Epilog - Umieranie

1.5K 188 62
                                    

Epilog — Umieranie

Rzadko zatrzymywałem się w jakimś miejscu na dłużej. Ludzie z Ministerstwa wciąż mnie szukali, choć chyba z upływem czasu, powoli tracili nadzieję. Nie narzekałem, lecz nie promieniowałem też szczęściem. Opuściło mnie ono dość szybko – zaraz po mojej spektakularnej ucieczce na hipogryfie jeśli mam być szczery.

Utrzymywałem stały kontakt z Dumbledore'em, Remusem i Harrym. Dzięki temu miałem okazję nieco lepiej poznać chrześniaka, dowiedzieć się o nim wielu rzeczy. Nasze listy były banalne – zbyt banalne; obaj rozpaczliwie próbowaliśmy poznać tego drugiego, a to z kolei boleśnie przypominało mi, jak wiele czasu straciliśmy. Przypominało, że nigdy nie zobaczę, jak Harry kupuje swoją pierwszą różdżkę, jak pierwszy raz przechodzi na peron 9 i 3/4, jak zawiera pierwsze przyjaźnie, jak łapie swojego pierwszego znicza. Lecz wiedziałem, że jestem dla chłopca wsparciem – dał mi to wyraźnie do zrozumienia i fakt ten podtrzymywał mnie na duchu.

Z czasem przybrałem nieco na wadze, zadbałem o siebie i nie straszyłem już tak wyglądem, choć lata mojej urody z całą pewnością bezpowrotnie minęły. Lecz po tylu latach w Azkabanie coś tak trywialnego, jak wygląd ma jeszcze znaczenie? Wątpię.

Zaczęła mnie coraz bardziej niepokoić sprawa blizny, Harry'ego, która coraz częściej wdawała mu się we znaki. Próbowałem dawać mu rady, ale tak naprawdę sam nie miałem pojęcia, co robić – podobnie zresztą jak dyrektor.

A później Harry został wybrany do Turnieju Trójmagicznego i moje wszystkie obawy powoli zaczęły się spełniać. Nic jednak nie mogło mnie przygotować na widok roztrzęsionego syna chrzestnego, który powrócił z trzeciego i zarazem ostatniego zadania Turnieju, trzymając za rękę martwego kolegę.

Kilka miesięcy wcześniej wróciłem do kraju, by móc być bliżej Harry'ego. Cały ten Turniej od początku wydawał mi jednym wielkim spiskiem, więc wolałem trzymać się blisko. I co? I oczywiście miałem rację.

W czerwcu 1995 roku Czarny Pan odzyskał ciało, a Harry ledwie uszedł z życiem przy spotkaniu z nim. Byłem przy nim, kiedy relacjonował dyrektorowi zajście, jakie miało miejsce kiedy wraz z Cedrikiem dotknął pucharu. Jak nigdy wcześniej pragnąłem go wtedy przytulić, pozwolić się wypłakać, zapewnić, że wszystko będzie dobrze, choć doskonale wiedziałem, że to kłamstwo. Jednak nie zrobiłem żadnej z tych rzeczy. Dlaczego? Właściwie nie mam pojęcia. Może wydawało mi się, że nie jestem dla chłopca wystarczająco ważny, by zachowywać się tak, jak zapewne zachowałby się James. Byłem jednak z niego piekielnie dumny, choć coś nie pozwalało mi przyznać tego głośno.

Jeszcze tej nocy reaktywowany został Zakon Feniksa. Była to oczywiście tajna organizacja, która została powołana do walki z Voldemortem.

Wakacje mijały niespokojnie. Na kwaterę główną Zakonu zaproponowałem mój dom rodzinny. Dom, którego nienawidzę całym serce.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że dla własnego, piekielnego bezpieczeństwa zostałem w nim zamknięty, całkowicie odcięty od świata.

Jeśli po ucieczce z Azkabanu narzekałem na życie, jakie musiałem prowadzić, to teraz przyjąłbym je z wdzięcznością.

Grimmauld Place 12 w Londynie działało na mnie jak Azkaban, wysysało wszystkie szczęśliwe wspomnienia, raniło i sprawiało, że powoli zaczynałem modlić się o śmierć, która wydawała się być wybawieniem, prawdziwą wolnością, której nikt nie mógł mi zabrać. Jak w Azkabanie.

Zresztą miałem wrażenie, że i tak umieram każdego dnia. Każdego dnia nieco bardziej.

Umarłem za każdym razem, gdy Dumbledore mówił „Nie, Syriuszu, jeszcze nie teraz".

Historia NaznaczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz