Rozdział 2

32 1 0
                                    

-Wyglądasz wspaniale! – Na te słowa na twarzy Teyrani pojawił się olśniewający uśmiech. Dziewczyna jeszcze raz zaprezentowała bratu suknię, obracając się wokół własnej osi, co wywołało nieziemską kaskadę falbanek u jej stóp. – Będziesz najpiękniejszą panną młodą w całym Blindhaven! Co ja mówię, w całym królestwie Kizaru!

-Czego nie można powiedzieć o tobie, braciszku – zaśmiała się księżniczka, a potem oboje wybuchli niepohamowanym śmiechem. Mimo, że Sal był młodszy od siostry o prawie dziewięć lat, świetnie się razem dogadywali.

Jeszcze raz spojrzał na pannę młodą. Jej kruczoczarne włosy spływały falą po jej plecach. Miedziane oczy były pełne radości. Tylko członkowie rodziny królewskiej mieli taki kolor oczu i od zawsze byli po tym rozpoznawani. Dlatego, gdy ostatnio próbował opuścić miasto, ojciec go odnalazł. Ktoś z gości zauważył Sala i rozniosło się, że to właśnie tam zatrzymał się książę.

Tak właściwie, dlaczego ojciec nie może go zostawić w spokoju? Przecież Sal najprawdopodobniej nie będzie musiał zasiadać na tronie- następcą tronu jest Teyrani, a po niej pewnie jej potomek. Więc po co chłopak ma się męczyć na zamku, skoro mógłby wyruszyć w świat.

I wtedy przed oczami Sala pojawiło się pełne nienawiści spojrzenie ojca. Król Feyrith go po prostu nienawidził. Od urodzenia. Chłopak dorastał pod pogardliwym wzrokiem ojca. Na początku starał się go zadowolić. Przykładał się do treningów szermierki, uczył się etykiety oraz sztuki dyplomacji, starał się pisać najlepiej jak umie, ale wszystko na nic. Nigdy nie zyskał aprobaty ojca, zawsze coś było nie tak.

A to wszystko, dlatego że jego matka miała ciężki poród i zmarła. Sal rozumiał, że król musiał bardzo kochać swoją żonę, ale obwiniać za to małe dziecko? W całym swoim siedemnastoletnim życiu nie słyszał większej bzdury. Kiedy był trochę starszy próbował porozmawiać z ojcem, ale zawsze kończyło się to gwałtowną kłótnią.

Teyrani jakby odgadła myśli brata, bo zaraz próbowała go od nich odciągnąć. Sal, jednak odpowiadał półsłówkami, chyba tylko z grzeczności, więc kobieta dała za wygraną.

-Naprawdę nie zostaniesz na weselu? – spytała w końcu.

-Wiesz, że bardzo cię kocham i chciałbym tam być, ale to może być moja jedyna szansa na skuteczną ucieczkę – odpowiedział Sal uśmiechając się smutno.

-Wiem, ale musiałam spróbować cię zatrzymać.

-Nie mogę wytrzymać dłużej z tym człowiekiem.

-Kiedyś był inny. Miałam zaledwie dziewięć lat, kiedy matka umarła, ale pamiętam jaki był wcześniej radosny i szczęśliwy. Myślę, że i tak ciebie kocha. Na swój dziwny sposób

-Szkoda, że tego nie okazuje – mruknął Sal. Teyrani już miała coś odpowiedzieć, gdy rozległo się pukanie do drzwi.

-Pewnie służące przyszły przygotować cię do ceremonii. Więc na mnie też już czas. Żegnaj Teyrani. Pamiętaj, żeby pisać, wiesz, gdzie zostawić listy. Aha, i pozdrów Balana ode mnie.

Po tych słowach zeskoczył z parapetu, na którym siedział i wylądował w ogrodzie. W miedzianych oczach Teyrani pojawiły się łzy. Bała się, że już nigdy nie zobaczy swojego kochanego braciszka.

Z rozmyślań wyrwało ją ponowne pukanie do drzwi. „Jestem następczynią tronu" – pomyślała. – „Muszę być silna" Szybko otarła łzy i z uśmiechem otworzyła służącym drzwi, próbując skupić się na, mającym nadejść, najpiękniejszym momencie w jej życiu.

***

Witajcie,

Mam nadzieję, że dowiedzieliście się czegoś o Salu

i Wam się spodobało.

Wybaczcie, że trwało to tak długo,

brakowało mi weny.

Myślę, że następne rozdziały będą pojawiać się szybciej.

PS. Tak naprawdę nic nie wiecie o Salu.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 12, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Porzucone dziedzictwo [wstrzymane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz