalni ludzie śpią w najlepsze.

— Ostatnio nic nie mówisz.

Fakt, ostatnio nic się nie działo, nie miałam siły na nic. Kompletnie. Josh wrócił z trasy dokładnie tydzień temu. Odezwałam się do niego może, nie wiem, 16 razy? Czułam nieprzyjemne mrowienie w brzuchu, dlatego natychmiast zaciągnęłam się papierosem. Josh zrobił to samo, po czym rzucił peta na chodnik i delikatnie przydeptał go nogą.

— Źle się czuję. Może powinnam pójść do lekarza. Albo to przez pogodę. Tak, pewnie przez ciśnienie. — rzuciłam, nerwowo się uśmiechając. W przeciwieństwie do Josha, ja wyrzuciłam papierosa do najbliższego kosza. Mężczyzna złapał mnie za rękę i dosyć mocno ją ścisnął. Już miałam syknąć z bólu, kiedy odwróciłam się i napotkałam jego wzrok. Badał mnie. Nie wierzył w ani jedno moje słowo. Dosyć głośno przełknęłam ślinę, rozglądając się dookoła. "Jesteś dobrą aktorką. Dasz radę."

— Wszystko w porządku. Po prostu... Czasami jest mi smutno, dlatego nie mam siły na nic, nawet na rozmowę. Dopiero wróciłeś, zaraz znowu znikniesz na kilka miesięcy. Jest mi ciężko. To tyle. — Szepnęłam, posyłając mu lekki uśmiech.

Josh objął mnie i tak mocno do siebie przycisnął, że w pewnym momencie zabrakło mi tchu. Wdychałam zapach jego perfum wymieszanych z papierosowym dymem. Czułam gorący oddech Josha na swoich włosach i szyi. Po chwili mężczyzna ucałował mnie w czoło, później cmoknął w nos i delikatnie musnął moje usta.

— Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam. — Z każdym słowem "przepraszam" cmokał mnie w inną część twarzy. Raz policzek, następnie drugi policzek, broda, żuchwa, skroń. Chwyciłam go za kark, pozostawiając na nim delikatne ślady zadrapań.

— Już cię nie zostawię. Obiecuję. Pojedziesz ze mną, z nami. Przepraszam cię. Nie wiedziałem, że aż tak silnie będzie to na ciebie działać. — Oczywiście, że nie chodziło tylko i wyłącznie o rozłąkę. Ale nie mogłam mu tego teraz powiedzieć. Nie w tym momencie.

Zmierzwiłam jego kolorowe włosy, śmiejąc się cicho. Przytaknęłam, złapałam go pod rękę i ruszyliśmy w stronę domu. Josh co chwilę szeptał, jak bardzo mnie przeprasza i kocha, że jest mu tak niemiłosiernie przykro. Jedyne co odpowiadałam to "nic nie szkodzi" albo "daj już spokój". Obserwowałam jego twarz otuloną sztucznym światłem latarni i neonowych szyldów sklepowych. Nie mogłam mu tego teraz powiedzieć. Ani jutro, ani pojutrze, ani za tydzień... Nie wiedziałam czy kiedykolwiek przyjdzie odpowiednia pora, aby się dowiedział. Znów poczułam nieprzyjemnie ukłócia w brzuchu, które jak zwykle postanowiłam przemilczeć, mocniej zaciskając zęby i uśmiechając się. Tak bardzo mnie kochał. Chyba rozpadłby się na kawałki, gdybym zniknęła. Przykro mi. Bardzo.

Nic mi nie mówisz ♦ Josh Dun one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz