Podjechaliśmy pod jeden z miejscowych szpitali. Luke podbiegł szybko,chcąc mi otworzyć drzwi,ale wyręczyłam go w tym mijając o centymetry ciało chłopaka.

- Ej! Uważaj z tymi drzwiami! Prawie mi przywaliłaś.

- Bylibyśmy kwita. -spojrzałam na niego 'spod byka'. Westchnął ciężko.

- Chodź. Miejmy to już z głowy.

###

Siedząc na zielonej kozetce cierpliwie znosiłam oględziny lekarza.

- Możesz szybciej? -zwrócił się do młodego doktorka Luke,podglądając zza zasłonki.

- A co? Spieszysz się?

- No...Hmmm,TAK?!

- To nie.

- Może ty masz czas siedząc w tym zakichanym szpitalu,ale ja niebardzo,więc mógłbyś się ruszyć.

- Przeszkadzasz.

- Znacie się? -zapytałam.

- Nie.

- Tak. Niestety. -padły odpowiedzi w tym samym momencie. Podniosłam brew do góry.

- To narzeczony siostry Cal'a. Upierdliwy lekarz.

- To ty tu jesteś upierdliwą gwiazdeczką.

- Okey! Zbadaj mnie i się zmywam. -ukróciłam ich sprzeczki, zamilkli, lekarz wrócił do swoich czynności, a chłopak przyglądał mi się. Zaczął dzwonić jego telefon, lecz on ciągle się we mnie wpatrywał.

- Zamierzasz to w końcu odebrać?

- Co?Aaa...No,tak.-wywróciłam oczami- Tak? Nie. Nic mi nie jest. Co? Szlag. Nie,nie zapomniałem. Wytrzymaj jeszcze chwilę. Zaraz będę. -zakończył połączenie.

- Będzie boleć,ale to nic poważnego. Masz tylko lekkie wstrząśnienie mózgu. Przez następne dni się nie wysilaj.

- Tak,tak. Mogę już iść? -pitole, miałam gorsze obrażenia i nie spędzałam czasu na oddziale.

- Na pewno? Czyli nic jej nie zrobiłem? -zza parawanu znowu wyłoniła się głowa bruneta.

- No...nie wiem.

- Jak to: nie wiesz?

- Mogłeś jej stale uszkodzić psychikę...

- Że co!?

- On żartował,ciołku. -rzucił groźne spojrzenie w stronę doktorka. - A teraz mnie odwieź.

- Masz szczęście,że się śpieszę. -warknął,a ja pociągnęłam go za rękę w stronę wyjścia,słysząc jeszcze śmiech młodego lekarza.
Jechaliśmy właśnie autostradą i...zjechaliśmy z niej.

- Hej!

- Muszę jeszcze załatwić coś ważnego. -przejechaliśmy przez podjazd zastawiony luksusowymi autami, wjeżdżając do sześciomiejscowego garażu. - To potrwa tylko chwilę. Chodź.

- Nie,serio? Która to chwila? -miałam być wolna po szpitalu. Tymczasem ten pojeb wprowadził mnie tylnymi schodami do pustego salonu.

- Zaraz wracam,niczego nie dotykaj. Zostań tu.

- Hah,hau. -powiedziałam sarkastycznie do jego pleców ,znikających za drzwiami.

Jeżeli myślał,że będę tu na niego czekać jak jakiś pies,to się chłopaczyna zawiedzie.
Ogarnęłam wzrokiem nowocześnie urządzony pokój i zauważyłam drzwi prowadzące na balkon,który jak się okazało, najprawdopodobniej otacza cały budynek. Uśmiechnęłam się pod nosem. Przeszłam przez drzwi i wyjrzałam za balustradę. Uuuu... Impreza snobów. W moim świecie takie impry wyglądają nieco inaczej.
Wreszcie wśród zbiorowiska zauważyłam mojego upierdliwego porywacza. Z moich obserwacji mogłam wywnioskować,że czegoś od niego chcą, a on się wzbrania. W końcu uległ. Ktoś wręczył mu gitarę. No super, utknęłam tu!
Mogłabym zadzwonić po... Ale nie, bo mój ojciec się dowie! I będę miała przerąbane. O ile już go nie powiadomili. Cholera, muszę stąd wyjść.

Luke zaczął śpiewać. O BOSH! No,no nie powiem. Ten głos z lekką chrypką ma zajebisty. Ale w życiu mu tego nie powiem. Kurde, zauważył mnie. Resztę zwrotki i refren śpiewał patrząc na mnie. Miał idealny głos...
A ja nie miałam czasu! Nie powinnam tam stać. Zmyłam się i z prędkością światła ruszyłam do garażu. Chwilę ogarniałam maszyny. Mój wzrok spoczął na czarnym Camaro. O,tak. Po lewej stronie mieścił się wieszaczek z kluczykami do pojazdów. Nim jednak zdążyłam cokolwiek zrobić, obok mnie pojawił się Pan Wszechmocny o Super Głosie Ale Nigdy Mu Tego Nie Powiem.

- Co robisz?

- Próbuję wrócić do domu.

- Kradnąc mój wóz?

- Zostawiłeś mnie. Nasza znajomość miała skończyć się po wizycie w szpitalu.

- Ale się nie skończyła. Wsiadaj.

Wziął kluczyki do czerwonego Jaguara, siadając za kółkiem. Natomiast ja zgarnęłam kluczyki do czarnego Camaro i usadowiłam się na siedzeniu pasażera. Słyszałam jak prycha, wali w maskę i rusza do wybranego przeze mnie skarba. Wręczyłam mu kluczyki z wrednym uśmieszkiem i w milczeniu patrzyłam jak wyjeżdża z posiadłości.

- To w którą stronę?

- Tam, gdzie mnie porwałeś.

- Nie porwałem, tylko w głębokiej trosce o twe jakże drogie zdrowie, przetransportowałem do szpitala.

- Chyba w głębokiej panice.

- To nie była panika. To była troska.

- Wmawiaj to sobie dalej. -powiedziałam z ironicznym uśmieszkiem.

- Mieszkasz w tamtej okolicy?

- Nie.

- To czemu mam... Ach. Nie chcesz...

- Dokładnie. Poza tym, wolę taksówki. -skłamałam.

- Ale z taksówkami nie ma fun'u. Nie potrafią tak. -przyspieszył. Jechaliśmy dość szybko. Kocham szybką jazdę. Ale... no właśnie. Usłyszeliśmy wycie koguta. Cholera, mamy gliny na karku.

- Nie mogą mnie złapać.

- To się zatrzymaj.

- Co?

- Nigdy nie uciekałeś glinom?

- Nigdy nie podejrzewałbym o to ciebie.

- Nie podejrzewasz mnie o wiele rzeczy. -odwróciłam wzrok, spoglądając za szybę. Każdy normalny, który wiedziałby z kim naprawdę ma do czynienia, spieprzałby daleko. - Zatrzymaj się.

- Co ty...

- Rób co mówię! Rozegramy to inaczej. Ok, to faceci...-mruknęłam- Zjedź na pobocze! A teraz zamień się miejscem.

- Ale...

- Wiem, co robię. -zapewniłam go.

- Mam złe przeczucia.

###

********
Hejka,moje Arbuziki!
Na razie rozdziały będą pojawiać się nieregularnie,za co przepraszam. Gwiazdki i komentarze mile widziane.

#Little_Dark_Princess

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 08, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Never stop fightingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz