Dzień jak każdy wstałem rano około godziny 7 pomyślałem wtedy, aby już wstać żeby nie spóźnić się na autobus.Głowa mówiła wtedy wstań bo się spóźnisz, ale nogi odmówiły posłuszeństwa. Gdy wstałem było już około godziny 7:30 więc wybieglem z domu na autobus bo do szkoły mam dosyć daleko. Zdążyłem, ale zapomniałem w domu śniadania i gdyby nie zapomniał to może by nic się nie stalo. Wracając zdążyłem na busa usiadłem sam na samym tyle gdy nagle weszli "oni" Frans i jego koledzy. Podeszli do mnie i powiedzieli:
-Zjeżdżaj cwelu
Rozkaz to rozkaz więc usiadłem o jedno siedzenie dalej tak aby wszystko im pasowało i nie mieli problemów. Nareszcie dotarliśmy do szkoły wszystko było by dobrze gdyby nie moje jebane nogi. Wychodząc z busa przewróciłem się na Fransa. To był KOSZMAR. Jego koledzy zaczęli się ze mnie śmiać a on wtedy powiedział:
-Co ty robisz?!
-Sorry, przewróciłem się.
-Wstawaj Frans - zawołali jego koledzy.
Wstał i poszedł z nimi w stronę szkoły wtedy podbiegł do mnie mój jedyny kolega Edward i pomógł mi wstać.
-Co ty zrobiłeś?
-Jezu, tylko się przewróciłem.
-Cała szkoła gada o tym, że lecisz na Fransa.
-Co??? No to ja już w tej szkole nie żyje.
Jak to usłyszałem byłem zrujnowany. Stwierdziłem wtedy, że zwieje z lekcji nie miałem zamiaru gapic się na ich krzywe gęby które się na mnie patrzą. Po drodze wstapilem do baru na śniadanie i spotkałem tam Fransa. Usiadłem jak najdalej by mnie nie widział.To co zrobił Frans było dziwne.