Dzisiejszy dzień należał do tych ponurych i mocno wilgotnych, nie powinno nas to dziwić ze względu, że w Londynie dziewięćdziesiąt procent zjawisk atmosferycznych, to jest deszcz. Krople z cichym stukotem obijały się o szybę powodując lekki dreszcz, który rozchodził się wzdłuż moich pleców. Mogłoby się to wydawać dziwne, ale woda, a także myśl o tej cieczy nie przynosiły z sobą dobrych reakcji, moja przesadna fobia jedynie utrudniała mi normalne życie.
Starając się odciągnąć uwagę od burzliwej pogody, która w najlepsze hulała zza oknem, wcisnęłam nos pomiędzy kartki, lekko pożółkłej książki. Przesuwałam wzrokiem po artystycznej czcionce - uwielbiałam strych za to, do jakich perełek mogłam dojść. Tym razem w moje ręce trafił stary pamiętnik mojej rodzicielki. Wiele listów, zdjęć, a także bardziej i mniej personalnych wpisów. W tym momencie nauka zza małego bąbla Greki się przydała, zwłaszcza, że bardziej interesujące mnie zapiski były zapisane właśnie nią. Odkąd mogę tylko sięgnąć pamięcią, pamiętam jak moja mama uczyła posługiwania się angielskim, jak i greckim. Całkiem ciekawa i przyjemna wiedza, którą akurat teraz miałam szansę wykorzystać.
Zawsze mieszkałyśmy we dwie, a rozmowa o potencjalnych, a także byłych partnerach matki, nie kończyła się dobrze. Dlatego widząc wpisy na temat pewnego mężczyzny o morskich oczach przyprawiał mnie o ekscytację. Szczerze mówiąc nie chciałam popadać w nie potrzebną konkluzję, że mógłby być to mój ojciec - nie czułam potrzeby go widywać, ani spotykać. Nawet go nie pamiętam, dlatego takie potencjalne spotkanie mogłoby jedynie przerodzić się w niekomfortowe popijanie herbaty w ciszy. Jednakże z drugiej strony miło by było poznać faceta, który powinien uczyć mnie jazdy na rowerze, grać w gry na konsoli, a również pomagać w odrabianiu chemii.. Niestety jest to pięta Achillesowa moja, jak i rodzicielki.
Słysząc wołanie wspomnianej kobiety, zamknęłam skórzany dziennik i odłożyłam w odpowiednie miejsce, następnie kierując się do kuchni z, której od razu można było wyczuć przyjemne zapachy. Delikatnie odsunęłam drewniane krzesło i zasiadłam przy wielkościowo, małym stoliku. Po niespełnych dwóch minutach stał przede mną talerz wypełniony makaronem z szpinakiem oraz kurczakiem. Blond włosa kobieta zasiadła przede mną posyłając lekkie uśmiech. Dorothy, bo tak właśnie ma na imię, nie była idealną matką - jej pracoholizm sprawiał, że takie zjedzenie, wspólnie obiadu, to było istne święto. Jednak, zawsze starała się przy mnie być wspierając i oferując pomoc. Nawet gdy w czwartej klasie chciałam jeść rybki ze szkolnego stawu. Byłyśmy przeciętną, dwuosobową rodziną, nie wyróżniającą się spośród wielu mieszkających na tej samej ulicy w domkach identycznych, co do tego naszego.
- Jak w szkole? Ostatnio wiele się nie widziałyśmy, ale szef ma okropne ciśnienia ze względu na zbliżający się termin kontroli w firmie. - Kobieta przerwała trwającą ciszę, następnie wsuwając do ust kolejną porcję dania. Jej blond włosy, których zawsze zazdrościłam zostały upięte w niski kucyk, a czekoladowe oczy, które zostały skierowane w moją stronę, były przepełnione zmęczeniem.
- W porządku, nic się nie zmieniło od naszej ostatniej rozmowy, mamo. Jedyne co, to musisz mi podpisać zwolnienie z wf-u. - Wzruszyłam ramionami i odsunęłam od siebie pusty talerz. Moje życie należało do tych kompletnie nudnych i żmudnych. Moimi głównymi zainteresowaniami jest czytanie i szkicowanie, nudniej się chyba już nie dało. Brak dużej ilości znajomych mi nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie. Jestem osobą zamkniętą w sobie i introwertyczną, a każda próba przeprowadzenia dłuższej rozmowy zazwyczaj kończy się na wymienieniu zdań jak, "Masz pożyczyć ołówek?" czy "Mieliśmy coś zadane?".
Westchnęłam cicho pod nosem nie słysząc już żadnej odpowiedzi, a jedyne pokiwanie głową, na znak zrozumienia. Sięgnęłam po szklankę z wodą, chcąc się napić, lecz los miał inne plany, ponieważ przedmiot wyślizgnął mi się z dłoni i spadł na podłogę z hukiem. Poderwałam się czując jak włosy stają mi dęba, mogłam przysiąc, że widziałam jak na ułamek sekundy cała wylewająca się ciecz zatrzymuje się w powietrzu. Spojrzałam na dalej siedzącą rodzicielkę, która jedynie podała mi papierowy ręcznik. Musiałam się przewidzieć, albo kompletnie zwariowałam przez te rzadkie dotlenianie mózgu.
Zmiotłam i wyrzuciłam porozbijane szkło, następnie wycierając z kafelków mokrość. Odstawiłam pusty talerz do zlewu i podziękowałam za posiłek, od razu przechodząc do własnego pokoju. Padłam na łóżko wciskając twarz w poduszkę - scena z zatrzymującą się wodą, nie dawała mi spokoju, a ja się czułam niczym główna bohaterka, jakiejś książki fantasy. To całe myślenie znużyło mnie na tyle, że nagle się rozluźniłam, aby po chwili spokojnie zasnąć.
W końcu zabrałam się za zmienianie gramatycznie, ortograficznie oraz ogólnie stylistycznie tego opowiadania. Proszę, nie oczekujcie ode mnie za wiele, pisanie nie jest moją domeną, ale w końcu trzeba było coś z tym zrobić, a serca usuwać tej pracy, nie miałam haha. Pewnie sam ten rozdział jeszcze przejdzie wiele zmian oraz planuje go przedłużyć :].