Prolog

11 2 0
                                    

 Mieszkanie cioci było w Sydney. Wiecie jak to jest żyć w bardzo ruchliwym i żywym mieście. Pełno klubów, restauracji, hoteli dla miejscowych i dla turystów. Ja Emily Rosalia Brave przychodziłam do ciotki co parę dni. Bywało, że czasem po szkole. Tam się czułam bezpieczniej i byłam przede wszystkim kochaną Emily. Nie to co się działo w moim domu. Pełno zmartwień, bólu i brak akceptacji. Mój dom - tak na prawdę obce dla mnie miejsce, znajdowało się mniej więcej 2 km od cioci Sally.
Miałam dopiero 14 lat kiedy uciekłam z domu bez zgody. Wyszłam, zamknęłam za sobą drzwi i tak się zaczęło. Zero kontaktu z moją rodzicielką. Ona i tak się mną nie interesowała. Bynajmniej ja tak odczuwałam. Szłam drogami i polami, aby uciec z myślami, że ona mnie nie kochała. Ale cóż mogłam zrobić. To była noc. Stałam przed strumykiem i rzucałam kamieniami w wodę. Wyżywałam się nad tą wodą z całych sił. Kamyszki od razu opadały na dno. Tak samo działo się ze mną. Miałam trzy twarze. Jedną dla znajomych. Drugą dla najbliższych. A trzecią, jedyną w swoim rodzaju dla siebie. Kiedyś byłam uśmiechniętą, wesołą nastolatką. Ale wtedy kiedy wracałam do mojego przeklętego domu opadałam z sił i zmieniałam się w potwora. Nie byłam tą sama osobą. Te Kamyszki tak samo nie były sobą. Na ziemi z pozoru wyglądały na małe, nic nie warte. Ale jak wrzuciłeś je do wody zmieniały się w duże, ciężkie kamienie. Bolało to, że nie miałam prawdziwej rodziny. Miałam tylko matkę Sophie i starszego o 3 lata brata Daniela. Który wyjechał do Europy zamieszkać tam na stałe. Brat, którego miałam, zostawił mnie samą. Ale wybaczyłam mu. Po co było się wykłócać i krzyczeć na niego, aby został ze mną. Nie załatwiło by to kompletnie nic.

Nocowałam u cioci już drugą noc pod rząd. Ciocia przygotowywała mi herbatę. Było późno, dzieciaki Sally już dawno spały. Czekając w salonie na nią rozmyślałam tok rozmowy, która na pewno zaraz się zacznie. Usłyszałam dźwięk łyżeczki, która pod wpływem mieszania w kubku wydawała swój charakterystyczny dźwięk. Potem usłyszałam stukot obcasów, które ona zakładała na co dzień. Wysokie szpilki idealnie kształtowały jej chude nogi i lekkie umięśnione łydki. Na ogół jej sylwetka była bardzo kobieca. Siedziałam spokojnie odbierając parujący od cioci kubek. Upiłam łyk i spojrzałam na nią. Uznałam wtedy, abym wyszła z mieszkania Sally. 

- Ciociu ja dzisiaj już pójdę do domu.

- Nigdzie mi nie pójdziesz sama o ciemku. A w dodatku jest już po dziesiątej.

- Ale ja.. - Przerwała mi, przekręcając przecząco głową. - Nie, Emily.

Nastała cisza. Widziałam, jak przyglądała mi się kiedy kończyłam Wypiłam do końca herbatę. Odstawiłam na ławę pusty kubek. Chciałam już wyjść. Czułam, że się wpychałam na siłę do mieszkania. A tym bardziej, że miała swoją trójkę do wychowania. Ciotka wiedziała, jaki miałam problem w życiu. Brak ojca i jego rodziny. A rodzina ze strony matki nie chciała nas widzieć, więc przeprowadzili się gdzieś na drugą stronę Australii. I brat, który był gdzieś w Europie. Każdy dom i każda rodzina są inne - moje różniły się od pozostałych na sposób, w którym nie nauczyłam się kochać i cenić. Jak mogłabym nie lubić rodziny, która kochała mnie tak bardzo i tak bardzo dbała o moje bezpieczeństwo? Jak mogłabym nie lubić domu, w którym mieszkało rodzeństwo uwielbiające spędzać ze sobą czas? Jak mogłabym nie lubić rodziny, którą wciąż miałabym przy sobie?

- Dobrze. Ale to ostatni raz, kiedy wychodzisz o tej porze. Zrozumiano? - Przytaknęłam głową, na znak zrozumienia.

Wzięłam swoją torbę i ruszyłam w stronę wyjścia. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam duże brązowe drzwi. Pomachałam jeszcze wtedy do niej i zamknęłam za sobą. Ruszyłam przed siebie, wychodząc z uliczki cioci Sally i skręciłam na główną drogę przy bardzo ruchliwej drodze. Szłam nie zwracając uwagi na przechodzących, zresztą i tak byli zajęci swoimi telefonami. Hałas dobiegający od silników pojazdów czy od klaksonów rozwścieczonych kierowców stawał się bardziej cichy. Dlaczego? Patrzyłam na jedno miejsce, przed swoimi butami. Obserwowałam swoje kroki. Myślałam co by się stało, gdyby można było cofnąć czas. Albo obudzić się z Amnesią. Wyłączyłam się znowu. Przerwał mnie z myślenia koleś. Wpadł na mnie, albo ja na niego. Powoli spojrzałam w jego stronę. Rozglądałam się po jego twarzy, jakbym znalazła jakąś wskazówkę, ale nie wiedziałam do czego.

- Sory - Odpowiedział, a ja skinęłam tylko głową.

Młody chłopak, który wyglądał na osiemnaście lat.  Miał kaptur na głowie, a grzywka wychodziła mu z nakrycia, więc nie trudno było zobaczyć jego kolor włosów. Było ciemno, abym zobaczyła jego oczy. Wyglądałby na typowego dresiarza, gdyby nie obcisłe rurki. Nie mówiłam wtedy o pedale. Ale chociaż spodnie kształciły jego chude nogi.
Ruszyłam dalej w stronę lasu. Ciemno było jak w dupie. Przypomniałam sobie jednak, że w torbie znajdę słuchawki i mp4. Zawsze wracając autobusem do domu słuchałam piosenek. Chwyciłam lewą ręką za pasek torby Adidas i zsunęłam otwór. Chwyciłam za kabelek od słuchawek i podłączyłam je do odtwarzacza. Zaczęła się melodia i ruszyłam dalej. Szłam i nuciłam sobie piosenkę. Weszłam w początek miejsca natury, gdzie gdzieniegdzie były drzewa, a bardziej krzewy. Wyjątkowo był bardzo suchy mech, więc za każdy postawiony krok dawał szelest. Doszłam do środka lasu i bardzo się ściemniło w porównaniu do miasta. Skończył się pierwszy utwór i nastała cisza czekając na kolejny kawałek. Zwolniłam, bo nawet bałam się swoich kroków, kiedy wokół mnie trwała grobowa cisza. Przepraszam, źle się wyraziłam. Słychać było głośny szum drzew, po przez wiatr. Nawet gałęź, która spadła, uderzała się o liście i opadła na ściółkę przede mną. Wnet się wystraszyłam i przebiegłam parę metrów dalej. Zmęczona zatrzymałam się i oparłam ręce o uda. Wzięłam parę głębokich wdechów i po chwili wstrzymałam oddech. Słyszałam za sobą pojedynczy krok. Jakbym nie była sama. No tak. Byłam w lesie. Natychmiast zdjęłam nerwowo słuchawki, na których jeszcze nie grała muzyka, bo skończyła się poprzednia. Szybko schowałam je do torby i czym prędzej rozejrzałam się. Nikogo nie było. Stałam wryta bardzo długo wsłuchując się czy przypadkiem ktoś nie wyskoczy zza krzew. Drapało coś niedaleko w korę drzewa. Dałam krok bliżej do miejsca od którego było słychać hałas. Wyszła wiewiórka. Myślałam, że zaraz palne sobie w łeb. Ale ulżyło mi, że nie spotkałam faceta z siekierą. Tak, oglądałam  horrory. Ale to nic. Poprawiłam torbę, która zsunęła mi się z ramienia. Przeszłam parę krzaków i spojrzałam z innej perspektywy na te drzewo. Wydawało się z przodu, zapuszczone przez liście, zamieszane. Takie same jak reszta sadzonek. A kiedy się przeszło z innej strony sosny zupełnie się odmieniała. Była wyróżniona, bo miała inaczej wyrośnięte gałęzie, większe, ale zżółknięte liście. Pozory mylą. Człowiek z pozoru miał uśmiech na twarzy, co oznaczało, że był wesoły, szczęśliwy czy radosny z życia. Ale po patrząc z boku, był nieszczęśliwy, milczył i trzymał w środku swoje bóle. Te drzewo, z pozoru też mogło być wesołe, bo młode i czuło, że było potrzebne. Ale stare, wysuszone z pewnością nie było zadowolone z bycia niepotrzebnym, bezsensownym drzewem. Szłam i byłam ciekawa. Ciekawa życia, ale jeszcze nie zdawałam sobie sprawy jak życie może kopnąć w tyłek. Jako młode dziecko uwielbiałam patrzeć i obserwować gwiazdy na niebie, to było coś niesamowitego. Te niektóre gwiazdy, co chowały się za koronami drzew. Też miały swoje tajemnicę. Dlaczego opisywałam z dokładnością i dodawałam swoje zdanie na wszystko co działo się wokół mnie? Nie umiałam odpowiedzieć, dlaczego. Miałam tak od siebie. Chęć do opowiedzenia dlaczego mnie to ciekawiło. Ale najgorsze jakie mogło być, to to, jak ktoś mi kazał zamilczeć albo nie wysłuchał tego, czego chciałam powiedzieć, aby usłyszeli. Bolało to bardzo.
Przeważnie chodziłam na skróty małą dróżką przez las, ale wtedy zdecydowałam że pójdę pełną drogą. Już bardziej spokojniejsza Szłam na przód. Doszłam do końca lasu, jak na początku również gdzieniegdzie rosły jakieś krzaki. Ułyszałam męskie głosy. Kucnęłam dla ochrony za krzakiem. Wiem, że rozmawiali o nastolatkach, bo jedyne co usłyszałam później to krzyk i odgłos ładowania pistoletu. Jeden koleś w granatowej kurtce wyciągał z bagażnika

4/12/2015

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 11, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Uciekaj L.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz