3.

3.7K 398 84
                                    

- Panie Stark, agentka Romanoff prosi o zezwolenie na wejście.  

Dopiero głos Jarvisa uświadomił mi, że tańczę już od dobrych pięciu godzin. Koszulkę miałem całą przepoconą i lepiącą, a przez ostatni tydzień udało mi się schudnąć chyba z dziesięć kilo. No dobra, może trzy, ale i tak czułem się genialnie.

Tydzień z Kapitanem Ameryką na wyłączność. Mały chłopiec wewnątrz mnie szalał ze szczęścia, choć na dobrą sprawę nie było ku temu żadnego powodu. Przez cały czas Rogers był wobec mnie bardzo... politycznie poprawny. Nasze rozmowy ograniczały się do absolutnego minimum, a fizyczny kontakt do trzymania ramy.

Dlatego poniekąd cieszyłem się, że ktoś miał przerwać tę dławiącą stagnację.

- Zezwalam – sapnąłem, ledwie łapiąc oddech.

Kątem oka zerknąłem na Steve'a. Skurczybyk, nawet się nie zadyszał. Jak on śmiał być tak koszmarnie doskonały? Jego pot pachniał nieziemsko kusząco, przebijając delikatnie zapachem przez słodkawe perfumy. Ciekawe, że w ogóle używał perfum. Pewnie prezent od Natashy.

Dlaczego tak mnie to zirytowało?

Romanoff wpadła do sali niczym rudowłosa burza. Rozejrzała się dookoła i zmierzyła mnie pogardliwym wzrokiem. Wciąż za sobą nie przepadaliśmy, stare rany już nie krwawiły, ale pobolewały, zwiastując zmianę pogody. Nie miałem pojęcia, co takiego znów zrobiłem źle, ale założę się, że znalazłoby się sporo takich rzeczy.

- Pepper się o ciebie upomina – rzuciła opryskliwie w moją stronę, po czym z promiennym i bardzo znaczącym uśmiechem skierowała całą swoją uwagę na Steve'a. – No, no, no! Słyszałam o tobie i Agentce 13! Czemu się nie pochwaliłeś?

Cudownie. Ja robiłem wszystko, aby ukryć się przed moją byłą dziewczyną i oddawałem się bez reszty tym cholernym lekcjom tańca, a w tym samym czasie życie miłosne Steve'a kwitło sobie w najlepsze. Żeby miał chociaż przez to jakieś wyrzuty sumienia! Ale nie, on zarumienił się tylko i uśmiechnął tak idiotycznie radośnie, że aż zebrało mi się na wymioty. Może to i bardzo samolubne z mojej strony, ale bolało mnie szczęście innych ludzi.

Między innymi właśnie dlatego byłem dupkiem.

- To nic poważnego – zaśmiał się, mocno zakłopotany. – Po prostu lubię czasem skoczyć z nią do kina albo na kawę.

- Przykro mi, ale z tego co słyszałam, jej plany wobec ciebie są bardzo poważne – wyznała Nat, zupełnie jakby chodziło o jakiś jej prywatny sukces. Nie wyglądała też wcale, jakby było jej przykro i musiałem się bardzo starać, żeby jej tego nie wytknąć.

Ku mojemu zaskoczeniu na te słowa Steve mocno się zasępił. Przez jego twarz przemknął wyraz zniesmaczenia i dziwnego uporu. Ani ja, ani Natasha zupełnie się tego nie spodziewaliśmy. Po raz kolejny moja wiedza o ikonie amerykańskiego patriotyzmu musiała zostać mocno przeredagowana.

- Nie chcę się wiązać z kimś z TARCZY - wyznał szczerze, co zdziwiło mnie jeszcze bardziej. Aż tak bardzo zaleźli mu za skórę? Dobra, rozumiem, znaczna część z nich była w rzeczywistości agentami Hydry, ale przecież nie dotyczyło to 13. Czyżby stało się coś o czym nie wiedziałem?

- Steve, nie sądzisz, że to przesada? – Romanoff wydawała się mocno dotknięta. – Tamten kryzys...

- Nie chodzi o żaden kryzys. Po prostu nie lubię być pionkiem w czyichś gierkach.

- Niech cię szlag, Fury – zakląłem pod nosem, gdy dotarło do mnie znaczenie jego słów. Już wcześniej podejrzewałem, że w rzeczywistości były dyrektor TARCZY wcale nie pożegnał się ze światem, ale po prostu wtopił się w cień (co z jego skórą wcale nie było pewnie takie trudne) i z ukrycia pociągał za sznurki.

KorepetycjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz