Oneshot

8K 474 650
                                    


Jungkook wstał z wielką zmarszczką na czole. Zapachy. Wszędzie. Czuł miks starych gaci, proszku do prania i keczupu, którym ostatnio Jimin ujebał sobie bluzkę. Aha, Seokjin znowu bawił się w perfekcyjną panią domu. Zresztą, nie musiał się bawić. Ich matką już został, to czemu by nie perfekcyjną panią domu?

Do tego zapach samego Seokjina. Słodki. Wcześniej też go czuł, dość wyraźnie. Najstarszy był wolnym omegą, więc wydzielał sporo hormonów. Jednak aromat nigdy nie wydawał się tak... apetyczny.

Chłopak oblizał usta, rozglądając się po pokoju. Wszystko wydawało mu się jakieś ostrzejsze. Takie full HD. A on normalnie słabego wzroku nie miał.

Szemrane to.

Wbił wzrok w łóżko Namjoona. Wydawało z siebie dziwny zapach. Po części znajomy, po części obcy. Niezbyt przyjemny. Szczęście, dobiegająca z innego pokoju woń Seokjina koiła jego nos.

Założywszy jakąś koszulkę i dresy, co by dupą nie świecić reszcie zespołu, wyczłapał się z pokoju. W momencie, w którym uchylił drzwi, zapachy go zaatakowały jak ruskie Krym.

– Coś jebie mokrym psem – usłyszał mruknięcie Yoongiego z drugiego pokoju. Mruknięcie, kurwa mać. Odczuł to jak ryknięcie wokalisty rockowego na koncercie. Słyszane tuż spod sceny.

– Trochę jak Jungkook. – Chichot Jimina dudniał mu w uszach. Jezus Maria, co z nim nie tak? Przecież mówili cicho. Dlaczego pulsowało mu w czaszce bardziej niż po dwóch litrach czystej?

Dobra, Kóczek, mężczyzna jesteś, nie cipa. Męski mężczyzna! Bardzo męski! Uroczy Kookie z dwa tysiące trzynastego to przeszłość! Odgłosy Jimina ci nie straszne. Zapachy też nie.

Chuj, że z salonu dolatywało tyle aromatów, że przez chwilę myślał, że ktoś tam zioło pali. Tylko przez chwilę. Pomimo tego, że kilka z tych anomalii genetycznych nie miałoby nic przeciwko (a on podążyłby za tłumem), Seokjin by ich chyba wydziedziczył.

Otworzył oczy, które nie wiedział, że zaciskał i ruszył przed siebie. Chwiejnym krokiem, trzeba dodać, bo za ostro wszystko, kurwa, widział.

Czuł też za dokładnie, ale na tyle wyraźnie, by wiedzieć, że Seokjin się do niego zbliża od tyłu. O tak, wszędzie by poznał ten niebiański zapach...Wykonał piruet godzien baletnicy i zobaczył niemniej niebiańskiego anioła. Blond włosy tylko dodawały do anielskiego looku. A ten kosz z praniem pod pachą... Obrazował, jaki jest opiekuńczy i troskliwy! Matka zespołu? Raczej matka dzieci Jungkooka!

Omega! Tak słodko pachnie! Kóczek, reaguj! I to z nikim niezwiązany!

Ruchaj go, Jungkook!

W kilka sekund kosz z praniem znalazł się na podłodze, a sam Seokjin przy ścianie.

– Jungkookie, co ty... – wyszeptał starszy, szeroko otwierając oczy. Nie odepchnął go jednak. Ba, zadrżał nieznacznie. Już mu ulega! Pewnie też chce dzieci rapera!

– Nic nie mów, zaraz będziemy związani! – Brunet przycisnął klatkę piersiową do tej wokalisty, co zaowocowało odsunięciem głowy przez tamtego. Rapera to nie zniechęciło; zatopił nos w szyi blondyna i poczuł, jak przesłodki zapach wypełnia go od środka. Przez sekundkę przeszło mu przez myśl, że, kurwa, Kóczek, co ty odkurwiasz, Kóczek, przecież ty kraszujesz Taehyunga, Kóczek, pięć lat różnicy, lecz po tej sekundce narkotyzowania się hormonami omegi, sumienie i przyziemne uczucia odeszły w zapomnienie.

– Jungkook, wiązanie się z kimś to nie jest błaha sprawa! – pisnął Seokjin, zaciskając oczy. Teraz drżenie nie było nieznaczne. – Jungkook, ty dzieckiem jesteś!

Jebiesz psem [taekook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz