Wakacje. Czyż istnieje piękniejsze słowo? Dwa miesiące pełne wolności, słońca i zabawy. Z uśmiechem na ustach weszłam do apartamentu mojego brata, który był również mój po śmierci rodziców. Rwałam się do działania, miałam mnóstwo planów na te miesiące. Jednak z tropu zbiła mnie mina Paula, mojego starszego brata.
- Co jest braciszku?
- Wyprowadzamy się,dostałem angaż w nowym serialu. - odpowiedział. Ale jak?
- Nie? Co ze szkołą? Co z moimi planami, przyjaciółmi? Nie zrobisz mi tego, zostaje tutaj! - byłam wściekła, jak on w ogóle mógł mi to zrobić. Bez wcześniejszego skonsultowania się ze mną. Nie jestem dzieckiem.
- Wszystko załatwione! Cassie masz 18 lat, nie mogę Cię tu samej zostawić. A co do twoich planów to przepraszam. - Zostaje. - Zwariowałaś? Jedziesz i koniec kropka. Wyruszamy jutro rano. - i to tyle po moim wakacyjnym szaleństwie. Łzy napłynęły mi do oczu, nie chce zostawiać całego mojego dotychczasowego życia. Lubiłam je. Ale co ja mogłam zrobić? Byłam tylko młodszą siostrą sławnego Paula Wesleya.
***
Coś okropnego. Atlanta moje największe przekleństwo. Taksówka zatrzymała się pod starą posesją na obrzeżach miasta. Nie dość, że do miasta trzeba przejechać kawałek to będę mieszkać w jakiejś stodole.
- Na prawdę! Miałeś do wyboru miliony pięknych nowych domów a wybrałeś to coś? - to przepełniło moją czarę goryczy.
- Nie denerwuj się tak, najpierw wejdź do środka, a potem krzycz. - powiedział z diabelskim uśmieszkiem na ustach. Przewróciłam oczami i podążyłam ścieżką prowadzącą do mojego koszmaru. Z pełną odrazą otworzyłam drzwi naszego nowego ''domu''.
-Woooow! - tylko tyle zdołałam wykrztusić kiedy zobaczyłam wnętrze posesji. To było coś niesamowitego, mogłabym nigdy stąd nie wychodzić. Paul wykonał kawał dobrej roboty. Wnętrze było wykonane na nowoczesną modę, ale jednocześnie widziałam w nim siebie.
-Chcesz zobaczyć swój pokój? - ochoczo pokiwałam głową i ruszyłam w kierunku,który mi wskazał. Nie sądziłam , że tak szybko mogę pogodzić się z naszą wyprowadzką, ale kiedy zobaczyłam moje nowe gniazdko oniemiałam z wrażenia. Pokój był idealny, białe ściany dopasowane do białych mebli. Jednym słowem w stylu prowansalskim. Wielkie okno nad biurkiem wychodziło na wielki ogród.
-Jeszcze jakieś niespodzianki braciszku?
-Zdaje mi się , że nie. Kuchnia na dole, mój pokój po prawej, łazienkę masz przy pokoju, a resztę możesz sprawdzić sama. Jeśli będziesz chciała wejść na strych to uważaj, bo jeszcze nie zdążyli go wyremontować. - zostawił mnie samą i poszedł do kuchni, przynajmniej tak mi się zdaje. Czas na wycieczkę. Wzdłuż korytarza były kolejno dwie sypialnie, biblioteczka, pokój gier i następne dwie sypialnie oraz dwie większe łazienki. Na dole znajdowała się kuchnia, jak wcześniej mówił Paul, jadalnia, taras, salon i jeszcze jakieś dwa pokoje. Na strychu jeszcze nic nie było, tylko stara część domu. Korciło mnie, żeby jeszcze w tej chwili przeszukać wszystkie zakamarki, ale zaczęło już się ściemniać i szczerze mówiąc umierałam z głodu.
- Pol zrób mi coś do jedzenia! - krzyknęłam, mając nadzieję, że usłyszał. Po dziesięciu minutach drzwi do mojego królestwa otworzył Paul z talerzem kanapek.
- Dziękuje braciszku! - mówiłam już, że mam świetnego brata? Z uśmiechem na ustach zaczęłam pałaszować kolacje.
- Cassie nie gniewasz się na mnie? - spytał zatroskany.
-Zanim zobaczyłam ten dom to miałam ochotę Ciebie zabić szczerze mówiąc, ale teraz jest okej.
-Wiesz, że nie zrobiłem tego specjalnie? To była szansa, której nie mogłem stracić, to przełom. Pamiętaj, że Cię kocham siostrzyczko. -przytuliłam go, był taki uroczy.
-Dobra, dobra skończ już. Będzie fajnie! -nie wiem czy sama w to wierzyłam. Po zjedzonej kolacji Paul zostawił mnie samą i miałam czas na rozłożenie moich rzeczy. Godzinę później wszystko było już na swoim miejscu, a ja mogłam w końcu położyć się na moim wielkim łóżku.***
Obudził mnie dźwięk auta podjeżdżającego pod dom. Drugi dzień a ten skurzczybyk już kogoś do nas sprowadził. Wzięłam szybko prysznic, ubrałam się w spodenki, luźny top i byłam gotowa. Postanowiłam zejść na parter sprawdzić co się tam dzieje. O nie! Mój brat sprowadził jakąś zgraje chłoptasi i jak by nigdy nic okupują kuchnie. Gdybym nie była tak bardzo głodna odpuściłabym posiłek, ale żołądek to nie sługa.
-Część! -przywitałam się. Wszystkie głowy odwróciły się w moją stronę.
- Dzień Dobry siostrzyczko! Zaprosiłem kilku kumpli z serialu. Ten z lokami to Harry, koło niego siedzi Ian, Zach, Steven, a ten blondyn to Niall.
- Cassie. -przedstawiłam się. Jako, że przestali zwracać na mnie uwagę zaczęłam przygotowywać sobie śniadanie. Owsianka powoli dochodziła do siebie na piecu, a ja zajęłam się ilustrowaniem kolegów Paula. Moją uwagę przykuł
Harry, co tu dużo mówić był cholernie seksowny. Musiałam przerwać oględziny, ponieważ owsianka była gotowa. Wychodząc uśmiechnęłam się do loczka i poszłam zjeść do mojego pokoju. Kiedy głód został zaspokojony, zaczęłam się nudzić. Przypomniałam sobie o strychu i tych wszystkich skrzyniach, pudłach i tajemnicach. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę schodów prowadzących na poddasze. Na początku przejrzałam jakąś starą szkatułkę, jednak nic ciekawego w niej nie znalazłam. Tak też było przez następną godzinę, same stare ubrania, śmieci i puste meble. Powoli zaczęło mnie to irytować. Żeby wyładować energię kopnęłam jakieś brzydkie krzesło. Z mojego gardła wydarł się głośny jęk, to nie był najlepszy pomysł. Kiedy już stopa przestała pulsować mi z bólu, rozejrzałam się w stratach. Krzesło pozostało bez uszkodzeń, tylko ja byłam na straconej pozycji. Wychodząc zahaczyłam o coś metalowego i padłam jak długa na ziemie. To się nazywa szczęście. Podniosłam się uważnie patrząc na przedmiot mojego upadku. Z podłogi wystawała klapa, o coś czuje, że będzie ciekawie. Kiedy ją otworzyła moim oczom ukazało się....
________________________
No i jak się wam podoba?
Niedługo ciąg dalszy! 😘
CZYTASZ
Pages from a notebook
FanfictionCzy zeszyt znaleziony przypadkowo na strychu może odmienić życie? Czy można rzucić wszystko dla kilku słów? Czy można wierzyć słowom, które mogą kłamać? Czy kilka niewinnie wyglądających zdań może zabić? Słowa mają moc zmieniania ludzi, spełniani...