IV

1.2K 102 13
                                    

Myślę, że to najlepszy rozdział jaki dotychczas dodałam. Nawet jeśli nie wnosi do całego opowiadania za wiele ...

Nie zapomnijcie zostawić czegoś po sobie ! :*

___Annabeth___

______________

-Chejronie!- krzyknęłam wchodząc do Wielkiego Domu- Wiem gdzie jest Percy!- zaraz obok mnie pojawił się centaur.

- Jak go znalazłaś? Próbujemy go namierzyć od co najmniej tygodnia.- zapytał się okrążając mnie. Tupot jego kopyt mnie trochę rozpraszał, ale wolałam zachować sobie te komentarze na później.

-Nico powiedział, że poszedł zmierzyć się z Tartarem.- Chejron osłupiał. Dopiero chwilę później znów zaczął krążyć wokół mnie. Tym razem delikatniej, tak, że nie było słychać stuku.

- Przyprowadź go tu. NATYCHMIAST! - Rozkazał mi, a ja od razu pobiegłam w stronę miejsca w którym po raz ostatni widziałam Nico.

__Nico__

_______

Siedziałem pod sosną Thalii, gdy przyszła do mnie Annabeth. Teraz mogłem jej się bliżej przyjrzeć. Jej oczy, które niegdyś błyszczały teraz były wyblakłe i czerwone od płaczu. Pod nimi znajdowały się olbrzymie wory od nieprzespanych nocy. Do ubrań też nie nie przywiązywała wagi. Miała podarte, pobrudzone, stare jeansy i obozowy zniszczony podkoszulek. Jej włosy wyglądały jak gniazdo. Było pewne, że każdą wolną chwilę poświęca na poszukiwania swojego chłopaka.

- Chejron prosi cię o przyjście do Wielkiego Domu.

-Po co ? - zapytałem, choć byłem pewny, że moja przyjaciółka powiedziała już mu o Tartarze. Już zacząłem przygotowywać sobie odpowiedzi na takie pytania jak: Skąd o tym wiesz? Wiesz dlaczego tak zrobił? Gdzie mógł pójść?

-Po prostu chodź... - powiedziała i pociągnęła mnie za rękę. Kiedy była już pewna, że dalej pójdę sam postanowiła odłączyć się ode mnie i pójść do swojego domku.

W końcu dotarłem do niebieskiego domku otoczonego polami czerwonych, soczystych truskawek. Na środku tarasu siedział Pan D. ubrany w niebieską, hawajską koszulę z białymi palmami i flamingami. Sączył swój ulubiony napój -dietetyczną Colę. Tak naprawdę wydawało mi się, że w puszce znajduje się coś innego, ale w tej chwili nie chciałem zawracać tym sobie uwagi.

-Czego chcesz Nikodem?- zapytał specjalnie przekręcając moje imię.

- Nico...- przypomniałem mu jak się nazywam, a on krzywo się uśmiechnął.- Chejron mnie wołał.

- Jak zawsze Chejron... A do mnie nikt nie przyjdzie by pograć w jakąś grę karcianą... - powiedział cicho usuwając się i pokazując mi stare, drewniane drzwi. Podszedłem do nich i otworzyłem je.

Zastałem Chejrona zagnieżdżonego  w swój wózek inwalidzki .

-Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że Percy uciekł?- zapytał smutno, a ja nagle zainteresowałem się swoimi butami. Naprawdę nie lubiłem tego tonu. Wolałbym, żeby się na mnie wydarł.

-Percy mnie o to prosił... I tak nic nie mogło go zatrzymać.

-Prosił cię jeszcze o coś ?- znów skierowałem wzrok na centaura.

-Na pewno nie chciał by, aby go szukano... Nie ma już odwrotu. Nie można go namierzyć... nie możemy mu pomóc...

-Co masz na myśli, że nie ma już odwrotu?

- Percy miał tylko jedną szansę, którą postanowił wykorzystać... Myślę... Myślę, że Tartar zagroził mu... Jackson boi się o swoich bliskich, przyjaciół, nawet o nieznajomych... Nawet jeśli go znajdziemy nie przekonamy go, żeby zawrócił. To jego jedyna wada.- Chejron pokiwał głową i spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami, które teraz przepełnione były rozpaczą. Niewątpliwie Percy był dla niego jak syn.

- Co się z nim teraz stanie ?

- Nie wiem... Naprawdę. - szepnąłem i przeniosłem się cieniem do swojego domku.

___Percy___

 __________

W końcu wyszedłem na ląd. Tkwiłem pod wodą, przynajmniej od tygodnia. Nie jedząc i nie pijąc. Towarzystwa dotrzymywały mi ryby, kiedy pytałem czy idę w dobrym kierunku oraz jaka odległość dzieli mnie od mojego upragnionego miejsca.

Dziwnie było to miejsce nazywać upragnionym wiedząc, że tam przejdę katusze. Nie zastanawiałem się zbytnio co się ze mną stanie. Wiedziałem natomiast, że czekają mnie tortury, których nie możecie sobie wyobrazić.  Co jakiś czas, słysząc, że jestem coraz bliżej, uśmiechałem się w duchu. Ocalę swoją Annabeth, przyjaciół, obóz... Sądzę, że pogodziłem się wtedy ze śmiercią nie zdając sobie z tego sprawy.

W końcu dotarłem do małej kawiarenki. Niewiele myśląc, zamówiłem górę jedzenia i picia. Założę się, że nie dalibyście rady wytrzymać tyle bez niczego... Myśląc o tym, że tyle czasu nie spałem poczułem się senny jak nigdy. Na szczęście wziąłem całą swoją forsę. Pieniądze śmiertelników i drachmy. Kiedy umrę nie będą mi już potrzebne... Prawda?

Po solidnym posiłku postanowiłem znaleźć sobie jakieś miejsce do przespania. Na drugim końcu ulicy znajdował się obskurny, mały motel. Wprost idealne miejsce dla mnie. Mało ludzi, mniejsze szanse, że ktoś mnie rozpozna.

Przepraszam, że tak późno rozdział, ale nie miałam dużego dostępu do internetu... Postaram się kolejną notkę dodać w sobotę... POSTARAM...

***

Three-gods( Percy Jackson )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz