Rozdział 2

223 13 2
                                    

- Stary, zupełnie cię nie rozumiem. – Ron wydeptywał ścieżkę w dywanie w mieszkaniu przy Grimmuald Place 12.

- Kiedy naprawdę mi tu dobrze. – Harry upił łyk gorącej kawy i zmrużył oczy w wyrazie czystej przyjemności. Po całym dniu pracy, polegającym na ściganiu jakiegoś zdziczałego wilkołaka, czuł jakby mógł policzyć wszystkie kości w swym ciele. Jego przyjaciel najwyraźniej nie miał takich problemów, gdyż nabijał kolejne kilometry w ich salonie.

- Rany, kumplu, przecież nie każę ci się tam przeprowadzić. – Ron jęknął i zatrzymał się na chwilę. – Nie wiem jak możesz pić to paskudztwo. – Skrzywił się na widok dzbanka czarnej cieczy. – Moglibyśmy po prostu się tam aportować i obejrzeć z bliska, co nie? Poza tym, jako właściciel przynajmniej powinieneś się tam pokazać.

- Lubię kawę… – Czarnowłosy wzruszył ramionami i przetarł palcami zmęczone powieki. – Słuchaj, wiesz ile mamy roboty. Biurko mam zawalone materiałem na najbliższe pół roku. Wilkołaki, wybuchające kociołki, klątwy w domach byłych aurorów, eksperymentowanie na magicznych zwierzętach. Zapomniałem o czymś? Ach! Śmierciożercy! Właśnie zorganizowali kolejny, całkiem udany atak na dom Moody'ego. I wcale nie jest ważne, że on nie żyje. W końcu w myśl zasady, że grzechy ojców przechodzą na ich synów, panowie w białych maskach postanowili się zabawić z jego siostrą i jej wnukami.

- Harry…

- I ty mi mówisz, żebym zrobił sobie urlop i pojechał na wczasy do Irlandii… – Oparł się wygodniej o krzesło i wyłożył nogi na podłokietnik stojącej obok sofy. – Kiedy, Ron? Powiedz mi, kiedy mam to zrobić? Przed czy po pracy? A może w przerwie na lunch?

- No tak! – Ron dramatycznym gestem uderzył się w czoło. – Jak mogłem! Zapomniałem, że wszystkich aurorów potraktowano zaklęciami Densaugeo i Confudus, biegają teraz wesoło po Zakazanym Lesie, udając króliki i żrąc sałatę. Na straży został tylko wspaniały Złoty Chłopiec, nadzieja czarodziejskiego świata, Wybraniec…

- Przestań!

- …który pokonał Lorda Bez Nosa i… jego przyjaciel i pomocnik Ron Weasley, jedyny i niepowtarzalny… - Ron usiadł wreszcie, spychając z sofy nogi Harry'ego. – Tak tak, kumplu, to wiele tłumaczy. Musisz zostać na warcie, zanim czarodziejski świat legnie w gruzach.

- Bardzo śmieszne.

- Ja bym powiedział „tragiczne", ale skoro tak wolisz… – Rudzielec wzruszył ramionami i sięgnął po jabłko leżące na stole, w które wgryzł się z takim wyrazem twarzy, jakby co najmniej atakował śmiertelnie jadowitego pająka.

- Aż tak ci zależy na tym wyjeździe do Irlandii?

- Mnie? – Ron spojrzał na niego z ironicznym zdziwieniem. – Ależ skąd, w końcu to nie na mnie czeka zamek.

Harry westchnął, wstał z krzesła i przeczesał ręką włosy, które chociaż dłuższe niż za czasów szkolnych, nadal niesfornie układały się na jego głowie.

- Idę wziąć prysznic. Po tej zabawie w chowanego w lesie czuję, jakby mi za koszulą wyrosła sosna.

- Jasne – Weasley przełknął i wygodniej rozłożył się na sofie. – Pamiętasz, że dziś jesteśmy umówieni z Hermioną i Ginny na Pokątnej? A może to też nieaktualne?

- Pamiętam, wykąpię się i możemy iść. – Powłócząc nogami, Harry skierował się do wyjścia. Przy samych drzwiach przystanął. – Tobie też by się przydało… Masz we włosach pajęczynę – dodał złośliwie i zniknął w holu. Z pokoju dobiegł go rumor, jakby ktoś w popłochu przeskakiwał przez stół.

...

Ciepłe strumienie wody spływały po ciele stojącego pod prysznicem mężczyzny. Oparty dłońmi o kafelki, z przymkniętymi oczami poddawał się relaksującemu masażowi.

Red HillsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz