5.00
Taką godzinę wskazywała mój telefon, zaraz po tym jak wyrwał mnie ze snu.
Usiadłam na łóżku.
-Witaj Sally - powiedziałam do siebie - dziś kolejny dzień w pracy.
Wstałam i wolnym krokiem podeszłam do lustra. Wyglądałam strasznie.
Na mojej twarzy nie wypisane były te 25lat, które są już za mną. Przejrzałam się. Brązowe, krótkie włosy, zielone oczy, mały nos, blada skóra, malinowe usta. Wszystko było na miejscu.
Ubrałam się. Niebieska marynarka, spódniczka i czarne szpilki. Włosy związałam.
Zjadłam śniadanie i wyszłam z domu.Było jeszcze ciemno i nie było słychać absolutnie nic z wyjątkiem dziwnych odgłosów z domu państwa Whintelsonów.
Wsiadłam do samochodu i skręciłam w lewo, prawo, prawo, lewo. Dojechałam. Otworzyłam drzwi i wysiadłam z małego auta.
Spojrzałam w górę.
- Znowu ty - mruknęłam patrząc na znajomy, wysoki wieżowiec.
Weszłam do środka.
Jestem asystentką szefa firmy Agfers, dziś odchodzi na emeryturę, a firmę ma przejąć jego syn - Luke.
-Sa-Sally! - krzyknął David - najlepszego przyjaciela nie poznajesz?
-O, tak..przepraszam - mruknęłam - dziś Ivans, emerytura, nie wiem jak to będzie.
- Wyluzuj - uśmiechnął się - będzie dobrze.
Przytuliłam go i odeszłam.Wsiadłam do windy.
W środku śmierdziało. Za mną stał mężczyzna. Czarny garnitur, spodnie, buty, brązowe włosy, niebieskie oczy i krótka bródka. Oparł się o ścianę i mruczał coś pod nosem
- Panienka pozwoli - podszedł do mnie chwiejnym ruchem i podniósł moją dłoń do ust.
Wyrwałam ją.
- Nie, nie pozwolę...powinien pan wybrać się do domu, jest pan pijany.
- Dla ciebie mogę, mała - beknął i objął mnie w pasie.
- Mała to jest twoja pała, proszę SPIERDALAĆ - nie wierzyłam, że to mówię.
Zbliżył się.
Uderzyłam go w twarz.
- Śmierdzi pan, nie tylko alkoholem - powiedziałam wściekła - frajerstwem również.
- Wyluzuj się, Sally - krzyknął za mną, gdy wychodziłam z windy na piętrze 7.
- Skąd pan zna moje imię? - odwróciłam się, ale windy już nie było.
Dupek.Zapukałam i weszłam powoli do gabinetu szefa. Siedział tyłem do drzwi w swoim czarnym, obracanym, skórzanym fotelu.
- Panno Khoks - burknął - Witam.
Obrócił się. Na jego twarzy widziałam jedno.
Wkurwił się.
- Ekh..witam, szefie - szepnęłam
- Jak wiesz dziś..-tu się chwilowo zatrzymał - mój ostatni dzień.
- Oczywiście - powiedziałam niepewnie
- Chciałbym żebyś poznała, żebyście wy, pracownicy poznali jego - odpowiedział - mojego zastępcę, mojego syna Luke'a.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Nikogo z wyjątkiem pana Ivansa nie zobaczyłam.
- To..gdzie on jest? - spytałam
- Właśnie..- złapał się za głowę - gówniarz.
- Przepraszam? - nie wiedziałam o co chodzi.
- Nie odbiera telefonu, nic, cisza - uderzył pięścią w szklane biórko.
Stałam. Nie wiedziałam co zrobić. Zawsze miałam zlecenie i wykonywałam je, teraz stałam obserwując jak pan Ivans traci wiarę we własnego syna.
Nagle drzwi za mną otworzyly się.
Smród, pierwsze skojarzenie
-Tatkuuuu - usłyszałam za plecami.
- Synu - wydobył z siebie Ivans
Odwróciłam się.
Za mną stał ten sam mężczyzna z windy, któremu przed minutą kazałam spierdalać.
Odwróciłam się.
- Synu, to jest panna Khoks, twoja..asystentka - mówił mój szef widocznie zawstydzony
- Co robi? - zaśmiał się
- No..wszystko co jej powiesz - zdezorientowany Ivans usiadł
- Mogę robić z nią..wszystko? - puścił od mnie oczko
Prychnęłam.
- Synu! - krzyknął
- OSOBISTA DZIWKA -ucieszył się
- Panno Sally, przepraszam najmocniej - szepnął
Wiedziałam, że chce zostać z tym pijakiem sam.
Wyszłam.
Zadzwoniłam do Davida
- Chodź tu, na siódme - powiedziałam przez zęby.
- Słońce, nie mogę teraz - westchnął.
- Jasne, dam radę - rozłączyłam się.
Czekałam. Ivans nie wezwał mnie. Czekałam. Nadal nic.
Mój zegarek pokazywał 18.00.
- Koniec pracy, dziewczyno! -pomyślałamWróciłam do domu, zaparkowałam samochód, rzuciłam butami i padłam na kanapę.
Dryn, dryn.
Kurwa, telefon.
- H-halo - powiedziałam zaspanym głosem.
- Zaraz będę pod twoim domem - usłyszałam głos w słuchawce.
- David?
- A kto? - zaśmiał się - czas na imprezę.
Dawno nie byłam na imprezie. Praca, praca, praca.
Ten jeden raz zamierzałam się dobrze bawić. Pobiegłam do sypialni i włączyłam tryb WYGLĄDAJ PIĘKNIE. Założyłam niebieską, krótką sukienkę i białe szpilki. Pomalowałam usta na różowo, a oczy na niebiesko. Zeszłam na dół, a w drzwiach stał uśmiechnięty David. Blond włosy, niebieskie oczy, opalona skóra, czarne spodnie, koszula. Od liceum się nie zmienił.
Błazen.
To słowo opisywało go od stóp do głów.
Pojechaliśmy z nadzieją na dobrą zabawę.Weszliśmy do klubu.
Rozejrzałam się.
David zaproponował taniec, zaczęłam ruszać się jak oswojony wąż. Zmęczyło mnie to. Usiadłam przy barze.
- Sally - usłyszałam głos po lewej
Mężczyzna w zielonej koszulce leżał twarzą na blacie.
- Znamy się? - spytałam
- Chciałbym - usłuszałam w odpowiedzi.
To był Luke.
- Zostaw mnie, kretynie - powiedziałam.
- Przepraszam za tamto
- Idiota - mruknęłam.
Spojrzał na mnie.
- Ładna jesteś - uśmiechnął się
Odwzajemniłam uśmiech.
- A ty brudny - odpowiedziałam - i śmierdzisz..
Zaśmiał się głośno.
Zaczął opowiadać mi o swoim życiu, wymagający ojciec, brak zainteresowania kobietami, brak matki i teraz jeszcze to całe przejęcie firmy.
- W jednym jesteśmy podobni - powiedziałam - też nie mam mamy..
- Przykro mi.
- Ta..popełniła samobójstwo przez długi, ja muszę spłacać jej dłużników i nie płacę rachunków.
-Czyli..potrzebujesz pieniędzy? - spytał.
-Of course - uśmiechnęłam się
Patrzył na mnie jak w lustro.
Jakbym była odpowiedzią na wszystkie jego pytania.
Powiedział coś do mężczyzny za ladą.
- Jeśli chcesz mnie upić..nie uda ci się - prychnęłam.
Myliłam się. Po paru drinkach wywijałam na parkiecie razem z moim nowym towarzyszem.Udaliśmy się niewiadomo kiedy do pokoju.
Zaczęłam skakać po łóżku.
-Osobista dziwka - uśmiechnął sie.
Śmiałam się i klaskałam rzucając się jak opętana. Spadłam na podłogę. Usiadł na mnie.
- OSOBISTA DZIWKA- powtórzył
Śmiałam się jakbym połknęła gówno, które wbrew wszystkiemu było dobre.
Wyjął coś ze spodni. Telefon? Zapałki? Ma tak małego chuja? Nie wiedziałam.
- Masz małego z klocków lego - piszczałam zadowolona.
Nie wiedziałam co i jak.
Pocałował mnie. Odwzajemniłam pocałunek.
- Świetnie całujesz - oblizał wargi.
- Śmierdzi ci z pyska jak z dupy tygryska - krzyknęłam zadowolona.
Pocałuj mnie. Pocałuj. Pocałuj.
Serce biło mi szybko. Zdjął koszulkę ukazując klatkę piersiową.
O kurwa. O kurwa.
Ten facet był idealny.
Chociaż..nie, to alkohol.
Zdjął moją sukienkę. Miałam już tylko majtki i czarny stanik.
- Nie - odzyskałam na chwilę zmysły i zostałam przy nich, przynajmniej na moment.
- O co chodzi, mała? - zdziwił się
- Chuj ci w pępek - usiadłam i zakryłam się - idź bananów szukać, bo u ciebie żadnego nie zobaczyłam.
- Chciałem się kochać
Zaśmiałam się
-Wypierdalaj, ale już - darłam się. - Będziesz moją osobistą dziwką.Wyszedł z pokoju.
Jeszcze dziś praca i on..KURWA.Zamknęłam oczy i śmiałam się, a w mojej głowie odbijały się słowa: OSOBISTA DZIWKA.