Stephani Carlos i Brock Daniels to szczęśliwie zakochana para. Wiosną przeprowadzili się do Londynu.
Ich życie wiodło się dobrze jak każda zakochana para spędzali ze sobą dużo czasu. Brock postanowił przygotować niespodziankę dla swojej wybranki.
-Steph. Długo jeszcze będziesz tam siedzieć ? -zapytał Brock przybliżając się do drzwi łazienki.
-Już wychodzę.-krzyknęła Stephani i delikatnie otworzyła drzwi.
-Chodź bo się spóźnimy.-powiedział Brock pospieszając kobietę.
-Już już , ale gdzie my w ogóle idziemy ? -zapytała zaciekawiona.
-Zabieram Cię na pyszną kolację. - odrzekł spoglądając jej głęboko w oczy i całując w usta.
-Ubierz kurtkę jest chłodno-dodał zatrzaskując drzwi mieszkania.
Stephani i Brock maszerowali chodnikiem do restauracji gdzie miała się odbyć ów uroczysta kolacja , Brock bowiem chciał oświadczyć się Stephani. Po mału docierali do przejścia dla pieszych ulice spowijał gęsty mrok , żywej duszy nie było wokół panowała cisza. Stephani zatrzymała się.
-Co się stało -zapytał Brock spoglądając na kobietę.
-Nie wiem jakoś dziwnie się czuję , to chyba grypa.-odrzekła łapiąc się za głowę.
-Jak wrócimy weźmiesz aspirynę i będziesz odpoczywać - odrzekł tuląc ją w ramionach.
-Masz racje , a teraz chodźmy.-odrzekła i przyspieszyła kroku tak , że Brock odstawał od niej o kilka metrów.
-Zaczekaj , czemu się tak śpieszysz ? -zapytał.
-Złap mnie.-uśmiechnęła się do niego uroczo.
Nagle z zakrętu wyłonił się samochód pijany kierowca zderzył się z murem i przy okazji potrącił Stephani.
-Steph !-wrzasnął przerażony mężczyzna.
Brock zszokowany tą całą sytuacją natychmiast pobiegł do Stephani , która leżała w kałuży krwii kilka metrów od wypadku.
Przyklęknął i zaczął płakać , ułożył jej głowę na kolanach i gładził dłonią po policzku.
-Nie zostawiaj mnie , nie możesz potrzebuje Cię.-powiedział łkając.
Pędem chwycił za telefon i zadzwonił po pomoc.
Gdy karetka przyjechała na miejsce stwierdziła zgon kierowcy , a Stephani przetransportowano na oddział intensywnej terapii.
Brock patrzył jak zabierają jego ukochaną na noszach , wciąż nie mógł w to uwierzyć.
Zadzwonił po taksówkę i pojechał do szpitala. Nim dojechał ona czekała już podpięta do wszelakich maszyn podtrzymujących jej życie. Wyglądała jak by spała.
-Doktorze co z nią ? -zapytał z drżeniem w głosie.
-Pan z rodziny ? - zapytał doktor.
-Jestem jej chłopakiem.-odrzekł.
-Przykro mi nie mogę udzielić panu informacji.-powiedział doktor idąc dalej.
-Chwileczkę-złapał go za rękę zatrzymując go-Proszę niech pan mi powie , niech mnie pan zrozumie kocham ją-dodał.
-Jej stan jest stabilny jednak jest w głębokiej śpiączce nie wiadomo kiedy się wybudzi-odrzekł.
-Czy mogę przy niej zostać ? -zapytał.
-Nie mam nic przeciwko.-odrzekł doktor po czym wszedł do kolejnej sali.
Brock usiadł na krześle obok łóżka Stephani. Przyglądał się jej. Chwycił ją za rękę i zaczął płakać.
-Musisz być dzielna , wyjdziesz z tego.-powiedział i wyciągnął z kieszeni pierścionek zaręczynowy po czym włożył jej go na palec.
-Proszę pana ? Czas odwiedzin się skończył.-mruknęła jedna z pielęgniarek stojąc u progu sali.
-Rozumiem -otarł łzy.
-Kocham Cię -pocałował ją w czoło i wyszedł.