Rozdział 4

252 23 0
                                    

Coco Deer:

Witam Wszytkich! Ten rozdział podoba mi się na razie najbardziej ze wszystkich (a szczególnie fragment Nity&Daniela). Mam nadzieję, że podzielicie moje zdanie :) Po prawej stronie bloga, w kolumnie, pojawiła się ankieta. Wraz z Lelo planujemy napisać miniaturkę i to od Waszych głosów zależy, jakiego fandomu będzie należeć. Także tego... Zapraszam do głosowania!

Lelo:

Jestem w szoku jak szybko minęły te cztery tygodnie. Jest to jeden z rozdziałów, które najprzyjemniej się pisało. Słowa same wpływały tworząc kolejne zdania. Ach, Dita <3 Zadziwiające jest to jak bardzo można być zakochanym w pairingu stworzonym przez samego siebie (Chociaż jak się przekonacie nie jest to nasze autorskie OTP). Z niecierpliwości przyznam się, że mój ulubiony rozdział będzie publikowany za trzy tygodnie :)

Do zobaczenia w sobotę!

Słońce wzeszło kilka godzin temu i oświetlało Alicante, ukazując jego piękno poranną porą. Mimo że zima zbliżała się nieubłagalnie, jesień uparcie prezentowała swoje uroki. Ulice i ogrody pełne były różnobarwnych liści. Widok ten jednak nie cieszył Alexandra Lightwooda.

Ubrany w czarną bluzę i dżinsowe spodnie stał, wpatrując się w krajobraz roztaczający się za oknem jego więzienia. Zaraz po incydencie w Nowym Jorku wrócił do domu, gdzie na szczęście nie zastał ojca. Za to cały wieczór spędził na pomocy siostrze, gdy ta jednak udała się na spotkanie z niejakim Larrym, czas mijał mu na rozmyślaniach i krótkiej rozmowie z matką. Nie wiedział, co planuje kobieta, jednak ufał, że cokolwiek to jest, ma na celu pomoc jego osobie.

Robert wrócił do Idrysu w środku nocy, mimo że miał zaplanowane spotkanie na dzisiejszy dzień. Jak się okazało, stwierdził, że musi przypilnować zbuntowanego nastolatka i przełożył spotkanie na kilka godzin później. Dla Aleca oznaczało to dwie rzeczy: musi już teraz spełnić polecenie matki, oraz że Maryse nie spotka się z Inkwizytorem. Pierwsze nie stanowiło problemu. Spotkanie jego rodziców było dla niego priorytetem. Matka pozostawała jego ostatnią nadzieją.

- Synu. - Alec odwrócił się na dźwięk głosu Roberta - Podobno chciałeś ze mną porozmawiać. Jak mniemam, o twoim wczorajszym wybryku.

- Tak, ojcze. - Spojrzał w oczu Inkwizytora. Były pozbawione emocji - Chcę cię przeprosić za to, co się wydarzyło. Przemyślałem wczoraj to wszystko i doszedłem do wniosku, że masz rację. Było karygodną pomyłką z mojej strony, aby zadawać się z tym Podziemnym. Zrozumiałem, że to, co brałem za uczucia, to wyłącznie zaklęcia czarownika. Dziękuję, że otworzyłeś mi oczy. - Łgał jak pies, ale miał nadzieję, że Robert mu uwierzy. Ćwiczył tą przemowę cały ranek.

Inkwizytor z początku spojrzał na niego sceptycznie. Potem jednak uśmiechnął się szeroko.

- Cieszę się, że zrozumiałeś swój błąd. Co do czarownika, nie musisz się martwić. Zostanie osądzony za oszukanie Nephilim. Dopilnuje, aby nigdy więcej cię nie niepokoił - powiedział spokojnie.

- Dziękuję, ojcze. Także za bal, który dla mnie organizujesz - odparł Alec, kontynuując swoją grę. Obyś miała dobry plan, matko!

- Naprawdę nie ma za co, synu. Wszystko to dla ciebie i twojego dobra. - Oczy Roberta błyszczały zwycięsko.

- Ojcze. Wczoraj rozmawiałem z matką. Wyraziła swoją chęć przyjazdu. To dla mnie ważne, żeby poznała na balu moją przyszłą żonę - powiedział nieco przesłodzonym tonem.

- Może przyjechać. Ale niech nie liczy na rozmowę ze mną. Dzisiaj zajęty jestem spotkaniem Rady, jutro z kolei ostatnimi przygotowaniami do balu. Mam nadzieję, że ty i Isabelle zajmiecie się nią odpowiednio.

Malec - Szklany PantofelekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz