Stwierdziłam, że spróbuję napisać Mickiem.
~~~~~~
Możliwe, że moje przedsięwzięcie było pomysłem wadliwym, jednak zachowanie Słowackiego niepokoiło mnie. Niektórzy mówili, że pracuje nad swoim kolejnym utworem, dlatego nikogo nie wpuszcza i sam nie wychodzi. Nie przekonywało mnie to jednak. Z własnego doświadczenia wiedziałem, że od czasu do czasu przerwę w pisaniu trzeba zrobić, aby myśli zebrać, chwilę odpocząć.
Zdawałem sobie sprawę, że jego zachowanie zmieniło się po naszym ostatnim spotkaniu. Nie wiedziałem jak to zrozumieć, nie wiedziałemjak zrozumieć własne zachowanie. Dlaczego zacząłem się nim przejmować? Dlaczego w środku moich wykładów nagle zastałem, gdy moje myśli uciekały do Juliusza? Dlaczego każda próba pisania kończyła się kartką wypełnioną sprośnością? Czułem się wobec tego bezradny i w tym osamotniony.
Dlatego przyszedłem do mieszkania Słowackiego. Nikt inny nie będzie mnie w stanie zrozumieć i wytłumaczyć zachowanie Juliusza, jeżeli nie będą znać szczegółów. A żaden z nas nie miał zamiaru kogokolwiek wtajemniczać. Przynajmniej taką miałem nadzieję.
Zapukałem do drzwi i synchronicznie rozległ się przeraźliwie kaszel z mieszkania, przed którym stałem. Czy też Juliusz był chory? Czy ktoś się nim opiekował? Czy też w nawał pracy tak bardzo zaniechał swoje zdrowie, że był teraz umierający? Skarciłem się za wymyślanie najgorszych scenariuszy.
Gdy kaszel wreszcie ustał, zapukałem ponownie. Ze środka udało mi się usłyszeć jak lokator stawia dość niestabilne kroki i mamrocze coś pod nosem, co brzmiało niepokojąco jak głupi Micek.
Drzwi otworzyły się wreszcie, a w nich stanął Juliusz. Powiedział coś podniosłym tonem, czego niestety nie zrozumiałem, ponieważ język mu się plątał. Twarz miał zaczerwienioną, wzrok trochę nieobecny, a włosy i ubranie miał w nieładzie tak wielkim (oczywiście, odnosząc się do jego miary elegancji i schludności), że gdyby był trzeźwy, schowałby się na drzewo. Chciałem się zapytać co on na Boga wyprawia, ale zdążył już chyba coś przemyśleć i zatrzasnął drzwi, uprzednio mówiąc tylko aha.
Szczerze mówiąc nie wiem czego się spodziewałem, ale tego chyba spodziewałem się najmniej. Przez chwilę stałem oszołomiony tym, co się stało, po czym zapukałem po raz trzeci.
- Juliuszu, proszę, otwórz, chciałem tylko porozmawiać - powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Mpf, dajże mi spokój, Micek - usłyszałem, stłumioną przez drzwi odpowiedź. - Nie chcę z nikim rozmawiać, a już z tobą zwłaszcza.
- Słowacki, nie zachowuj się jak dziecko - fuknąłem poirytowany i strapiony jego zachowaniem, krzywiąc się trochę na pogwałcenie zasad składni.
- Nie będzie mi żaden Litwin mówił co mam robić! Zostaw mnie w spokoju i idź do diabła najlepiej! Przynajmniej mi się przysłużysz!
- Toteż jestem i jakoś mi nie chcesz otworzyć - odgryzłem się.
Drzwi otworzyły się gwałtownie, ukazując rozzłoszczonego Juliusza. Nie tracąc ani chwili, wtargnąłem do mieszkania, przepychając się obok niego. Zignorowałem jego protesty i zacząłem inspekcje mieszkania, a Słowacki niepewnie ruszył za mną, narzekając.
Wszystkie okna były zasłonięte i szczelnie zamknięte, czuć też było, że dawno nie wietrzono mieszkania, więc odsłoniłem i otworzyłem szeroko okna. Juliusz od razu chciał je doprowadzić do stanu w jakim je zastałem, ale tylko pacnąłem go po rękach. Na meblach leżała spora warstwa kurzu, a na podłodze spotkać można było pojedyncze, zmięte kartki, do których Słowacki za Chiny Ludowe nie pozwolił mi zajrzeć. Sam wszystkie grzecznie posprzątał i wrzucił do kominka. Westchnąłem tylko, gdy zobaczyłem legowisko przed kominkiem z poduszek i kocy, na co Słowacki spojrzał na mnie jak naburmuszone dziecko.
- Poczułbyś się lepiej, gdybyś się chociaż trochę oporządził, Juliuszu - poradziłem mu, namierzając na dywanie wylane z otwartej butelki wino. - Idź, potem porozmawiamy.
Odwróciłem się, aby sprzątnąć legowisko żałości, lecz para ramion oplotła mnie w pasie, zatrzymując w miejscu. Zastygłem, nie wiedząc co zrobić, ale już po chwili zostałem wyswobodzony i opuszczony. Co się właściwe stało?
Gdy Juliusz wrócił do salonu trochę świeższy niż przedtem, pokój wyglądał zdatnie do życia, a ja czekałem na niego z herbatą. Denerwowałem się trochę, bo w sumie nie miałem pojęcia w którą stronę to wszystko się potoczy, ale raz kozie śmierć. Ktokolwiek to powiedział.
Słowacki usiadł ciężko na kanapie. Żaden z nas się nie odzywał, próbując ująć swoje myśli w słowa.
- Herbata ci stygnie - przerwałem w końcu ciszę.
- Od kiedy to robisz mi herbatę? - padło pytanie, zadane głosem cierpiętnika.
Spojrzałem na niego z ukosa. Wydawał się zapadnięty w sobie, chociaż siedział prosto, jakby wewnętrzne strapienie stwierdziło, że za wszelką cenę będzie widoczne. Albo po prostu Juliusz nie miał zamiaru tego ukrywać, kto wie. Patrzył prosto przed siebie, w ogień, spojrzeniem przerażająco pustym, a na twarzy jego malował się wyraz zrezygnowania. Co też mogło się kotłować w jego kędzierzawej łepetynie?
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - wyrwał mnie z zamyślenia, sięgając jednak po filiżankę. Ach, więc zwycięstwo!
- Herbatę robię ci od kiedy stwierdziłeś, że możesz odciąć się od świata i nikt na tym nie ucierpi - odpowiedziałem. - Oczywiście, oprócz ciebie, ale to przecież szczegół, przecież nikogo nie obchodzi co się dzieje ze Słowackim, nie jest przecież jednym z najlepszych polskich poetów, oczywiście, że nie - dodałem ironicznie.
Byłem przygotowany, że rzuci się na mnie z pretensjami, że zacznie mnie oskarżać ponownie o upokorzenie jego ojczyma w Dziadach, o naruszenie prywatności, czy poplamienie dywanu. Lecz z jego strony nic nie nadeszło, tylko cisza, co zaniepokoiło mnie bardziej, aniżeli spodziewane zachowanie. Milczałem jednak, czekając na to co powie.
- Dziękuję - rzekł w końcu, cicho, lecz szczerze. Przytaknąłem tylko, lekko zszokowany, nie wiedząc co na to odpowiedzieć.
~~~~~~
It's getting shitty all the time. Przepraszam, eksperyment wyszedł źle. Z historią się nie lubimy, jakby coś. Nigdy więcej nie piszę Mickiem, jednak życiowe cioty to moje przeznaczenie :')
YOU ARE READING
Słowackiewicz
RandomNie umiem pisać wstępów, a całe to ff to jeden wielki eksperyment. Angstów miało nie być, ale trochę jest. Mały fandom prowadzi do podjęcia drastycznych kroków, przepraszam z góry. (Okładkę podkradłam z Rainbow Art na fb.)