Daj mi minutę by poczuć

24 3 0
                                    

Kobieta dalej szła przed siebie mimo ciekawskich spojrzeń skierowanych w swoją stronę. W końcu alfa w dzielnicy gamm to dosyć niespodziewane zjawisko. Przystanęła na chwilę pewna, że coś usłyszała. Zaczęła biec coraz szybciej. Słyszała jak ktoś się znęcał nad kobietą, nie mogła na to pozwolić. W końcu przystanęła przed niepozorną chatką. Zauważyła już wcześniej, że wilkołaki unikają tego miejsca. Bez zbędnych grzeczności weszła do domku. To dosyć nieostrożne zostawiać drzwi otwarte ale w końcu nie przyszła tu żeby o tym rozmyślać. Zaczęła się ostrożnie poruszać, nie była u siebie, nie mogła pozwolić sobie na nieuwagę. Z przedpokoju weszła do kuchni i od razu w oczy rzuciła jej się pokiereszowana kobieta. Bez słowa weszła do pomieszczenia szukając sprawcy. Omiotła spojrzeniem całą kuchnię ale oprócz małej, skulonej postaci nikogo już tu nie było. Ostrożnie do niej podeszła. Gdy była już od niej dwa kroki ta szybko i niespokojnie podniosła głowę. Na ten widok aż cofnęła się o krok. Kobieta miała pokiereszowaną całą twarz. Rozcięty łuk brwiowy, dolną wargę i liczne siniaki na całej twarzy.

-Czego chcesz?- Wychrypiała oskarżycielskim tonem.- Nie potrzebuję litości- Po tych słowach zaczęła powoli podnosić się z ziemi. Wszędzie dookoła były odłamki szkła. Widząc to szybko podała rękę ale kobieta ją odepchnęła.- Poradzę sobie- powiedziała chardo. Nie wyglądało na to. Zaraz po wstaniu zachwiała się i upadłaby gdyby jej nie podtrzymała. Wzięła ją na ręce i pomimo szarpania usadziła ją na kanapie. Kobieta zaczęła uparcie wpatrywać się w pobliską ścianę.

-Jak masz na imię?- Zapytała.

-To nie jest twoja sprawa.

-Jak masz na imię?- Powtórzyła pytanie.

-Cassandra- odpowiedziała z rezygnacją.

-Dobrze więc, Cassandro ja jestem Yume. Poczekaj chwilę, poszukam opatrunków- miała już odejść ale poczuła uścisk na swojej prawej ręce.

-Są w szafce po prawej stronie w łazience- powiedziała Cass z opuszczoną głową. Uśmiechnęła się pokrzepiająco do dziewczyny.

-W takim razie zaraz wrócę-po tych słowach odeszła na poszukiwania łazienki. Nie było to trudnym zadaniem, gdyż domek nie był zbyt wielkich rozmiarów. Gdy wróciła z opatrunkami i wodą utlenioną zastała kobietę w tej samej pozycji, w której ją zostawiła. Podeszła spokojnie żeby jej nie wystraszyć.

-Też jestem wilkołakiem, wiesz?- Prychnęła Cassandra.

-Wiem. Twoje rany są jednak rozległe i jesteś wychudzona. Co znaczy, że twój wilk regeneruje się dużo dłużej niż normalny. Zresztą oczyszczenie ran nigdy nie zaszkodzi- na te słowa dziewczynie zaczęły lecieć łzy. Powoli zaczęła wycierać wszystkie rany. Wyjmowała kawałki szkła ze słowami otuchy. Gdy skończyła Cass cicho podziękowała. Ta jednak nie zamierzała tak po prostu odejść.

- Co się tutaj dzieje. Wytłumaczysz mi? Chociaż tyle mi się należy za ofiarowaną pomoc- wiedziała, że była bezczelna i skrzywiła się na to w duchu lecz jakoś musiał wyciągnąć informacje od biednej kobiety.

-To mój brat- Cass zacisnęła swoje ręce.- Zadowolona? Nie myśl, że poznanie prawdy przez ciebie cokolwiek zmieniło. Jest wysoko postawiony w specjalnym oddziale gamm i przez to jest nietykalny. Cokolwiek by mi nie zrobił zawsze ujdzie mu to na sucho- gorzki ton nie pozostawiał złudzeń. Nikt nie próbował nawet jej pomóc. Ale ona nie zamierzała tego tak zostawić.

-A co z twoim mate? Nie masz nikogo?- zapytała z nutą czułości.

- Mam- prychnęła.- Nie jest niestety na tyle silny by cokolwiek zdziałać. Postanowił więc ignorować sytuację- to nie wyglądało za dobrze. Musiała ukrócić zapędy sadystycznego brata. W końcu ona też jest członkiem tego stada. Nie może pozwolić na takie pobłażanie sytuacji. Delikatnie przytuliła kobietę i zaczęła się z nią bujać w przód i w tył.

- Spokojnie, to już koniec twoich męczarni, obiecuję- szepnęła cicho w jej włosy co poskutkowało wybuchem płaczu ze strony Cassandry. Usłyszała ciche tuptanie od strony przedpokoju.
Chwilę potem przed nimi stał mały chłopczyk, na oko pięcioletni. Na jego widok Cass wyrwała się z moich ramion i wyściskała chłopczyka.

- Andrew, skarbie, nawet nie wiesz jak bardzo sie cieszę, że nic ci się nie stało.-Chłopczyk na te słowa jeszcze bardziej wtulił się w swoją mamę. Jednak po krótkiej chwili oderwał się od niej i ujął jej twarz w swoje drobne rączki.

- Mamusiu, mi nic nie jest ale ty masz kuku- powiedział wskazując na łuk brwiowy Cass. Ta rozczulona spojrzała na chłopca i dała mu buziaka. Ta chwila rodem z obrazka trwałaby trochę dłużej gdyby nie ciężkie kroki dochodzące z podwórza. Cassandra spojrzała na nią z desperacją.

- To on- szepnęła i skuliła się jeszcze bardziej w sobie. Napięł swoje wszystkie mięśnie i czekała. Ta minuta podczas której mężczyzna wchodził do domu kobietom dłużyła się w nieskończoność. Usłyszały tylko ciche powarkiwanie. Czyli zorientował się, że mają lokatra. Wszedł jak burza do pomieszczenia, w którym się znajdowały.

- Proszę, proszę, a kogo my tu mamy- syknął niebezpiecznym tonem.- Mały wilczek chyba zabłądził.

- Jedyną osobą, która zabłądziła jesteś ty. Nie powinieneś tutaj w ogóle wracać. Nie po tym co zrobiłeś- mówiąc to patrzyła mu groźnie prosto w oczy. Ten warknął w odpowiedzi.

- Chyba powinienem pokazać ci drzwi. Zbytnio się zapędzasz. Nie obchodzi mnie to, że jesteś alfą, nie powstrzyma mnie to przed pokazaniem ci gdzie jest twoje miejsce.- Ouć? Chyba kogoś sprowokowała. Jednak gdy przyjdą wyjaśniać sytuację będzie mieć wytłumaczenie. W końcu to on ją zaatakował gdy ta spokojnie siedziała sobie na kanapie, prawda?

Był cholernie szybki. Jedno mrugnięcie okiem i już był przy niej. Ledwo uniknęła prawego prostego skierowanego w jej stronę.

- Całkiem nieźle- powiedział.- Ale nie myśl, że możesz unikać moich ciosów w nieskończoność.

Po czym wziął jej rękę i rzucił nią w ścianę. Musiała działać. Jej oczy już przyzwyczajały się do zawrotnej prędkości, którą dysponował. Tym razem gdy próbówał ją uderzyć jego przyrodzenie nawiązało bliższy kontakt z jej kolanem. Ujrzała grymas na jego twarzy. Facet zgiął się w pół.
Nie trwało to długo, jednak wystarczająco by przyjęła pozycję obronną. Mężczyzna uśmiechnął się litościwie. Miała ochotę zetrzeć mu tem cholerny uśmieszek z twarzy. Nie powinien ignorować jej mocy. Widocznie miał za dużo pychy w sobie. Dziewczyna wykorzystując jego nieuwagę przywaliła mu prosto w nos. Zaklął cicho. Krew cieknąca ciurkiem z nosa nie przeszkodziła mu jednak w chwyceniu jej za ramiona i wyrzuceniu z domu. Pomimo szarpania nie potrafiła się wyrwać. Jednak i to wykorzystała na swoją przewagę. Walnęła swoją głową w jego głowę.
Co jak co ale twarz to będzie miał pokiereszowaną- uśmiechnęła się w myślach.

Daj mi wysunąć chociaż pazury- skomlała wilczyca.

Niech ci będzie-odpowiedziała jej.

W mgnieniu oka zamiast paznokci wyrosły jej pazury. Bez zastanowienia przeorała mu nimi brzuch. Kiedy już miała go dobić poczuła rękę na swoim ramieniu. Owionął ją zapach przez który nie mogła oddychać, wiedziała już, że jest zgubiona.

♤♡◇♧♤♡◇♧♤♡◇♧♤
Witam wszystkich serdecznie już w drugim rozdziele! Mam nadzieję że się podobał :>

Daj mi chwilę by żyćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz