†1†

801 63 20
                                    

Zerknął na ekran telefonu, by sprawdzić godzinę. 18:30. Powinien już być.

- Taehyung! - dobiegający z oddali męski głos odwrócił jego uwagę od urządzenia.

- Wreszcie jesteś - westchnął, wyłączając swojego iPhone'a. W końcu był w filharmonii, wypadało okazać szacunek, jak w kościele. No, pomińmy fakt, że stali jeszcze na ładnie ośnieżonym chodniku przed budynkiem, a nie w środku.

- Co ty tu tak właściwie robisz? - spytał Namjoon, zatrzymując się pół metra przed szatynem. - Myślałem, że będziesz grał razem z nimi.

Młodszy Kim prychnął, jakby te słowa wielce go uraziły. Nic jednak nie odpowiedział.

- No tak - westchnął blondyn, odwracając wzrok. - Tak w ogóle, to dobrze, że choć na chwilę przestało padać - zmienił temat. - Nie musimy brodzić w śniegu.

Niższy pokiwał głową. Zadarł głowę, wpatrując się w bezgwiezdne niebo. Może gdyby wyjechał jakieś 20 kilometrów za miasto, zobaczyłby te małe ciała niebieskie. W Seulu było jednak tyle światła, że nie było mowy o oglądaniu nocnego nieba jak z hollywoodzkich produkcji filmowych.

- Wiesz, że na koniec koncertu ma być solowy występ debiutującego pianisty? - ponownie przerwał ciszę, która na miano ciszy zasługiwała jedynie pomiędzy nimi, bo szum jadących po autostradzie nieopodal samochodów zdecydowanie do tego określenia się nie nadawał. - Ma 19 lat, ale podobno w wyrażaniu w muzyce uczuć jest lepszy niż sam Chopin.

Taehyung przewrócił oczami. Wyjął ręce z kieszeni płaszcza i zaczął pocierać je o siebie, chcąc chociaż minimalnie się ogrzać.

- W takim razie ja mogę powiedzieć, że za kilka lat będę w pełni sił zajmował się swoimi dziećmi - chuchnął w zlodowaciałe z zimna dłonie. - Coś nie wierzę w te przechwałki - zerknął na duże, dwuskrzydłowe drzwi filharmonii, które obsługa właśnie otwierała. - A teraz przestań bajadurzyć i chodź, bo jeszcze nam zajmą miejsca.

†♪†

Taehyung zamknął oczy, uśmiechając się do siebie. Wymachujący pałeczką dyrygent idealnie wykonywał swoje zadanie, sprawiając, że pozornie zwyczajni, grający na pospolitych instrumentach ludzie, zyskiwali wiele w oczach i uszach zasłuchanej w muzyce widowni.

Kim rozchylił powieki dopiero, gdy zauważył przez nie, że światło zaczyna przygasać. Artyści grali coraz wolniej i spokojniej, przesuwając snop światła na stojący na małej wysepce ogromny, błyszczący, czarny fortepian, aż w końcu rozjaśniony był tylko on.

Przez chwilę sala pogrążona była w niczym niezmąconej ciszy, jakby w oczekiwaniu. Tylko Taehyung wiercił się niespokojnie w swoim fotelu, bo gdyby miał mówić szczerze, to zaczynało mu się nudzić. Nie rozumiał tej fascynacji. Instrumenty klawiszowe nie były dla niego niczym interesującym, zbyt dużo się o nich mówiło bądź słuchało, by mogły być obiektem, na którego wystąpienie nie mógłby się doczekać. Sam w dzieciństwie grywał na fortepianie, miał go nawet w domu, jednak nauczenie go na nim grać było marzeniem nie jego, lecz jego rodziców. W końcu, w wieku jedenastu lat zbuntował się i wystawił rodzicom alternatywę dla tego instrumentu - jego ukochane skrzypce.

Wpatrywał się w dobrze widoczne z jego rzędu białe klawisze, mimowolnie przypominając sobie wszystkie znane mu utwory na instrumenty klawiszowe. Przestał powtarzać w myślach Walca Wiosennego Chopina dopiero, gdy na podwyższenie, na którym stał fortepian, wszedł młody chłopak we fraku. Miał czarne włosy, był wysoki, szczupły i umięśniony, a jego cera była niemal porcelanowa, na czego widok Taehyung autentycznie się zaniepokoił, bo chłopak był prawie tak blady, jak on sam, a szatyn nigdy nie chciał, by ktoś podzielił jego los.

Kim patrzyłby dalej na uroczą buźkę o pokerowym wyrazie, lecz chłopak ukłonił się publiczności i usiadł na taborecie przed instrumentem, uniemożliwiając to Taehyungowi. Czarnowłosy rozciągnął palce, aż w skąpanej w ciszy sali rozległo się głuche pyknięcie, i ułożył delikatne, szczupłe dłonie z idealnie przyciętymi paznokciami na klawiszach.

Pierwsze nuty były ciche, nieśmiałe, jakby chłopak nie był pewien swoich ruchów. Wraz z każdym następnym, zmieniało się wszystko. Tak samo w artyście, jak i jego publiczności. Ostre rysy twarzy 19-latka zmiękczyły się, a on sam zamknął oczy, dłońmi niemalże płynąc po klawiszach.

Taehyung niemal od razu poznał utwór. Pianowa wersja Nuvole Bianche niby nie różniła się niczym od innych wykonań, a jednak była całkowicie inna. I nawet Kim - największy przeciwnik instrumentów klawiszowych, musiał to przyznać.

Występ skończył się według szatyna zdecydowanie za szybko. Pod koniec, czarnowłosy drastycznie zwolnił, pomiędzy każdym wciśnięciem klawisza robiąc niemal sekundowe przerwy. Delikatnym ruchem wykonał ostatnią nutę, chwilę jeszcze siedząc przed fortepianem. Po długiej półminucie otworzył oczy, wstał i ukłonił się widowni.

Tak głośnych owacji Taehyung nigdy jeszcze ani nie słyszał, ani nie brał w takowych udziału.

†♪†

- I co? Wciąż twierdzisz, że to tylko przechwałki cynicznego nastolatka? - spytał Namjoon, gdy wychodzili z filharmonii. Dookoła było zdecydowanie więcej śniegu niż wcześniej. Ledwo dało się dostrzec ogrody za budynkiem.

- Tak - burknął szatyn, wpychając dłonie do kieszeni płaszcza. Może i myślał zupełnie inaczej, jednak przecież nie mógł powiedzieć tego na głos. Musiał trzymać image.

- Drżysz - zaśmiał się wyższy, tykając Taehyunga palcem w ramię. - I wątpię, że to z zimna.

Młodszy wykrzywił lekko usta, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

- Cicho siedź - zachichotał, będąc tym nieźle zaskoczonym. Ostatni raz śmiał się przecież na swoich urodzinach, gdy skorzystał ze swoich przywilejów i spędził tydzień w Disney Landzie.

- No no - Namjoon pokiwał z uznaniem głową, zatrzymując się przy parkingu autobusowym. - Chyba muszę jakoś znaleźć tego chłopaka. On dobrze na ciebie działa - puścił mu perskie oczko.

Szatyn wywrócił oczami, uśmiechając się jednak.

- Och idź już, a nie się bawisz w swatkę - zaśmiał się, popychając lekko wyższego. - Na razie - pożegnał się z nim, robiąc kilka kroków, by zatrzymujący się autobus otworzył drzwi tuż przed jego nosem.

Taehyung kupił bilet u starszego kierowcy i usiadł na swoim miejscu na samym końcu pojazdu, gdzie nikt nigdy nie siadał, z racji bulgoczącego zbiornika z paliwem. Oparł skroń o szybę i wrócił myślami najpierw do cudownego występu 19-latka, a później do słów Namjoona.

Musiał przyznać mu rację. Sam zrobiłby teraz wszystko, byleby poznać młodego fortepianistę.

You've got the words to change a nation

But you're biting your tongue

You've spent a life time stuck in silence

Afraid you'll say something wrong

If no one ever hears it,

How we gonna learn your song?

So come on, come on

Come on, come on

†♪†

Oto pierwsza część .ω. Powiem wam, że super mi się pisało :3 To według mnie będzie moja najlepsza książka
Dodaję szybciej, ale chyba wam to nie przeszkadza, prawda? C:
Hope you like it (^v^)

Composer Of Love ♪VKook♪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz