2. violet

59 7 2
                                    

Kolejną lekcją, która zbliżała się nieuchronnie była znienawidzona przeze mnie matematyka. Zamiast spędzenia czasu na korytarzu, razem z Carlą postanowiłyśmy od razu wejść do klasy i zająć swoje miejsca.

- Jak tam twoje korepetycje z matmy? - zagadnęła zielonowłosa. - Źle czy bardzo źle?

Wyjęłam na ławkę podręcznik wraz z zeszytem oraz piórnikiem, po czym spojrzałam na przyjaciółkę.

- Pozostanę tylko przy źle - oznajmiłam z nieobecnym wzrokiem skierowanym gdzieś ponad tablicą. - Wbrew pozorom, nauczyłam się czegoś od Hemmingsa.

- Wcale nie zdziwiłabym się, gdybyście studiowali Kamasutrę zamiast królowej nauk - zakpiła dziewczyna bawiąc się ołówkiem między swoimi długimi palcami.

Skrzywiłam się na samą myśl o tym.

- Dzięki, Carl, w tym momencie śniadanie podeszło mi do gardła - skwitowałam.

Zielonowłosa nie zdołała udzielić mi jednej ze swoich sarkastycznych odpowiedzi, ponieważ zadzwonił dzwonek, a gromada uczniów wchodziła kolejno do sali. Wyprostowałam swoją pozycję na krześle i otworzyłam zeszyt na ostatnim temacie. Prawdopodobnie byłam gotowa, by zgłosić się do odpowiedzi i poprawić stan swoich ocen, ale z drugiej strony zwyczajnie nie opłacało mi się ryzykować, gdyż nie czułam się stuprocentowo pewnie w przerabianym materiale. Postanowiłam przypomnieć ostatnie przykłady i cierpliwie czekać na moment, w którym belferka wybierze swoją ofiarę.

Złowrogi dyktator pojawił się lada chwila, a była nim pani Bennet, nauczycielka matematyki. Kobieta przywitała się z klasą i usiadła na swoje miejsce zerkając w ekran laptopa.

Nagle poczułam dźgnięcie w bok swojego brzucha. Odwróciłam głowę w stronę odczuwalnego bólu, po czym ujrzałam Luke'a siedzącego w ławce obok mnie. Zmrużyłam powieki w geście zdziwienia, ponieważ nie było to miejsce, na którym zwykł siadać.

- Powinnaś się zgłosić - podsunął wyszczerzając idealnie proste, białe zęby w cwaniackim uśmiechu.

- Pozwól, że sama o tym zadecyduję - ucięłam stanowczo i spojrzałam na nauczycielkę, której wzrok był utkwiony prosto we mnie. 

Przeszedł mnie dziwny, zimny dreszcz.

- Tak, dobrze myślisz, Johnson - rzekła z enigmatycznym wyrazem twarzy. - Do tablicy.

Byłam osobą dosyć odważną, dlatego szybko i pewnie podeszłam w wyznaczone miejsce, gdzie moja odwaga postanowiła mnie opuścić. Powtarzałam sobie w myślach, że dam radę; w końcu siedziałam wczoraj kilka godzin nad bzdurami, jakimi były przekształcenia funkcji. Wzięłam marker do dłoni i cierpliwie czekałam na polecenie, jakie wyda mi kobieta. 

- Masz tutaj końcowy wzór funkcji - podsunęła mi kartkę, na której widniał matematyczny zapis. - Napisz po kolei wszystkie przekształcenia, narysuj jej wykres i wypisz własności, czyli dziedzinę, zbiór wartości, miejsca zerowe i monotoniczność. Siedem minut, czas start - oznajmiła bez ostrzeżenia spoglądając na zegarek. - Tymczasem reszta grupy zajmie się zadaniem osiem pięćdziesiąt dwa ze strony...

Przyjrzałam się otrzymanej kartce z wzorem jaki powinnam otrzymać i z uśmiechem na ustach stwierdziłam, że powinnam dać sobie z tym radę. Pisałam na tablicy wszystkie przekształcenia, aż uzyskałam wynik końcowy. Odeszłam krok od tablicy i przeskanowałam swój zapis w celu wyłapaniu błędów. Niezbyt pewnie, lecz szybkim ruchem odwróciłam głowę do tyłu i odetchnęłam z ulgą, kiedy Hemmings pokazał mi uniesiony kciuk w górę. Przypominając sobie o biegnącym nieubłaganie czasie zaczęłam rysować wykres używając do tego kilku kolorów, aby wszystko można było dokładnie odczytać. Robiłam tak wczoraj z Lukiem i zdawało się działać. Na koniec sprawnie wypisałam własności, które narzuciła mi nauczycielka i po ówczesnym sprawdzeniu ich poprawności oznajmiłam, że skończyłam.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 02, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

the disliked one → luke hemmings Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz