Po 11 w nocy poszłyśmy spać. No, przynajmniej Lucy zasnęła...
Długo leżałam w oczekiwaniu na upragniony sen.
Koło północy usłyszałam tupot nóg. Spojrzałam na sąsiednie łóżko. Lucy smacznie spała. Ciekawe kto to... pomyślałam.
Nie, nie będę jak lalunia z horru. Nie wbiegnę w ręce mordercy. Ja nie sprawdzam "kto to? "Ja wolę się schować i przeżyć dłużej niż tylko najblższe 5 minut. Tupanie było coraz głośniejsze. Położyłam się"plackiem" pod kołdrą i udawałam martwą.Na korytarzu paliło się światło.W drzwiach pokoju pojawił się złowrogi cień. Przyjrzałam dokładniej przybyszowi (musiało to dziwnie wyglądać zważając na fakt, że udawałam trupa).
Był to chłopak. Chyba... (no co miał maskę! ) Wysoki...i w garniturze.Tyle zdołałam dostrzec na pierwszy rzut oka.
Podszedł bliżej mojego łóżka. Nagle zatrzymał się w połowie drogi. Zauważył, że nie śpię. Nie udawałam już martwej, bo po co.
Zostałam zauważona. Nie przeżyję. To logiczne...
A jak wywnioskowałam, że ten facet w ogóle jest mordercą...
...no tak, racja, MIAŁ BIAŁĄ MASKĘ Z ZAKRWAWIONYM UŚMIESZKIEM!!!
Spojrzałam na niego jeszcze raz. On patrzył na mnie. Podniósł dłoń do twarzy i zdjął maskę. Popatrzył się na mnie poraz drugi. Jedyne co zobaczyłam to były oczy. Jego oczy. Oczy mordercy. Nie patrzyły jednak na mnie z nienawiścią. W jego oczach dostrzegłam... smutek.
Nie zobaczyłam nic więcej bo pod wpływem jego spojrzenia...no cóż... zemdlałam.
Tak wiem... to głupie...bardzo głupie, ale kiedy mdlałam, zamiast martwić się o swoje życie pomyślałam tylko:
BOŻE, JAKIE ON MIAŁ PIĘKNE OCZY!
I tyle pamiętam... tu film się urywa. Zemdlałam... a może zasnęłam... no dobra, mniejsza o to. Ważne jest gdzie się obudziłam... jednak po chwili namysłu ważniejsze jest to, że w ogóle się obudziłam...
~Jednak mnie nie zabił-pomyślałamPowoli otworzyłam oczy. Leżałam na ogromnym łóżku, w pokoju, który na sto procent nie należał do mnie i do Lucy. Rozejrzałam się. Nie tylko łóżko było w tym pokoju nienaturalnie wielkie, cały pokój sprawiał wrażenie jakby był przeznaczony dla przynajmniej 20 osobowej rodziny, a łóżko było jedno...
Nagle go dostrzegłam. Stał w "nogach" łoża. Miał potargane, czarne włosy, granatową marynarkę (czyli to co wcześniej utożsamiłam z garniturem...), a na marynarce naszyta była uśmiechnięta buźka. Był w jeansach. A, no i zapomniałam o jednej rzeczy... był
piękny...-Jestem Bloody, Bloody Painter-powiedział i uśmiechnął się do mnie ciepło
-Annabeth. -przedstawiłam się
-Od dzisiaj jesteś jedną z nas-powiedział- no prawie, ciągle jesteś człowiekiem, ale niedługo to się zmieni... -uśmiechnął się diabolicznie-witamy w willi creepypast.
~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejo, to znowu ja. Przepraszam za długą nieobecność, mam nadzieję, że się podoba.
Annabeth
CZYTASZ
Bloody Love
HumorAnnabeth ma 17 lat. Mieszka sama w małym mieszkaniu na Upper East Side w Nowym Jorku. Jej rodzice zginęli w jej 13 urodziny (przypadek? Nie sądzę). Kiedy... No, to resztę dowiecie się z książki. Miłego czytania!