Z racji tego, że jestem totalnym śpiochem trudno było mi wstać w poniedziałkowy poranek. Co ja mówię! Jest 6:30..to przecież środek nocy, nie sądzicie? Wyłączyłam budzik, ale mimo to nadal byłam wtulona do poduszki. W końcu jednak postanowiłam zmierzyć się ze swoim lenistwem i wstałam z łóżka. Założyłam swoje łapcie w kształcie buldoczków, a następnie udałam się w kierunku kuchni na śniadanie, na śniadanie, które musiałam sobie sama przygotować. Reszta domowników jeszcze spała. Z szafki wyjęłam płatki kukurydziane, a z lodówki zimne mleko.
-Proste śniadanie gotowe w mgnieniu oka!- wzięłam miseczkę, poczym ruszyłam do swojego pokoju aby tam zjeść mój "bogaty" posiłek. W między czasie zalogowałam się na Twitter'a i już sprawdzałam nowe Tweety dodane przez moich znajomych.
@ismechi: nienawidzę poniedziałków -_-
@ismechi: mogę prosić o wakacje?Kiedy zjadłam ostatnią porcję płatków poszłam do łazienki. Po paru minutach byłam gotowa do wyjścia, lecz najpierw spojrzałam w lustro. Miałam na sobie czarną koszulkę na ramiączka, rurki z wysokim tego samego koloru, bordową koszulę w kratę i białe Conversy. Włosy zostawiłam naturalnie pofalowane - nic z nimi nie robiłam. One zawsze miały lekkie fale. Wzięłam moją skurzaną kurtkę, torbę i już znajdowałam się pod drzwiami wyjściowymi.
Pierwsza lekcją, z którą musiałam się zmierzyć to matematyka z moją wychowawczynią. Nie przepadałem za tym przedmiotem, jednak nie miałam z nim problemu. Co do wychowawczyni...lubiłam ją. Zawsze rozumiała uczniów, a przede wszystkim miała do nich niezbędne podejście. Miała ok. 40 lat i sama była matką dwójki dzieci.
-Tini! Myślałam, że już nie przyjdziesz!- zdążyłam zbliżyć się pod klasę, gdy Mechi nie wiadomo skąd mnie dopadła. Byłyśmy dla siebie jak siostry.
-Dlaczego miałabym nie przyjść - zaśmiałam się.
-No ja nie wiem co i z kim robiłaś wczoraj wieczorem. - w jej słowach wyczułam podtekst, a jej dwuznaczny uśmiech tylko potwierdził moje przypuszczenia.
-Wiesz...to była naprawdę długa i namiętna noc spędzona z telefonem w moim łóżku.
-Twitter?
-Mój mąż.- obie zaczęłyśmy się śmiać, a następnie ruszyłyśmy do szkolnego sklepiku.
W tej samej chwili zadzwonił mi telefon. Dzwoniła moja mama. To dziwne, ponieważ ona nigdy do mnie nie dzwoni, gdy jestem w szkole. Przeczuwałam, że coś się stało. Ja odebrałam telefon, a Mercedes sama poszła załatwić sprawy śniadania.
Miałam rację. Mama dzwoniła aby poinformować mnie o nieszczęsnym wypadku mojego brata. Podobno, gdy schodził po schodach niefortunnie upadł, wynikiem czego jest złamana noga. Zaczęłam schodzić po schodach w kierunku sklepiku, gdy sama nagle straciłam poczucie gruntu pod nogami. Czułam jak zaczynam się przewracać, jednak zamiast upaść na podłogę wyłożoną kamiennymi płytkami znalazłam się w czyiś ramionach, męskich ramionach.
-Nic ci się nie stało? - gdy wreszcie podniosłam wzrok zobaczyłam kto jest moim wybawcą. Był to brunet o głębokim, brązowym spojrzeniu. Przez chwilę nie mogłam się powstrzymać aby nie patrzeć się w jego ślniące źrenicę.
-Nie, wszystko w porządku. Naprawdę przepraszam i bardzo ci dziękuję. Wybacz, ale muszę zapytać. Jesteś tu nowy? Nigdy cię tu nie widziałam.- czułam jak moje policzki zaczynają nabierać kolorów.
-Dokładnie. Przeprowadziłem się tutaj z rodzicami. Przyjechałem z Meksyku. Jestem Jorge. - wyciągnął do mnie rękę, a na jego twarzy pojawił się boski uśmiech. STOP! Dlaczego ja tak zachwycam się chłopakiem, którego znam 2 minuty?! Jednak trzeba przyznać...jest przystojny...
-Martina. Miło mi cię poznać. Wybacz, ale za chwilę zaczynam lekcję. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - musiałam coś zrobić, żeby odciągnąć wzrok od jego oczu.
-Ja również mam taką nadzieję.- uśmiechnął się, podał mi rękę, a następnie objął ramieniem. Teraz byłam pewna, że moje policzki są całe czerwone. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w kierunku sali matematycznej. Z tego wszystkiego nie zauważyłam, że Mechi wszystko widziała i przyglądała nam się z uśmiechem na twarzy.
-On jest taki słodki! Bylibyście idealną parą.- widać było jak bardzo jest podekscytowana całą sprawą.
-Jest przystojny, co nie zmienia faktu, że znamy się 5 minut i nic między nami nie było, nie ma i nic nie będzie. -Mercedes spojrzała na zegarek.
-Znacie się 6 minut i 28 sekund. - już miałam to skomentować, gdy właśnie zadzwonił dzwonek na lekcję, a my razem z klasą weszliśmy do klasy. Każda osoba z klasy była bardzo zżyta z pozostałymi. Byliśmy jak rodzina, mimo wszystko śmiechy,żarty i wygłupy były naszą podstawą. Wszyscy jednak musieli ucichnąć, gdy do naszej klasy weszła pani Vega - nauczycielka matematyki, a zarazem nasza wychowawczyni.
-Witajcie. Zanim zaczmiemy typową lekcję chciałabym wam przedstawić pewną zmianę, która zaistnie w waszym gronie. Przechodząc do setna sprawy, będziecie mieć nowego ucznia. Otóż nazywa się Jorge Blanco, przyleciał do nas z Meksyku. - po usłyszeniu tych słów w mojej głowie panował mętlik. Czy to wszystko może być możliwe?
-Jorge, zapraszamy.- nauczycielka zaprosiła chłopaka do klasy, a moje oczy znów doznały ukojenia. Serce zaczęło mi szybciej bić, a on sam chyba mnie zauważył, gdyż posłał w moją stronę szeroki uśmiech.
-Przez to, że mamy zbyt mało ławek abyś mógł usiąść sam, proszę zajmij miejsce w ławcę razem z Martiną. - wskazała na moją ławkę, chociaż mogę się założyć, że Jorge doskonale już wiedział, w którym kierunku ma iść. Spojrzałam na Mercedes, a ona na mnie. Moje serce wciąż nie mogło ustalić sobie jednakowego rytmu.
-Oczywiście pani profesor. - odpowiedział mój wybawca ruszając w moim kierunku, czułam się dość niezręcznie.
-Życie znowu stawia nas na wspólnej drodze.- dodał po chwili, a ja znów zatonęłam w jego nieziemskim spojrzeniu.
CZYTASZ
El Caso? || No, Es El Destino.
Roman pour AdolescentsMartina to z pozoru zwykła siedemnastoletnia dziewczyna, która nie rozumie w życiu wielu rzeczy. Chodzi do pierwszej klasy liceum razem ze swoimi przyjaciółmi. Od dziecka interesowała się wokalem i muzyką. Jej największym marzeniem było stanąć kiedy...