:1:

284 36 10
                                    

Baekhyun

Z cichym stuknięciem zamknąłem szufladę, wyjmując z niej wcześniej cienką teczkę. Wyglądała niepozornie - zwykła, wykonana z szarego papieru. A jednak to dla tej głupiej teczki musiałem przez dwa tygodnie tułać się po klubach, podejrzanych dzielnicach i przebywać w szemranym towarzystwie. Mimo wszystko nie narzekałem, nie miałem prawa narzekać. Taka już była moja praca.

Poraz ostatni rozejrzałem się po niewielkim gabinecie, upewniając się, iż wszystko jest na swoim miejscu. Nie chciałem by ktoś zorientował się, że coś zniknęło. W ten sposób miałem więcej czasu na opuszczenie budynku bez obawy o własne życie.

Spokojnym krokiem opuściłem pomieszczenie, jakbym rzeczywiście miał prawo tam przebywać. Gruby, bordowy dywan, którym był wyłożony parkiet, tylko ułatwiał mi zadanie. Nikt nie słyszał moich kroków.

Szedłem prostym korytarzem, wiedząc, że za dokładnie dwoma zakrętami znajdę pokój, a w nim okno, przez które się tu dostałem.

Kiedy upragnione drzwi pojawiły się w zasięgu mojego wzroku, z bocznego korytarza wyszedł jakiś chłopak. Był niski, chudy i na pierwszy rzut oka nieszkodliwy. Nie mógł mieć więcej niż siedemnaście lat.

Spojrzał na mnie zaskoczony, podobnie jak ja, zatrzymując się w miejscu.

-Kim jesteś? Nikt nic nie mówił o nowym ochorniarzu.- powiedział, mierząc mnie wzrokiem. Gdy nie odpowiedziałem, zaczął cofać się w głąb korytarza.
-Nie.. Ty nie jesteś..

Chłopak nie dokończył zdania, zamiast tego odwrócił się, zapewne biegnąc do tej właściwej ochrony. Nim jednak zdążył pokonać odległość nie większą niż kilka metrów, upadł na ziemię.

Powoli opuściłem ramię z małym pistoletem i założonym na nim tłumikiem. Podszedłem do nieznajomego, by upewnić się, czy aby na pewno nie żyje.

Kula przeszyła jego czaszkę na wylot i leżała teraz gdzieś w puchatym dywanie. Niewielka ilość krwi spłynęła po jego czole, nieznacznie brudząc wykładzinę.
Chłopak martwymi oczyma wpatrywał się w pustkę, a zastygły wyraz przerażenia na jego twarzy, napawał mnie pewnym smutkiem. Przyglądałem mu się przez chwilę, zauważając siniaki wystające zza brzegu koszulki. Musiał być często bity, pewnie trzymany w charakterze zabawki albo dziwki.

Zamknąłem mu oczy, które już więcej nie zobaczą słońca, nieba, ludzkiej okrutności.. Starałem się przekonać siebie, że jego śmierć była konieczna. Gdziekolwiek teraz by nie był, napewno było mu lepiej, niż w tym piekle, które zgotowało mu życie.

Wryłem sobie jego obraz w pamięć, dobrze wiedząc, że będzie kolejną osobą, prześladującą mnie w snach. Znosiłem to jednak. To była moja, o wiele za mała, kara za tak obrzydliwy czyn, jakim jest odebranie komuś życia.

¤¤¤

-Tak słucham?-mruknąłem do telefonu, który przytrzymywałem sobie ramieniem. Akurat smażyłem naleśniki, gdy ktoś musiał zadzwonić. Oczywiście nie przerwałem tak ważnej czynności, jaką jest robienie sobie śniadania. Wierzyłem w swoje umiejętności kulinarne na tyle, by mieć pewność, że mogę jednocześnie i rozmawiać i gotować.

-..alo? Halo? Słyszysz mnie?- doskonale znany mi głos, rozległ się w słuchawce.

-Oczywiście, że słyszę. Gdzie ty znowu polazłeś, hmm? Niech zgadnę..-zrobiłem, krótką pauzę, udając, że się zastanawiam. - Napewno nie podziemię, bo tam w ogóle nie ma zasięgu. Starbucks też odpada, ty nolife'je. Zostaje nam więc.. Laboratorium.

Crooked || ChanbaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz