1. Rzeczywistość

144 15 5
                                    

Wszyscy myślą, że Śmierć jest czymś, co przychodzi, zabiera to, czego chce i jest całkowicie nieunikniona. Śmieszne. Prawda jest taka, że jestem przekupną i kapryśną dziwką. Dziwne, prawda? Co prawda, czasami zdarza mi się, że decyzje pozostają nieodwołalne, ale to już zazwyczaj z polecenia Najwyższego, tfu. Starcowi od tej władzy już całkiem pomieszało się w głowie. Jego polecenia muszą być wykonane od razu i w stu procentach poprawnie, bo inaczej wpada w straszny gniew. Miłosierny się znalazł.

Kiedy słyszę te wszystkie modlitwy i pieśni pochlebne na jego cześć, wyśpiewywane przez tych nędznych śmiertelników, szczególnie w chwili, kiedy wysysam z nich życie, to mam ochotę szczerze zaśmiać się im w twarz i wykrzyczeć prawdę. Jednak i tak za chwilę mieli się tego dowiedzieć, a ja nie chciałem być tym złym, który szarga dobre imię ich "Wybawcy". Gdyby tylko wiedzieli... Żałuję tylko, że nie widzę wyrazu ich twarzy, kiedy stają przed prawdziwym obliczem swojego "Ojca".

Swoją drogą, to ojciec też z niego niezły... Pamiętam jeszcze czasy, kiedy wysłał swojego syna do ich świata, żeby to niby pokazać, jak bardzo ich kocha. Naprawdę chciał go po prostu utemperować, bo ten nie chciał być taki, jak ojciec. Młody błagał i płakał, żeby mu tego oszczędził. Ale on nie odpuścił. Swoją drogą, kto pozwala zginąć własnemu dziecku? Jeszcze skazuje go na tak okrutną śmierć? Szkoda, że nawet ja nie mogłem mu pomóc. Ale nasz Wszechmocny był wtedy naprawdę kapryśny, a ja dopiero zaczynałem, więc wolałem nie podpadać. Strasznie się to na nim odbiło. Teraz prawie w niczym nie sprzeciwia się ojcu, chociaż nie zgadza się z jego decyzjami i często żali mi się na to, co tamten robi. Naprawdę jest mi go szkoda, bo równy z niego gość. Mam nadzieję, że kiedyś to on przejmie to Królestwo i wreszcie będzie tak, jak mówią te durne pieści ludzi. Ale Starcowi nie spieszy się do grobu, tak myślę. Razem ze swoją armią kilku najpotężniejszych-wcale-nie-lizusowatych aniołków pilnuje, by nie spaść ze swojego tronu.

Ale wracając do głównego tematu, śmieszy mnie widok ludzi, błagających o życie. O coś, co mogę zabrać im w jednej sekundzie. Jeden ruch i to, na co pracowali przez cały czas swojego istnienia, zostaje im zabrane. Muszą opuścić tych, których kochali. Muszą pożegnać się ze wszystkim, co do tej pory znali. Niektórych jest mi żal. Szczególnie tych, którzy zyskali coś cennego. Mieli szczerych przyjaciół, miłość, dzieci. Chociaż nie ukrywam, że najbardziej boli mnie zabierania życia tym ostatnim. Nigdy nie mam ochoty tego robić. Ale tutaj znowu wkracza nasz Najwspanialszy, który twierdzi, że ci najbardziej niewinni też muszą odchodzić, aby pokazać ludziom, że grzeszą i coś jest nie tak w ich życiu. Szkoda tylko, że oni nic nie zrobili. Dziwnym dla mnie jest to, że każe mi zabijać tych, którzy tak naprawdę są wspaniałymi ludźmi, podczas gdy złoczyńcy i najgorsi z grzeszników, spokojnie chodzą po ulicach, wyrządzając krzywdę innym. Naprawdę nie rozumiem.

Ale tak, kiedy spotkam kogoś, kto mi się spodoba lub kogoś, komu naprawdę nie chcę odbierać życia, staję się arogancki i dostaję, czego chcę. Dziwne, jak śmiertelnicy są w stanie zrobić praktycznie wszystko, aby tylko zachować coś, co i tak zostanie im zabrane. Wcześniej czy później. Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Nie wiem, może wierzą w to, że uda im się pokonać mnie? Pokonać Śmierć? Śmieszne... Tak naprawdę, byłbym w stanie darować im życie, nawet jeśli nie zrobiliby dla mnie nic, jednak nie chciałem robić sobie złej reputacji. Cóż byłaby ze mnie za Śmierć, gdybym straszył kogoś swoją wspaniałą kosą, a potem tak po prostu zostawił go w spokoju, bo byłby słodki i kochany, a mi byłoby go bardzo żal? Nie mogę angażować się emocjonalnie, nie taka moja rola. Status społeczny zobowiązuje.

Na Ziemi wszyscy mnie szanują, mają respekt, boją się. Są wręcz przerażeni wizją spotkania mnie, jakiejkolwiek styczności ze mną. Inaczej jest w "Niebie". Nikt się mnie nie boi, bo nie mogę niczego im zabrać. W końcu już nie żyją. Mam wrażenie, że nigdy nie żyli. Są pustymi skorupami niczego. Nie wiem, czy to przez kontakt ze Zbawcą, czy po prostu po śmierci ujawnia się ta prawdziwa natura. Ci, którzy naprawdę zasłużyli na bycie w tym miejscu, zazwyczaj są zsyłani do Michaela. Pewnie nikt nie wie, o kim mówię. Jeśli dodam Lucyfer, to wszyscy będą wiedzieli, prawda? Otóż, nasz kochany Upadły również zaczyna się buntować. Dostaje samych kochanych, uroczych i prawych ludzi, których miejsce jest "na górze", a nie u niego. Największe szuje zawsze trafiają do Najwyższego. Tłumaczy się tym, że każdy może się nawrócić i uwierzyć... Z tym, że oni się nie zmienili i nigdy nie zmienią. Mają tylko zapewnić mu moc i potęgę. W końcu jakim pożytkiem jest ksiądz czyściutki, jak łza albo małe dziecko? Dużo lepszą ochroną są ludzie wykształceni w zabijaniu, kłamstwie, rozróbach. Kto by się spodziewał, że Najlepszy z Najlepszych otacza się takimi ludźmi? Ano ja. I wszyscy, którzy kiedykolwiek go spotkali.


~~~

Hej, hej, hej~
Przybywam z czymś nowym, co zrodziło się w mojej głowie już dawno, jednak dopiero teraz udało mi się coś z tym zrobić. Będzie to coś innego, niż zwyczajny romans między dwójką nastoletnich chłopców. Można powiedzieć, że Śmierć będzie poważnie igrała sobie z Życiem.

Mam nadzieję, że mój pomysł Wam się spodoba i zostaniecie ze mną na dłużej.

Od razu uprzedzam, opowiadanie nie ma na celu obrazy chrześcijaństwa, Boga ani niczyjej religii. Jestem chrześcijanką, a to jest wyłącznie fikcja literacka, którą nie chcę nikogo urażać!


Wystarczy chwila...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz