Krew lała się dzikim strumieniem który był nieprzewidywalny jak sama matka natura,
Ból rozchodził się po ciele niczym najgroźniejsza choroba,
A jego usta nie były w stanie wypowiedzieć ani słowa bo były pogrążone w trupiej melodii zwanej krzykiem.
On cierpiał.
Umierał.
Tracił duszę. A jego krew już nie była strumieniem.
Jego krew była lodowatym oceanem.
Jedyny widok przesłaniający mu oczy to jej uśmiech. Najbardziej przerażający uśmiech.
Uśmiech Katherine, kobiety przez którą cierpiał.
Nagle wszystko przestało istniec.
Nie było nic.
I tak właśnie umarł Damon Salvatore