Drugi

2.5K 217 91
                                    

- Rozalia?

- Tak?

- Myślisz, że powinnam iść do dietetyka? - zapytałam niepewnie.

- Jeżeli czujesz taką potrzebę, to czemu nie. Ale moim zdaniem nie masz po co tam iść - odpowiedziała, krzyżując ręce na piersi.

Właśnie takiej reakcji się od niej spodziewałam. Chociaż wersja "Tak, idź tam, bo jesteś gruba" byłaby nie miła. No ale przyjaźń powinna się opierać na szczerości, prawda?

- Ale przecież wiesz, ile ważę... - w tym momencie mój głos się załamał.

- Jezu, znów zaczynasz? Może lepiej zacząć wykonywać jakiekolwiek działania ku temu, zamiast się tak wszystkim żalić?

Zabolało.

- Sądzisz, że żadnych nie wykonuję? Myślisz, że ja sama, dobrowolnie chodziłam do kafejek i obżerałam się fastoodami? - podniosłam swój ton głosu.

- Nie miałaś nic przeciwko temu - syknęła przez zęby.

- Dobra, koniec tej rozmowy, muszę iść - powiedziałam oschle, bez żadnego słowa pożegnalnego typu "pa", i wyszłam z jej domu.

Od razu po wyjściu na zewnątrz, uderzył mnie powiew chłodnego wiatru. Pomimo tego, że był to już marzec i niedługo miały się zacząć wakacje, było dość zimno.

Okryłam się ciepłym szalem i popędziłam jak wiatr w stronę mieszkania mamy. Chociaż miałam już dwadzieścia pięć lat, nadal mieszkałam z matką. Byłam od niej uzależniona, a z drugiej strony chciałam się wreszcie uwolnić od tego domu. Wraz z rodzicielką mieszkały moje dwie siostry- Iza i Magda. Nie dogadywałyśmy się za bardzo, dlatego wolałam spędzać czas u Rozalii, niż u tych dwóch zarozumiałych bab. Lecz czasami było to niemożliwe, na przykład teraz, kiedy się ostro pokłóciłyśmy.

Podeszłam do metalowych drzwi, które po chwili otworzyłam.

Od razu po wejściu można było poczuć, śmierdzący zapach spalenizny. O, witaj codzienność! Od razu było wiadomo, kto był sprawcą tego całego zdarzenia. Jak tradycyjnie, mama próbowała setny raz ugotować coś na patelni, ale nie wyszło. Zawsze powtarzała, że dzisiaj na obiad, zjemy danie jej specjalności. Oczywiście kończyło się na tym, że zamawiałyśmy pizzę.

- O, już jesteś? To dobrze, bo znów nie udało mi się ugotować dla was jajecznicy - skrzywiła się na mój widok, udając, że miesza coś, na tej prawie, że pustej patelni.

- To nie żadne zaskoczenie, mamo - odpowiedziałam zniesmaczona - to jaką pizzę zamawiamy? - na moją twarz od razu wkradł się szeroki uśmiech.

- Hawajską - odpowiedziała krótko.

Po zamówieniu naszego codziennego dania, czekałyśmy w czwórkę na kanapie, oglądając jakiś beznadziejny film. Iza razem z mamą, jak zawsze skupione wyłącznie na ekran telewizora. Ja z Magdą wygrzebywałyśmy karmelowy popcorn z przezroczystej miski.

Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Otworzę - powiedziałam cicho, po czym ruszyłam do wyjścia.

W pewnym momencie zatrzymałam się na chwilę, i spytałam:

- Pizza?

- Nie, Rozalia.

- A, to pa

- Nie no, pizza, otwórz - dopiero teraz usłyszałam głos mężczyzny, bo wcześniej udawał głos mojej przyjaciółki (w czym jest bardzo dobry) i nie mogłam rozpoznać, do kogo on należy.

Otworzyłam drzwi, a w nich stał Michał z apetycznie wyglądająca pizzą. To co, że była w pudełku- i tak mogłam ją pożerać wzrokiem.

- Ile będę jeszcze musiał przyjeżdżać pod twój adres? - udawał minę smutnego szczeniaczka.

- Nie wiem, może z pięćdziesiąt? - zaśmiałam się pod nosem, po czym wyrwałam mu pizzę z rąk.

Z brunetem poznaliśmy się już w pierwszym roku studiów. Przyjaźniliśmy się we trójkę, razem z Rozalią.Pewnie zastanawiacie się, dlaczego on jest tylko najzwyklejszym dostawcą jedzenia, zamiast jakimś zawodowym nauczycielem? Otóż w drugim roku nauki porzucił wszystko i urwał ze wszystkimi kontakt, ze mną również. Kiedy kilka miesięcy temu, przyjechał pod mój dom, aby przywieźć pizzę, od razu przypomnieliśmy sobie, te wszystkie spędzone wspólnie lata i nasz kontakt w jakimś stopniu się poprawił.

- To chyba zacznę szukać nowej pracy - wybuchnął śmiechem i wyciągnął do mnie rękę, oczekując zapłaty.

Wyjęłam z kieszeni banknot dziesięciozłotowy i podziękowałam Michałowi.

Zamknęłam za sobą drzwi i popędziłam do salonu, stawiając pizzę o ogromnych rozmiarach, wraz z sosami.

Iza wzięła kawałek pizzy, i spytała:

- Iwona, ile ważysz?

Zupełnie oderwała się od wcześniejszego tematu, jakim był paplanie o jej ulubionym serialu.

- Em, czemu pytasz? - spytałam, z uniesiona brwią.

- Ile ważysz? - powtórzyła blondynka.

- Coś koło stu dwudziestu kilo- odpowiedziałam nieśmiało.

- Że co? - po usłyszeniu mojej wypowiedzi, wypluła kawałek pizzy na podłogę.

- Zacząć ci szukać jakiegoś dobrego dietetyka? Hm? - zaproponowała Magda.

Właśnie dlatego nie lubiłam przebywać w ich towarzystwie.

- Nie, poradzę sobie sama - odpowiedziałam poważnie - a teraz przepraszam, ale muszę iść - posłałam im sztuczny uśmiech i wyszłam.

- Ej! A pizza?! - zawołała mama.

- Możecie sobie wziąć - odparłam w miarę głośno, aby mogły usłyszeć moją odpowiedź.

Nie miałam teraz pojęcia, gdzie mam iść. Zbliżała się już dwudziesta, a ulice powoli zaczęły się robić, coraz ciemniejsze.

W tamtym momencie przypomniałam sobie, o karnetach na siłownię, z którymi miałam się udać wspólnie z Rozalią, z miesiąc temu. Nawet i dobrze, że ich nie wykorzystałam- miałam je wyłącznie dla siebie i w każdej chwili mogłam je wymienić na godziny intensywnych ćwiczeń.

Schudnij, Iwona Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz