Rozdział 2

7 1 0
                                    

Jechaliśmy tak przez jakieś 15 minut. Gdy dotarliśmy na miejsce, moim oczom ukazał się park. Wszędzie rosły drzewa wiśni, dębu, klonu. Na betonowych uliczkach spacerowali ludzie, ptaki wesoło śpiewały.

-Po co mnie tu przywiozłeś?- zapytałam gdy się zatrzymaliśmy.

-Żeby pogadać.-zdjął kask-Jak mówiłem gdy rozmawialiśmy przez telefon.

-Aha-również zdjęłam swoje nakrycie głowy.

-Chodź-powiedział Leo.

Poszliśmy na obrzeża parku. Usiedliśmy pod okazałym dębem, a wokół nas panowała cisza, nie licząc szumu jeziora, którego brzeg znajdował się niedaleko.

-To o czym chciałeś porozmawiać?- zapytałam i oparłam się o drzewo.

-No to skomplikowane... Najpierw prywatne czy ogólne sprawy?

-Dawaj ogólne-powiedziałam i wzięłam łyka coli, którą znalazłam w bagażniku skutera.

-Byłem tam-zakrztusiłam się.

-Co!? Kiedy? Nie zabrałeś mnie? A nasza umowa?

-Przepraszam, to było wczoraj. Oni mają spore kłopoty.

-Kto?- wyprostowałam się.

-Wszyscy, ogólnie. Rozmawiałem z Davem.

-I co? Nic mu nie jest?

-Nie, ale połowę ludności, w tym część żołnierzy wzięli do niewoli. Zostali zaatakowani, przez wojska rebeliantów.

-Na razie nie mówmy nic Lukowi . A reszta nic o tym nie wie, nawet lepiej. Bo tak jest nie?

-Tak -potrząsnął głową.

-Ja też mam coś do tych ogólnych spraw. Ostatnio coraz mniej panuje nad tą pewną umiejętnością. Popatrz.- upewniłam się czy nikt nie idzie. Dla pewności pstryknęłam palcami i wokół nas rozeszła się fala w powietrzu, poczułam lekkie ciepło na twarzy, to była zasłona. Powoduje, że ludzie nie widzą magii wokół. Taka tam prosta sztuczka.

-Wow! Jak to zrobiłaś? Ja ćwiczę to od miesięcy!

-No widzisz? Po prostu jestem mądrzejsza, zdolniejsza i wyjątkowa. Dobra przejdźmy do rzeczy.-skierowałam rękę w stronę jeziora. Z wody wynurzyła się bańka o średnicy około 70 cm. Ostrożnie przesuwałam ręce w naszą stronę, a bańka powtarzała moje ruchy, niestety prze moje niekontrolowane wybryki bańka pękła akurat gdy znajdowała się nad Leonem. Cała woda poleciała na niego.

-Ups! Chyba troszeczkę się zmoczyłeś. Widzisz, o tym właśnie mówiłam.

Leo miał kwaśny wyraz twarzy.

-Może przejdźmy do mojej zdolności, jest bardziej bezpieczna.-powiedział z wymuszonym uśmiechem.

Zamknął oczy i nagle zrobił się suchy. Wiatr zaczął mocniej wiać. Chłopak wstał, otworzył oczy i uniósł się w powietrze, chwycił mnie za rękę. Po chwili oboje unosiliśmy się w powietrzu.

-Widzisz? Ja trochę bardziej to kontroluje.-spojrzał w górę i wznieśliśmy się ponad drzewo. Nagle nie czułam już wiatru. Zaczęliśmy spadać. Miałam wrażenie, że wnętrzności mi się przewracają. Wpadłam na dąb, złamałam parę gałęzi i zaczepiłam się o jedną z nich. Leo miał więcej szczęścia. Co prawda wylądował na ziemi, ale zdążył zaasekurować się wiatrem.

-Megan?! Gdzie jesteś?

-Że niby to jest bezpieczne i nad tym panujesz? I po co się tak drzesz?- powiedziałam i zdołałam usiąść na gałęzi.

-Dzięki Bogu nic Ci nie jest!- powiedział i zaczął wchodzić na drzewo.

-No bez przez przesady, nie jestem z porcelany. Byle co (patrz upadek z 20 metrów) mnie nie zniszczy.-obejrzałam się, a Leo usiadł na sąsiedniej gałęzi.-Oprócz paru... nastu siniaków i zadrapań nic mi nie jest. Dobra to przejdźmy teraz do spraw prywatnych.

-Tak... Bo wiesz jesteśmy przyjaciółmi od bardzo, bardzo dawna... -spuścił wzrok.

-No tak. I?

-Ja... Ale nie obrazisz się?

-No wal będę twarda.-zaśmiałam się.

-Bo ty jesteś dla mnie już kimś więcej niż przyjaciółką.-wypalił.

Czułam się... dziwnie, żaden chłopak nigdy nie powiedział mi czegoś takiego. Właściwie nigdy chłopaka nie miałam. Nim się spostrzegłam Leon siedział tuż obok mnie. Popatrzyłam mu głęboko w oczy..

-Przepraszam, nie powinienem był tego mówić.-chłopak spuścił głowę i bawił się palcami ze zdenerwowania.

-Nie, nie nic się nie stało, chodzi tylko o to, że ... żaden chłopak nigdy nie powiedział mi czegoś takiego.

-Bo żaden nie zauważył jaka jesteś wyjątkowa, a to wielki błąd.- podniósł palcem wskazującym moją brodę i spojrzał na mnie. Nasze twarze zbliżały się coraz bardziej i bardziej. Potem nie wiem co się stało. Przestraszyłam się.

-Leo nie powinniśmy- odsunęłam się-Przepraszam.- zeskoczyłam z drzewa.

-Zaczekaj! Przynajmniej odwiozę cię do domu-dogonił mnie.

-Niech ci będzie-powiedziałam. Wsiadłam na skuter i założyłam kask, on zrobił to samo. Ruszyliśmy. Oczywiście Leo był uparty i musiał zabrać mnie na lody do małej kawiarenki. Po zjedzeniu jakże smacznego, słodkiego i zimnego posiłku, zaczęliśmy rozmawiać o szkole, ogólnych sprawach. Nie wracaliśmy do tematu, który zrodził się w parku.(Na szczęście)

Gdy podjechaliśmy pod dom była godzina 17:30. Zatrzymaliśmy się na parkingu przed garażem. Zsiadłam ze skutera i podałam Leonowi kask. On chyba zauważył mój smutek. Podszedł do mnie bardzo blisko, tak, że dzieliło nas może z pięć centymetrów.

-Co jest?- zapytał i odgarnął mi włosy z twarzy.

-Ja...- łzy cisnęły mi się do oczu i w końcu nie wytrzymałam. Słony płyn pociekł po moich policzkach. -Przepraszam-powiedziałam drżącym głosem. Leo otarł łzy z moich policzków.

-Ale za co? Przecież nic nie zrobiłaś.

-Za to w parku, po prostu nie chcę, żeby nasza przyjaźń się rozpadła.

-Ale ja się nie gniewam. Uspokój się-Przytulił mnie. Mocno go ścisnęłam. Potrzebowałam tego. Przyjacielskiego uścisku.-A przyjaciółmi będziemy zawsze i ty dobrze o tym wiesz. To jak nic się nie stało Hm? Ej popatrz na mnie.- podniosłam głowę.

-Tak, nic się nie stało-odsunęłam się trochę.-Dzięki za dzisiejsze popołudnie. Było miło. Widzimy się jutro na treningu nogi.-Pocałowałam go w policzek-Pa.

-Pa - odpowiedział jak zahipnotyzowany. Uśmiechnęłam się i poszłam w stronę domu.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 24, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Pamiętniki z nienormalnego życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz