***ONA***
W końcu doleciała do Mediolanu. Do tego miejsca, któe miało pomóc jej dotrzeć do upragnionego celu. Do Nowego Jorku - do centrum świata, miasta, gdzie spełniają się marzenia, ludzie odnajdują wolność i szczęście.
Dziewczyna (po wcześniejszym odświeżeniu się) oddała bagaż do przechowalni i mając kilka godzin do następnego samolotu postanowiła pozwiedzać okoliczne miejsca. Robiła zdjęcia z różnymi posągami, ogrodami, szyldami po włosku. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziała. Może tylko na zdjęciach w albumach, które musiała skrzętnie ukrywać przed wścibską matką, która powtarzała jej, że jest zerem i nic nie osiągnie w życiu, więc nie ma po co marzyć.
A jednak...
Mijała zakochanych trzymających się za ręce, dzieci goniące bańki mydlane czy stoiska z pamiątkami. Chciała kupić coś sobie jako wspomnienie tych krótkich chwil, lecz ograniczały ją finanse i niepewny start w Nowym Jorku. Cudem udało jej się dostać wizę. Na szczęście w Nowym Jorku mieszkała jej ciotka (siostra ojca), z którą dziewczyna utrzymywała bliski kontakt nawet po odejściu ojca. Kobieta ułatwiła jej przyjazd do Stanów i pozwoliła u siebie zamieszkać dopóki dziewczyna nie znajdzie czegoś dla siebie.
Wróciła na lotnisko i szybko odebrała bagaż, zdała bagaż do przelotu, przeszła przez stanowisko odprawy celnej i powędrowała do bramki aby wejść do pojazdu umożliwiającego jej nowy start.
Znalazła swoje miejsce. Przy oknie. AAAAAAAAAA!!! Próbowała włożyć torebkę do szafki nad fotelami, lecz już po chwili przeklinała swój niski wzrost. Nagle poczuła, że ktoś jej pomaga umiejscowić torbę, odwróciła się by podziękować po włosku, lecz usłyszała, że nagły wybawca mówi po angielsku:
-Już po problemie. - powiedział i uśmiechnął się delikatnie, lecz nie tak słodko jak można by się spodziewać po kimś nowo poznanym, lecz tak szelmowsko czy flirciarsko. Tylko kącikiem ust. Amelia była pewna, że ten uśmiech złamał niejedno serce. Na nią jakoś nie podziałał w tym sensie, chciała wyczytać z niego grzeczność, której się na szczęście doszukała. Odpowiedziała, również po angielsku.
-Dziękuję bardzo. Chyba nie urosłam wystarczająco do tych szafek. - również się uśmiechnęła. Nie do niego, lecz go siebie, by dodać sobie otuchy. Czekał ją nowy świat. Usiadła na miejscu tuż pod oknem. Okazało się, że mężczyzna siada obok.
-Jestem William. - przedstwił się mężczyzna i delikatnie ścisnął jej rękę.
***ON***
Kolejny miły uśmiech do kolejnej stewardessy, następna miła reakcja od następnej kobiety. Całe życie toczyło się dla niego tak samo... jak z płatka. Na nic nie musiał czekać, wystarczyło, że się uśmiechnął, a kobiety od razu robiły się pomocne. W każdej dziedzinie życia. Nawet tej seksualnej.
Wszedł do samolotu, rzucił okiem i w miejscu gdzie miał usiąść, kręciła się ładna brunetka próbująca spakować torebkę do luku nad siedzeniami. Jej flanelowa koszula w kratę się uniosła ukazując dość duży siniak na prawym biodrze. Kształt pięści... Zawód policjanta z wydziału kryminalnego sprawiał, że każdą sytuację musiał przeanalizować pod tym kątem. Takie życie. Nawet na wakacjach nie mam spokoju od pracy.
Podszedł i zaoferował pomoc. Po dokładniejszym przyjrzeniu się zauważył, że miała naturalną twarz, bez makijażu z wyjątkiem pomalowanych rzęs, co było rzadkie u kobiet z którymi miał do czynienia w życiu. Większość jego ,,koleżanek" nigdy w życiu nie pokazałaby się komuś bez make-up'u. ,,Koleżanki", z którymi się zadawał były w większości na jedną noc. William nie uznawał poważnych związków, a każdą wzmiankę matki na temat ożenku zbywał milczeniem lub hasłem ,,nie poznałem jeszcze tej jedynej", co miało trochę uspokoić jego rodzicielkę.
Przedstawił się i uścisnął dłoń tej ładnej brunetki licząc na niezobowiązujący flirt.
***********************
I jak? Podoba się?
Przepraszam, że późno (po 2 miesiącach), ale egzaminy na studiach i tak dalej.
Mam nadzieję, że dobrze się czyta. Wszystkie swoje uwagi piszcie w komentarzach (te dobre i te złe).
Enjoy.
CZYTASZ
Just in case
Mystère / Thriller27-letnia Amelia porzuca rodzinny dom, zostawia despotyczną matkę i przeprowadza się do Nowego Jorku. Szatynka, wykształcona (płynnie mówi w siedmiu językach - tak właściwie to w sześciu, bo kto teraz mówi po łacinie?). Tam znajduje pracę, która da...