Po skończonych zajęciach w szkole pojechałam jak najszybciej do domu. Bardzo ciekawiło mnie to skąd mój brat zna Dana. W końcu musiało być jakieś logiczne wytłumaczenie. Will był o nieco starszy od niego. Mam prawo to wiedzieć.
-Cześć-krzyknęłam. Braciszek siedział na kanapie w salonie. -Cześć-powtórzyłam- Coś się stało?-Wydawał się lekko przybity, wypatrywał się w ekran telewizora. Gdy usiadłam koło niego, dopiero zauważył moją obecność.
-O hej- Spojrzał krótko na mnie, po czym kontynuował oglądanie. Był taki... zamyślony. Wiedziałam, że coś było na rzeczy. A może to przez tę kopertę, sama już nie wiem.
-Mówi ci coś nazwisko Dan Gow? Skąd się znacie?-zapytałam, szturchając jego ramię, na co podskoczył.
-No... znamy się z twojej szkoły.- odpowiedział po namyśle- Dobrze wiesz, że cię często podwoziłem. Spotkałem się z nim na parkingu i się poznaliśmy. To tyle.- Jego wypowiedź wydawała się nieco wyssana z palca. Nie mógł go tam spotkać, bo przecież Dan zawsze parkował przy chodniku, trochę dalej niż parking, który był za szkołą. Zapytam się Tego chłoptasia jutro w kinie. Zobaczymy co powie.
-Powiedzmy, że ci uwierzyłam- zaczął się wiercić, pewnie chciał mi znowu próbować wpoić jego bajeczkę. Dlatego szybko udałam się do siebie. Przebrałam się w piżamę i udałam się do pokoju. Usiadłam na łóżku, umieszczonym koło okna. Naprzeciw mnie, przy ścianie stała biała szafa, a na niej moje pudło ze wszystkimi drobnymi rzeczami. Dawno tam nie zaglądałam, wiec postanowiłam zerknąć co tam mam.Stanęłam na dosyć stabilne krzesło i zdjęłam czarne pudło. Nie było ono lekkie. Na moje nieszczęście cały dobytek wyśliznął się z rąk i upadł na kremowy dywan. Przestraszona niemałym trzaskiem zeskoczyłam, aby pozbierać rzeczy. Podniosłam gazetę, aby wrzucić ja z powrotem do kartonu. Moim oczom ukazał się plik zdjęć a na nim ja i ... Rue. Myślałam, że dawno to wyrzuciłam. Powinnam dawno to zrobić. Bez mrugania wpatrywałam się na śliczną dziewczynę. Nagle poczułam, że po policzkach spływały łzy. Może raczej płynęły niczym rzeka. Serce zaczęło mnie kłuć przez napięcie. Nie mogłam wyzbyć się wspomnienia. Ktoś zamordował moją biedną Rue i wiem, że ciągle jest bezkarnie na wolności. Gdybym tylko wiedziała kto, to już dawno by siedział w kiciu.
Kochałam dziewczynę jakby była moją siostrą. Moja najlepsza przyjaciółka. Ona mnie tak bardzo wspierała, starała się mi pomoc jak tylko potrafiła. To dzięki niej zaczęłam śpiewać. Wszystkie wspomnienia były związane z nią. Byłyśmy takie szczęśliwe. To takie niesprawiedliwe, czemu ktoś mi ją odebrał. Mam chęć zemścić się na tym kimś i wierzę, że to kiedyś uczynię.
Miałam chęć odreagować. Naszła mnie ochota, aby w coś uderzyć. Nie umiałam jeszcze zbytnio panować nad moją złością. Postanowiłam jednak pośpiewać. Ostatnio nawet napisałam krótki tekst piosenki. Łatwo jest się domyślić, że był on dla przyjaciółki, która zapewne byłaby teraz ze mnie dumna. Wspominam w piosence o kwiecie róży. Dziewczyna kochała je, a zwłaszcza te białe. Celowo zrobiłam tapety na ścianie ze wzorkami w te kwiaty by nigdy nie zapomnieć.
"Waited all night for you to come home
I always hated sleeping alone
Watching the roses wither away
Wishing my memories would die out the same
I waited all night, yeah, you never came."
..........................................
Zerwałam się z łóżka z samego rana. Była 6 nad ranem. Zamierzałam się nieco ogarnąć, wiec zabrałam ręcznik i świeżą bieliznę i poszłam się wykąpać. W lustrze zobaczyłam, że moje oczy były wciąż napuchnie od płaczu. Nie chciałam się tak pokazać w szkole. Zrobiłam szybko zimny okład i opuchlizna zeszła. Nie miałam zamiaru się nikomu tłumaczyć z mojego wyglądu, dlatego wolałam być przeciętna, tak by nikt nie miał się czego czepić. Popularsi często zapraszali mnie do swojego grona. Jednak jak to ja wolałam dwójkę moich przyjaciół.