Tokyo, 24 marca 2044
Droga Diano,
Pamiętasz ten dzień, kiedy się poznaliśmy? Bo ja pamiętam go dokładnie. Był to dzień, w którym kwitnące wiśnie wyglądały najpiękniej. Pośrodku drogi otoczonej drzewami rozpylającymi zapach wiosny, stałaś Ty. W sukience delikatnie poruszanej przez wiatr, który plątał Twoje włosy, czyniąc z nich arcydzieło. To był moment, sekunda, jedna chwila. Zwróciłaś na mnie swój wzrok. Twoje zielone oczy z iskierkami radości spotkały się ze wzrokiem zmęczonego życiem człowieka, przynajmniej tak wtedy myślałem. Obdarzyłaś mnie uśmiechem i znikłaś, myślałem, że na zawsze. Teraz za nasze ponowne spotkanie winię przeznaczenie. Myślę, że nie powinno ono się nigdy powtórzyć, ale jeżeli ktokolwiek jest nad nami, miał co do nas inne plany.
27 marca 2002 roku, pamiętam tą datę dokładnie. Był to dzień powrotu z Japonii, dzień który dla mnie oznaczał, że już nigdy Cię nie spotkam. Jak bardzo się wtedy myliłem. Byłaś stewardessą. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale niczym nastolatek wcisnąłem w Twoje zadbane dłonie świstek papieru z moim numerem telefonu. Zadzwoniłaś, sprawiając, że w moim życiu pojawił się mały promyk szczęścia. Teraz się zastanawiam, czemu tak bardzo wpływałaś na moje życie, mimo że Cię nie znałem.
Spotkaliśmy się dwa tygodnie po moim powrocie z Kraju Kwitnącej Wiśni. Na tym spotkaniu aromat kawy unosił się wokół nas, a Ty mi się przyglądałaś. Miałem wrażenie, że analizujesz dokładnie każdy element mojej twarzy. Nie pozostałem Ci dłużny. Z wielką uwagą patrzyłem na najmniejsze szczegóły. Nigdy nie zapomnę pojedynczych kosmyków włosów wypadających z misternie ułożonej fryzury. Podczas gdy się Tobie przyglądałem, Ty zaczęłaś rozmowę. Miałaś dźwięczny głos, nawet piękniejszy od tego, który usłyszałem przez telefon. Rozmawialiśmy aż do zmroku, nie zwracając uwagi na słońce uciekające za horyzont. Niestety gdy gwiazdy powoli zaczęły świecić na niebie, oznajmiłaś mi, że musisz już iść. Następnego dnia miałaś wylot do Moskwy. Postanowiłem, że Cię odprowadzę. Szliśmy, a jedyne co było słychać, to tupot Twoich obcasów o chodnik. Dzięki światłu latarni można było ujrzeć skapujące z nieba krople deszczu. Każda po kolei, żadna się nie spieszyła. A Ty? Ty zaczęłaś tańczyć. Nadal nie rozumiem, jak każda mała rzecz mogła dać Ci tyle radości. Radości, którą zaczęłaś mnie zarażać, sprawiając, że uśmiech pojawiał się na mej twarzy coraz częściej.
Po Twoim powrocie z Moskwy spotykaliśmy się jeszcze kilkakrotnie. Nie pamiętam nic oprócz tego, że na każdym spotkaniu coraz bardziej wpadałem w podstępne sidła miłości. Nie powiem Ci, czemu się w Tobie zakochałem, ponieważ kochałem Cię całą jak i każdy Twój fragment z osobna. Ale jedno spotkanie było dla mnie niesamowicie ważne. Był to listopadowy dzień, podczas którego płatki śniegu powoli zaczęły okrywać budynki w mieście oraz zaparkowane pojazdy. Tego dnia dostałem awans, a Ty wróciłaś z lotu do Berlina. Mimo zmęczenia po nieprzespanej nocy, cieszyłaś się wraz ze mną. Niczym dzieci łapaliśmy razem płatki śniegu. Po kilku minutach beztroskiej zabawy spojrzeliśmy sobie w oczy. Wtedy, delikatnie ująłem Twoją dłoń, w obawie przed skruszeniem jej, w końcu była tak niewiarygodnie drobna. Przymknęłaś wtedy oczy, a na Twoich rzęsach zaczęły osiadać śnieżynki. Przybliżyłem wtedy swoje wargi do Twoich, składając na nich subtelny pocałunek, który odwzajemniłaś. Sprawiłaś, że tego dnia byłem chyba najszczęśliwszy na Ziemi, a zrobiłaś to nie pierwszy i nie ostatni raz.
----------------
Tutaj mamy pierwszą z trzech części listu, mam nadzieję, że się podoba. Piszcie proszę opinie w komentarzach, a jeśli wam się spodoba, nie zapomnijcie dać gwiazdki!
Trzymajcie się cieplutko <3
CZYTASZ
Pamiętasz?
RomanceNie jest to historia wybuchowa i przepełniona akcją. Jest to nostalgiczny list mający na celu uświadomienie, że trzeba spieszyć się kochać ludzi...