Pierwszy

4.2K 296 82
                                    

– Iwona? Kto napisał Odę Do Wolności? – zapytał starszy nauczyciel polskiego, machając mi ręką przed oczyma.

– Em, to chyba Henryk Sienkiewicz – skrzywiłam usta, dopiero co, odrywając się od błogiego snu.

Przesunęłam się na środek krzesła, bo dopiero, co bym zleciała. Ugh, znów musiałam zasnąć.

– Że co proszę? – odparł z wyrzutem, łapiąc się za głowę.

– Ach tak, pomyliłam się, Juliusz Słowacki znaczy się – odpowiedziałam, lekko zarumieniona.

Jak mogłam pomylić obu tych pisarzy?

– Już lepiej – powiedział z zniesmaczeniem.

Po chwili zadzwonił dzwonek, po którym nie musieliśmy już dzisiaj słuchać tych bezsensownych bzdetów pana Gietka.

Na szczęście.

Spakowałam zeszyty i wyszłam z sali, z zamiarem wyjścia z budynku.

– Iwona! Poczekaj! – usłyszałam głośne głosy za plecami.

Natychmiast odwróciłam się i ujrzałam moją najlepszą przyjaciółkę- Rozalię.

Blondynka była wysoka i okropnie chuda. W przeciwieństwie do mnie, ona mogła zjeść tyle, ile wlezie, a nie tak ja, zjem gałkę lodów, a przytyje pięć kilo.

– Hej kochana, gdzie się tak spieszysz? – spytałam, przytulając ją.

– No hej, a jak myślisz? Szykuj się na miasto! – powiedziała z widocznym entuzjazmem dziewczyna, ciągnąc mnie za rękę w stronę wyjścia.

– Czekaj, ja dzisiaj nie mogę, bo... – nie dokończyłam, z tego względu iż Rozalia mi przerwała.

– Nie ma żadnego ale! Jest piątek, weekend! Trzeba się cieszyć, wyjść gdzieś! – zawołała donośnie.

– Wyjście gdzieś, zaliczasz do tego, że będziemy siedzieć na ławce i czekać, aż kelnerka przyniesie nam pizzę? – zapytałam, śmiejąc się.

– Nie tylko to - zaprzeczyła – będziemy mogły jeszcze iść na kebaba – w tym momencie zaczęła śmiać się razem ze mną.

– No okej, ale to już będzie ostatni raz – powiedziałam, po czym pozwoliłam jej pociągnąć moją rękę w stronę najbliższej pizzeri.

Tak to miał być ostatni raz.

I co? Chodziłyśmy tak szczerze mówiąc, codziennie.

Niczym się nie przejmowałam, ba, ja nawet nie pomyślałam, aby temu zaprzestać!

I tak właśnie wciągnęłam się w te największe, że tak się wyrażę, gówno.

Zamiast powiedzieć "Nie" ja nadal jadłam, i jadłam, aż do tego momentu, kiedy moja własna matka powiedziała, że przytyłam, i to bardzo.

Pamiętam, jak kazała mi ustać na wagę, oczywiście nie zgodziłam się na to, ale ona nie dawała za wygraną.

Po ustaniu na mój "wykaz śmierci" czerwona linia ustała na największej liczbie, to znaczy na 120 kilogramach.

Właściwie, to chyba dopiero w tamtym momencie dotarło do mnie, jak bardzo niszczyłam swoje życie od środka, jak i od zewnątrz. Próbowałam nie zwracać uwagi na ludzi, którzy patrzyli się na mnie, jakby chcieli powiedzieć "Schudnij".

Ale to nie było takie łatwe, jak się wielu osobom wydaje. Zadłużyć w tym można by łatwo, ale wyjść z tego jest już trudniejsze.

Ile razy widziałam biegające dziewczyny, z idealnymi sylwetkami i wtedy myślałam, że ja też chcę taka być. Nie będę mówić, że nie podjęłam jakichkolwiek działań ku zmianie figury, bo kilka razy próbowałam przejść na dietę i biegać. Ale oczywiście po jednym dniu zauważyłam czekoladę, która wołała "Zjedz mnie!" i niestety moje starania poszły na marne.

Studenci jakoś specjalnie nie zwracali uwagi, na moją otyłą sylwetkę. Może ze względu na to, że w akademiku było wiele dziewczyn, które wyglądały podobnie.

Szczególnie motywowała mnie figura Rozalii, która nadal, pomimo wykazów BMI miała niedowagę, uważała, iż jest za gruba. Dałabym wiele, aby mieć taką figurę, jak moja przyjaciółka. Ale niestety, każdy ma inny metabolizm i inaczej odczuwa pewne zmiany w organizmie.

Może, jak zaczęłabym od tamtego czasu regularnie ćwiczyć i omijać fastfoody szerokim łukiem, nie wyglądałabym tak, jak teraz.

Od dłuższego czasu ważę ponad sto dwadzieścia kilogramów, ale boję się iść do dietetyka i podzielić się swoimi obawami.

Poza tym Rozalia, ciągle namawia mnie do tego, abyśmy codziennie, po skończonych zajęciach, udały się do jakiejś niekoniecznie zdrowej restauracji. Ja nie umiałam odpowiedzieć "nie", dlatego też razem pchałyśmy się w to bagno. No dobra, ja może bardziej się w nie wtopiłam.

Schudnij, Iwona Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz