Na ten jakże kreatywny pomysł wpadłam pod prysznicem...
Nie no, oczywiście żartuję. Nasunął (narzucił) mi go mój (bezsensownie zatrudniony przez rodziców) terapeuta. A więc... mam na imię Isabell (ale wolę gdy inni mówią mi Kundello) mam 16 lat i delikatnie mówiąc nie lubię swojego życia.
Z tego powodu rodzice zatrudnili pana Edwarda, czyli terapeutę który ma pomóc oswobodzić moją osobowość z niechcianych aberracji. Tak to dziwnie ujęli... no ale cóż, może już dość o tej tragicznie nudnej dla mnie sytuacji. Niech w końcu zacznie się coś dziać w tym skrawku papieru...
tak szczerze? Nie chce mi się pisać dat. Jestem z reguły leniwa... No tak, o tym też na pewno wspomnę nie raz.~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Moja sytuacja w aktualnie dwudziestej pierwszej godzinie dwudziestego pierwszego maja nie prezentuje się zbyt dobrze... Przed chwilą wyświetliłam niezbyt miłą wiadomość od przyjaciółki zwiastującą ciche dni między nami... Mojej drugiej przyjaciółce zaś, nie powiodło się dziś z chłopakiem w którym się kocha. To mnie cholernie irytuje... nie jest łaskawa powiedzieć o co chodzi, tylko zarzuca fochem (pomińmy, że też tak robię). Ponieważ obie przyjaciółki są na mnie obrażone, cały świat odwraca się przeciwko mnie. Wliczając w to mojego chłopaka (nawet nie wiem czy nadal jesteśmy razem...) od którego oddaliłam się na tyle, że "zapomina" mnie przytulić na dowidzenia... No ale spokojnie, świat jest duży... ach no tak, jest jeszcze chłopak który kocha się we mnie i wie o mnie wszystko. Szczerze? Kiedyś mnie drażnił, ale teraz dostrzegam wszystkie jego zalety... chyba zaczynam go naprawdę lubić... Ciekawe co z tego wyniknie.
Poza tym, co pięć sekund sprawdzam Facebooka. Tak, czekam na kogoś. Jest to dziewczyna z którą pracuję w stadninie (ale o tym później). Na początku nie pałałam do niej jakimś szczególnym uczuciem i zachętą z optymizmem, ale teraz zaczynam ją bardzo lubić i szanować. Ma duże doświadczenie jeżeli chodzi o jazdę konną i często stara się mnie jak najwięcej nauczyć. Zawsze jestem bardzo chętna żeby jej pomóc w pracy, można powiedzieć że to taka moja mentorka. Wiem że ma spore problemy... bardzo chciałabym jej pomóc, naprawdę, zależy mi na tej osobie bo jest wartościowa i troszkę podobna do mnie... W każdym razie, jeszcze nie napisała. I w sumie nie dała mi gwarancji że napisze akurat dzisiaj... ale wiem że jeżeli ona ma jakiś problem, to rozwiązuje go nocą płacząc i robiąc coś czego nie powinna... obiecałam jej że na mnie może liczyć zawsze. Widzę jak ciężko ma w życiu i nie mogę tego ominąć tak po prostu.Heh... tak... cała ja. Wiecznie chętna do pomocy. Tylko... jest w tej mojej pomocy mały haczyk.
No dobra, nie taki mały, ale wielkości haczyków przy podpisywaniu umowy na kredyt w parabanku (czy czymś tam... w każdym razie, chodzi mi o szachrajstwo ogólne). Polega on na tym, że po rozwiązaniu problemu (z reguły przeze mnie) rodzi się kolejny (z reguły dzięki mnie) i wlecze za sobą kolejne... To taki wąż zjadający sam siebie. Jak się raz uczepię, to ludzie nie potrafią się ze mnie uwolnić. Niestety... dlatego tak ciężko zawieram nowe znajomości. Nie chcę też ranić ludzi, nie lubię tego... Ale zawsze wychodzi tak, jak wychodzi. "Znowu wyszło źle, a znowu chciałam dobrze" no cóż...
Czas mija, a ona nadal nie pisze...
Za to moja druga obrażona przyjaciółka chce się chyba ze mną awanturować... przykro mi niezmiernie, ale nie mogę się dać. Nie odezwę się do niej. Nienawidzę się kłócić... Wynika to z urazu z dzieciństwa. Pewnie każdy będzie ciekawy z jakiego... więc...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chodziłam do drugiej klasy podstawowej. Tam natknęłam się na osobę która tak zniszczyła mnie psychicznie, że dziś gdy słyszę jej imię łzy automatycznie napływają mi do oczu i mam ochotę się schować najgłębiej w szafie albo nie istnieć. Zaczęło się niewinnie... byłam już wtedy bardzo wrażliwa i uczuciowa, najmniejsza krzywda wyrządzona chociażby listkowi bolała mnie bardziej niż samą matkę naturę. Była taka jedna, której bardzo się to spodobało. Miała niszczenie we krwi. Często mi dokuczała, niby tak niewinnie, a jednak ja brałam to do siebie.
CZYTASZ
"Pamiętniki"
Teen FictionNigdy ich nie posiadałam... pamiętników... zawsze niezmiernie mnie denerwowały. Ilekroć próbowałam takowy założyć, zawsze nie chciało mi się pisać i kontynuować go dalej. Ale wiecie... w tej historii najzabawniejsze jest to, że ona cały czas powstaj...