Nie mógł się doczekać erotycznego spełnienia, lecz równocześnie bał się wszystkiego zepsuć nadmiernym pośpiechem lub brutalnością. Codziennie przed zaśnięciem wyobrażał sobie tą chwilę: ona tańczy.. zdejmuje sukienkę... zarzuca mu ręce na szyję.. Miał cichą nadzieję, że ona sama zrobi pierwszy krok. Maja jednak zachowywała się jak zawsze - cicha i spokojna zerkała na niego spod długich rzęs, a jej tajemniczy półuśmiech mógł znaczyć wszystko i nic.
Długie gorące lato dobiegło końca, a wraz z nim kończył się urlop Andrzeja. Nie chciał już dłużej czekać. Ostatniej soboty sierpnia, kupiwszy kwiaty i szampana, wyruszył do domu nad Narwią z mocnym postanowieniem zagrania va banque.
Maja przywitała go uśmiechem, ubrana w białą sukienkę, którą przypominała mu ich pierwsze spotkanie. Wszystko szło dobrze, dopóki po kolacji nie zaprosił jej do tańca. Nigdy by się tego nie spodziewał: tańczyła fatalnie, ciężko, depcząc mu po palcach i co pięć minut przepraszając. Usiedli potem na kanapie. Maja tkwiła w tym nieruchomo jak lalka i nie reagowała na oczywiste w swej wymowie zabiegi Andrzeja. - Zaraz Cię rozgrzeję - szepnął.