Wycieczka

23 1 4
                                    

Dziś-dzień jak co dzień, wstaję o 6:25, Sama w wielkim domu który dostałam w spadku po moich rodzicach których nawet nie miałam okazji poznać. Tak, jestem z domu dziecka, nikt mnie nie chciał, ale na szczęście mam już 16, prawie 17 lat i mogę być już "samodzielna".

No więc tak, wstałam zjadłam kanapkę i ubrałam się- dość normalnie, nie mam potrzeby się jakość "stroić na księżniczkę". Była już 7:30, muszę iść do Gimnazjum, którego swoją drogą strasznie nienawidzę. Wyszłam z domu o 7:40. Oczywiście musiałam się spóźnić ostatni autobus, w dodatku rozpadał się deszcz. Pomyślałam sobie że "Już gorzej chyba być nie mogło"- Myliłam się, Mój rower się zepsuł. No nie! Dobra idę na piechotę. Po drodze Spotkałam kominiarza, całego mokrego, biegł gdzieś z drabiną. Pewnie teraz sobie myślisz "szczęście" Nie. W moim przypadku szczęście jest nie możliwe, zawsze chyba będę miała już pecha. Dość żalenia się- jestem już na miejscu, oczywiście cała mokra, ale znając moje szczęście (którego nigdy nie ma) Właśnie 5 minut przed dzwonkiem zaczęło się rozpogadzać. Kiedy weszłam na korytarz (cała mokra oczywiście) wszyscy się na mnie patrzyli- co do jednego.

Dzwonek dzwoni- Jest 8:00, Matma. Niespodziewanie zamiast pani od matmy weszła pani od Polskiego i ogłosiła "niespodziewaną wycieczkę z powodu usterek rur w naszej szkole"

Wyszliśmy oczywiście każdy z kimś
rozmawiał, tylko nie ja- ja zawsze byłam tym "odmieńcem". słyszałam śmiechy i wiele razy wśród rozmów słyszałam moje imię, raczej w złym tego zdania znaczeniu. Szliśmy nie długo, jakieś 9 minut. Zatrzymaliśmy się przed wielkim lasem. Pani zaczęła coś tam mówić o nieoddalaniu się czy coś takiego. Weszliśmy do tego wielkiego lasu, szłam na końcu, na samym szarym końcu, w końcu podeszły do mnie 3 najgorsze osoby z klasy wiedziałam że będzie ze mną zaraz źle, ale nie aż tak źle... Ci chłopcy dokuczali mi już od pierwszej klasy. -Co boisz się nas? - Powiedział z nonszalanckim śmiechem na twarzy pierwszy z nich - Widzę że się boisz...- powtórzył Weź się ode mnie odczep, idźcie sobie, nie macie już komu dokuczać?- Zaczęłam się bronić, ale to i tak nic nie dało, nasza klasa była już tak daleko że nie było szans na ratunek- zostałam mocno pobita, i porzucona gdzieś sama w tym wielkim lesie. Obudziłam się już po paru godzinach, tak myślę bo jest już bardzo ciemno. Wszystko mnie bolało ale dam radę, wstałam, z wielkim bólem i zaczęłam iść przed siebie.

Inna #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz