one shot

907 111 86
                                    

Hey you,
What's with those eyes,
What you been thinkin?

Pamiętasz dzień, w którym się poznaliśmy?
Wtedy żaden z nas nawet nie śmiał myśleć, że to wszystko potoczy się w ten sposób.
Pamiętam ten dzień tak dokładnie, jakby miał miejsce wczoraj. Te wszystkie minione lata zdają się być tylko snem, który go wieńczył. Z dobrego snu jednak można się obudzić. Z koszmaru również. Z życia bez Ciebie niestety nie.

Byłeś w studiu razem ze swoim zespołem. Siedziałeś na kanapie pod oknem wraz ze swoimi przyjaciółmi, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali. Wszyscy wydawali się być podekscytowani, wydawali się być szczęśliwi. Ty wydawałeś się być odcięty od wszystkiego, co przyziemne. Wpatrywałeś się w okno i popijałeś kawę ze styropianowego kubka.

Nigdy nie rozumiałem i nie pojmowałem sztuki, ale kiedy ujrzałem Twoją twarz, wydała mi się być dziełem. Poczułem potrzebę posiadania Twojego portretu lub chociażby wycinka z gazety, na którym jesteś, bo mógłbym powiesić go nad łóżkiem i patrzeć na Ciebie przed snem. Wiedziałem, że odpędziłbyś wszystkie demony, które co wdzierały się do mojej głowy. Zająłbyś ich miejsce.
Chciałem, abyś był moim własnym wierszem, którego fragmentami okleiłbym puste ściany mojego życia.

Pamiętam, kiedy spojrzałeś w moją stronę i nasze spojrzenia skrzyżowały się po raz pierwszy. Piwno-zielony kolor Twoich oczu wyraźnie dostrzegalny był nawet przez grubą szybę, która nas dzieliła. Twoje oczy idealnie dopełniały Twoją twarz, wiesz? Idealnie do niej pasowały. Pasowały również do Twojej osobowości, którą zacząłem powoli poznawać już kilka dni później.

Hey girl,
Spread your wings
The world's awaitin to let you in.

Pamiętam moment, w którym oficjalnie stałem się członkiem jednej z najważniejszych dla Ciebie rzeczy na świecie - częścią Twojego zespołu.

Po naszej pierwszej kawie zaprosiłeś mnie na kilka następnych, pamiętasz?
Każda kolejna próba Pencey Prep kończyła się kolejną kłótnią. Z każdym dniem stawałem się coraz bardziej sfrustrowany i wściekły. Na jednej z kolejnych kaw zauważyłeś, że mocno zaciskałem palce na oparciu krzesła, zauważyłeś, że na jeden dzień nie wystarczała mi już tylko jedna paczka papierosów, zauważyłeś, że wyszedłem z próby Pencey trzaskając drzwiami i już nigdy nie wróciłem do studia z Timem, Neilem, Johnem i Shaunem. Na jednej z kolejnych kaw zauważyłeś to wszystko i spytałeś, a ja nie potrafiłem nie odpowiedzieć. Powiedziałem Ci o wszystkim, powiedziałem, że mój zespół się rozpadł, że wylądowałem na ulicy bez mieszkania i pieniędzy i nie poradzę sobie w życiu. Powiedziałeś wtedy, że świetnie gram na gitarze i potrzebujecie u siebie kogoś takiego jak ja. Kilka dni później przyszedłem do Waszego studia na próbę i już nigdy więcej nie pojawiłem się tam bez Was.

Pamiętasz nasz pierwszy wspólny koncert?
Pamiętam to wspaniałe uczucie uderzania w struny przy akompaniamencie Twojego głosu, który do tej pory rozbija mi się echem w głowie o moje własne myśli.
Stojąc na scenie tworzyłeś sztukę samą swoją obecnością, swoimi ruchami, spojrzeniem Twoich oczu, które odbijało się od tłumów skaczących pod sceną, co chwilę o mnie zahaczając.

Pamiętam sukces, który osiągaliśmy. Rozpościeraliśmy swoje skrzydła, zdobywaliśmy powoli szczyty naszych marzeń, zyskiwaliśmy coraz większe rzesze fanów i wspinaliśmy się na szczyty list przebojów. Na początku każdy z nas właśnie tego chciał, prawda? Sławy, rozgłosu. Potem zaczęły one nas niszczyć.

Zacząłeś pić. Zacząłeś ćpać.

Pamiętam każdą noc, podczas której dzwonił do mnie Twój brat i pytał, czy nie spisz u mnie, bo jeszcze nie wróciłeś do domu. Mówiłem mu zawsze, że pewnie niedługo wrócisz. Mówiłem mu, żeby był spokojny i szedł spać, obiecywałem, że Cię znajdę. Zawsze znajdywałem Cię pijanego lub naćpanego do nieprzytomności w mieszkaniu Matta, gdzie oboje leżeliście na podłodze w salonie, otoczeni swoimi wymiocinami i pustymi butelkami. Zawsze wynosiłem Cię na rękach i zabierałem do siebie. Nie chciałem, żeby Mikey widział Cię w takim stanie. Dzwoniłem do niego i mówiłem, że wróciłeś, ale jesteś tylko lekko pijany. On nigdy mi nie wierzył, że rzeczywiście wszystko z Tobą jest w porządku. Stwarzał pozory, jak z resztą każdy z nas.
Pamiętam, kiedy budziłeś się w moim domu. Mówiłem Ci, że to nie jest już zabawa ani próba chwilowego odcięcia się od rzeczywistości, tylko uzależnienie. Zawsze obiecywałeś, że taka sytuacja już nigdy się nie powtórzy, że pójdziesz na odwyk, że wszystko będzie już w porządku. W końcu Twoje problemy zaczęły negatywnie wpływać na zespół i niedługo miały zaważyć na jego przyszłości. Nie przychodziłeś na próby, kazywałeś odwoływać koncerty z powodu głodu narkotykowego, bo zaczęły kończyć się nam pieniądze. W dalszym ciągu jednak Cię nie zostawiłem. Nie miałem zamiaru. Chciałem Ci pomóc, obiecałem to Twojemu bratu, który dzwonił do mnie w środku nocy i płakał, bo nachlałeś się w swoim pokoju albo próbowałeś zaćpać się w wannie.
Pamiętam, że po jednej z imprez Matt wylądował w szpitalu i lekarze musieli wprowadzić go w śpiączkę, bo wódka coraz skuteczniej wyżerała mu wątrobę. Groziła mu śmierć. Akurat na tej imprezie Cię nie było, bo leżałeś w swoim pokoju i leczyłeś kaca z dnia poprzedniego. Pamiętam, kiedy przyjechałeś ze mną do szpitala i z załzawionymi oczami przyglądałeś się swojemu ledwie żywemu przyjacielowi. Przyglądałeś się przez szybę, nigdy nie wszedłeś do jego sali, bo bałeś się igieł, a do Matta igłami przypięte były kroplówki. Po Twoich policzkach zaczęły płynąć łzy i położyłem Ci dłoń na ramieniu. Odwróciłeś się i pozwoliłem wtulić się we mnie Twojemu trzęsącemu się ciału. Uspokoiłeś się i pojechaliśmy do Twojego domu. Potem poszedłeś na odwyk. Potem już wszystko zaczęło powoli wracać do normy. Matt po wyjściu ze szpitala nie skończył z tym wszystkim tak jak ty; już nie wrócił do zespołu. Ktoś go zastąpił. Już wtedy wiedziałem, że Ciebie nie potrafiłbym zastąpić.

anomaly // frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz