Dziewczyny naprawdę są dziwne.

133 21 7
                                    


   Minął już prawie tydzień, od kiedy Ernest nie wstawał z łóżka. Niedługo po swoim wybuchu zamknął się w pokoju, nie jedząc i nie rozmawiając z nikim, kto usiłował mu pomóc. Leżał w łóżku, przykryty ręcznie robionym kocem i myślał o zbyt wielu rzeczach.
   Ojciec chłopca nie był w stanie nic z tym zrobić. Czuł się, jakby jego syn najpierw otworzył się przed nim, by zaraz uciec do swojej własnej krainy, w której pozostanie, dopóki ktoś go nie powstrzyma. A próbował. Próbował bardzo ciężko, jednak nic z tego nie wychodziło. Czuł się przez to złym ojcem, który nie potrafi prawidłowo wychować dziecka w żałobie. Jednak jak to zrobić, gdy samemu jest ciężko wiązać koniec z końcem? Nie tylko Ernest opłakiwał śmierć Victorii. Nie tylko on miał wrażenie, że los siłą odebrał mu najważniejszą osobę na świecie, pozostawiając głęboką, zionącą dziurę w sercu.

Kochanie, dlaczego odeszłaś?

   Karol potrząsnął szybko głową, starając się odepchnąć czarne myśli na bok. Uniósł rękę do twarzy, a już po chwili poczuł na niej malutkie kropelki. Strząsnął je nieco zbyt gwałtownym ruchem i mocniej przetarł oczy, zostawiając pod nimi czerwone ślady, które zniknęły po kilku chwilach.
    - Cholera, znowu... - zaklął cicho sam na siebie – Opanuj się, masz prawie czterdziestkę na karku i syna... Musisz być silny.

Ale jak?

   Mężczyzna zignorował kolejne pytania nasuwające się mu na myśli. Szybkim krokiem skierował się do łazienki, po czym odkręcił kran i pozwolił płynąć wodzie pod wysokim ciśnieniem, mocząc zmaltretowaną flanelową koszulę.
   Szum wody zawsze go uspokajał. Przypominał mu radosne chwile, gdy wraz z Victorią pojechali nad...

Nie.

   Po prostu go uspokajał.
   Podniósł głowę i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Zobaczył mężczyznę z zaniedbanym, kilkudniowym zarostem na twarzy, podkrążonymi oczami i smutną miną, która sprawiała, że wyglądał na dużo starszego, niż w rzeczywistości był. Spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego jedynie groteskowy grymas próbujący imitować szczery uśmiech, który kiedyś z taką dumą pokazywał zarówno rodzinie, jak i czasami całkowicie obcym ludziom na ulicy. Kolejny raz przetarł oczy pięściami.
   - Chyba czas coś z tym zrobić... - mruknął.
   Odwrócił się, po czym zdecydowanym, podpartym chwilową motywacją krokiem ruszył do pokoju Ernesta. Zatrzymał się tuż przed drzwiami, zestresowany niczym przed pierwszą randką. Otrzepał spodnie i koszulę, przeczesał przetłuszczone włosy, po czym niepewnie uniósł rękę i zapukał kilka razy w drewniane drzwi. Traktując zwyczajową ciszę jako przyzwolenie, wszedł do środka.
   - Cześć... - rzucił cicho w stronę syna, który zawinięty w koc nie dawał prawie żadnego znaku życia – Wiesz... Może chcesz wyjść na zewnątrz? Jest ładna pogoda.
   Za oknem faktycznie było ładnie, choć zapewne strasznie duszno. Na szybie przy framudze zbierały się malutkie kropelki, pozostałości po porannej rosie. Karol zacisnął dłonie za plecami.
   - Myślę, że wszyscy chcieliby, żebyś wyszedł, zaczerpnął świeżego powietrza... Victoria... - głos mu się załamał, a po chwili poczuł na sobie pusty wzrok Ernesta. Przełknął ślinę. Zapanowała bardzo niezręczna cisza, zdająca się pochłaniać wszystko, oprócz tego spojrzenia.
   - Dobrze... - chłopiec odezwał się po raz pierwszy od kilku dni, a to jedno słowo wywołało niesamowitą ulgę u jego ojca. Mężczyzna uniósł głowę i spojrzał na syna z mieszanką radości i zaskoczenia.
   Ciemnowłosy chłopiec wstał, sam nieco zaskoczony, że nie ma z tym najmniejszego problemu. Jakby jego mięśnie cały czas czekały na ten prosty ruch. Sięgnął do szafy, po czym wziął do ręki koszulkę z wizerunkiem Batmana, sprane dżinsy i bieliznę. Rzucił okiem w stronę ojca i zobaczył, że przygląda mu się z dumą. Ernest przebrał się w kącie pomieszczenia i niedbale przeczesał już przydługie, kasztanowe włosy plastikowym grzebieniem. Gdy był już przyszykowany, wyminął Karola i poszedł do przedpokoju, gdzie ubrał buty, kurtkę pozostawiając na wieszaku. Rzucił krótkie pożegnanie, po czym wyszedł na podwórko, kierując się na szeroką, żwirową drogę.
   Karol nawet nie chciał upominać go za to, że nie umył zębów.

Nagranie z Naszej Tajnej Bazy                       [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz