-Cas, wstawaj...Śniadanie już gotowe
Słyszę jak ktoś szepcze mi do ucha i szturcha lekko za ramię, ale nie za bardzo na to reaguję.
Cóż...Nic nie poradzę na to, że nie jestem porannym ptaszkiem, ale obowiązki wzywają. Człowiek, który wymyślił szkołę, aby poszerzać zakres swojej wiedzy i kształtować swoją osobowość, był anormal. Wstając z łóżka, ubieram na nogi puchate pantofle z uszami królika, a różową piżame w babeczki, zdobiącą moje ciało, zakrywam szlafrokiem.
Schodząc po schodach lekko przecieram, pięściami zaspanie oczy, oczywiście uważając przy tym aby nie spaść ze schodów.
-Bonjour madame- mowię wchodząc do kuchni. Moja mama odpowiada mi skinieniem głowy i lekkim uśmiechem, popijając przy tym kawę.
Niektórzy pewnie się zastanawiają czemu czasami mowię po francusku. Cóż...Dla mnie ten język nie dość, że jest piękny to...
Mon père est venu de France.
Kiedy przypominam sobie zeszły rok i to feralne lato 09, łza kręci mi się w oku. On do cholery został zamordowany!Kula trafiła prosto w serce. Nigdy mu nie wybaczę, że mi nie powiedział o swoich problemach. Zawsze twierdził, że wszystko jest w porządku, a tymczasem było zupełnie odwrotnie.
Złość we mnie wrze także na samą siebie, bo czemu nie zauważyłam, że jego uśmiech mógł być tylko przykrywką? Żałuję, że nie mogłam mu jakoś pomóc.
Wszyscy myślą, że jestem jeszcze nic nierozumiejącym dzieckiem. Nie chcą mi zaufać tak jak ja zrobiłam to z nimi. Mimo iż wiem, że nie o wszystkim powinnam wiedzieć, to nawet jeśli miałoby mnie to skrzywdzić, spróbowałabym wysłuchać, zrozumiem, przeanalizować i pomóc rozwiązać. Ale nie! Casidy jak zwykle jest na uboczu! Widzę, że wszyscy coś ukrywają za moimi plecami.
-Cas...Cas. Casidy!
Słyszę jak ktoś koło mnie krzyczy na co lekko przestraszona podskakuje na miejscu. Po nie długiej chwili orientuje się, że to była mama. Każe mi zabrać się za jedzenie jeżeli nie chce się spóźnić do szkoły.
-Do zobaczenia Cas. Będę po południu. Je t'aime
Mówi ubierając kurtkę.
-Je t'aime mamans
Odpowiadam, ale nie jestem pewna czy moja rodzicielka to usłyszała, bo jedyne co widzę to odjeżdżający samochód.
Po zjedzonym śniadaniu, idę do swojego pokoju. Nie mam problemu z wyborem stroju na dzisiejszy dzień, więc szybko się ubieram w idealnie wyprasowany, granatowy mundurek, przewieszam czarną torbę przez prawe ramię i jestem gotowa do wyjścia. W połowie drogi spotykam moją przyjaciółkę i razem idziemy do szkoły. Wchodząc do budynku nikt nie zwraca na nas uwagi. Nic nowego. Lekcje mijają nam zadziwiająco szybko, więc po szkole idziemy jeszcze do naszego ulubionego miejsca w parku. Siedzimy i rozmawiamy tak do 4:00 pm. Wchodząc do domu mama wita mnie wesołym uśmiechem i karze siąść do obiadu.
-Jutro bądź wcześniej w domu, bo mamy mieć gościa...
Mówi. Widzę dziwny błysk w jej oku, więc nie wiem na co mam się przygotować, ale ostatecznie nerwy zaczynają brać górę nad rozsądnym rozumowaniem.
Niedługo po posiłku, idę do swojego pokoju, biorę notatki z dzisiejszych lekcji i zaczynam wszystko powtarzać.
Po niespełna 3h jestem gotowa na jutrzejszy dzień. Mimo, że jest jeszcze wcześnie, postanawiam się już umyć. Biorę ze sobą piżame, szlafroczek, bamboszki i idę do łazienki.
Po odprężającym prysznicu, dokładnie wycieram całe ciało, ubieram piżame, a włosy zawinięte w ręczniku są związane w tak zwany turban. Odbywam jeszcze resztę podstawowych czynności higieny osobistej, po czym wychodzę z łazienki.
W pokoju czytam jeszcze chwile książkę, rozczesuje włosy i kładę się do łóżka, jednak sen jak na złość nie chce przyjść. Cały czas rozmyślam o tym tajemniczym gościu, choć wcale tego nie chce. Kiedy zaczyna już świtać na dworze, a życie przyrody budzić wstaje, zapadam w błogi i upragniony sen.